Zaraz po tym jak klacz przyniosła mi wodę, podziękowałem jej skinięciem głowy i zaczerpnąłem krótki łyk. Moja towarzyszka ponownie zagłębiła się w rozmowę z Marry. Oboje wesoło gestykulując, rozprawiały o życiu w Mieście Dusz. Ja natomiast z uśmiechem obserwowałem Wind. Wyglądała na niesamowicie szczęśliwą, gdy ujrzała swą matkę na festiwalu. Przez pewien moment mógłbym nawet rzec, iż poczułem niewielkie ukłucie zazdrości. Choć Marry nie żyła, Mystery miała za młodu kogoś, kto ją wspierał i się nią opiekował. Osobiście nie wyobrażam sobie osoby która posiadałby podobne uczucia w stosunku do mnie. Zamyśliłem się. Wcześniej nie często rozmyślałem o tym, jak by to było, gdybym żył normalnie. Jednakże nie szczególnie widziałem się na obrazku takiej szczęśliwej rodziny. W kolejnym odstępie czasu niewiele się działo. Może z wyjątkiem tego, iż szklanka, w której otrzymałem wodę, zaczęła schnąć. Zegar dawno wybił godzinę dwunastą i z charakterystycznym dźwiękiem zmierzał do wskazania pierwszej w nocy...
- Obiecuję, że będę Cię często odwiedzać.- usłyszałem, gdy Wind wstała z sofy.- Teraz przynajmniej wiem gdzie. Tak bardzo cieszę się, że cię spotkałam.
Klacze uścisnęły się, a zaraz później właścicielka domu odprowadziła nas do wyjścia.
- Miło było Cię poznać.- rzekłem, skinąwszy głową w stronę Marry.
- Liczę, że będziecie mnie odwiedzać.- uśmiechnęła się.
- Oczywiście, że będziemy.- roześmiała się Wind.
Pożegnaliśmy się i kilka chwil później już szliśmy uśpioną drogą miasta. Nasze kończyny wydawały charakterystyczny dźwięk na brukowej kostce. Jasne światło lamp prowadziło nas w stronę bram krainy. Nie rozmawialiśmy wiele. Wystarczyły tylko spojrzenia, które krzyżowały się co kilka kroków, aby zaraz potem jedno z nas odwróciło głowę. Mięliśmy smoczycę strzegącą miasta nie cały kwadrans później. Znaleźliśmy się w magicznym lesie i po kilkunastu metrach znaleźliśmy się na rozwidleniu dróg. Weszliśmy na nie całkiem stabilny most obrośnięty kępkami mchu. Widać je było za pośrednictwem błękitnych promieni przebijających się przez wyraźnie, wieloletnie drzewa.
- Dziwnie się zachowywałeś u Marry.- rzekła Wind spoglądając w moim kierunku.- Wydawałeś się nieobecny. Jakbyś był tam tylko ciałem.
Nie odwracając wzroku od mostu, zmrużyłem lekko oczy i machnąłem ogonem.
- Coś się stało? -zapytała klacz, w dalszym ciągu nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Nic.- uśmiechnąłem się delikatnie.
- Daj spokój. Przecież widziałam, że nie byłeś rozluźniony.
Zignorowałem jej słowa i nie rozpraszając się, w dalszym ciągu starałem się kroczyć drewnianymi żerdziami. Dotarliśmy do końca mostu, a następnie lekko z niego zeszliśmy. Niespodziewanie Wind zagrodziła mi drogę.
- Powiedz mi co się stało.- powiedziała cicho, spoglądając w moje oczy.
Westchnąłem ciężko i przewróciłem oczami.
- Rozmyślałem o tym jakby to było, gdybym także posiadał rodzinę.- Wind rzuciła mi spojrzenie, w którym kryła się ciekawość mieszana z zaskoczeniem.- Stworzył mnie Carus.
Pomimo zachowania emocjonalnej miny źrenice klaczy zmalały w zaskoczeniu. Otworzyła szerzej oczy i wyraźnie próbowała przetworzyć to, co właśnie usłyszała.
- Przepraszam, że tak dociekałam.- wyrzuciła jednym tchem.
- Nie masz za co. Nie zmieniłbym za nic w świecie swojego życia. Posiadam coś, czego nie chciałbym stracić.
Podszedłem bliżej klaczy, a jej spojrzenie uciekło w dół. Lekko zmrużyłem oczy i przysunąłem głowę bliżej twarzy jabłkowitej, której ciepły oddech wpadł w moją grzywkę. Nasze spojrzenie ponownie się spotkało lecz nie trwało to długo. Delikatnie musnąłem swoimi wargami gorące usta Wind.
[Wind Mystery?]