niedziela, 31 lipca 2016

Od Reamonna C.D. Roxolanne (z cyklu; dłuższego nie było?)

Po raz kolejny zasiadłem na tronie. Nie otoczyła mnie jednak ciemna woda. Rozejrzałem się zaniepokojony i spostrzegłem, że ściany pokoju zaczynają zmieniać kolor. Stawały się coraz jaśniejsze. Dodatkowo towarzyszyło mi dziwne, nasilające się uczucie. Zupełnie, jakby ktoś rwał moją duszę. Jasność była tak ostra dla moich przyzwyczajonych do ciemności oczu, że zacząłem je mrużyć. A potem oślepiło mnie to światło i wszystko, łącznie z tronem zniknęło.
Z tego dziwnego stanu rozbudziły mnie ciche odgłosy. Szmery, stukanie kopyt i gwar. Zupełnie inne od ciszy, która była w pokoju. Pokoju, z którego wspomnienia powoli zacierały się w mojej głowie. To właśnie ta pustka budziła we mnie cichy lęk. Delikatnie otworzyłem oczy. Pierwsze co zobaczyłem to wnętrze starej izby. W środku było ciemno, ale mimo tego nie miałem problemu z zauważeniem licznych fiolek i misek stojących na półkach. Stało tam też dużo książek, starych przedmiotów i… sztyletów. Cały wygląd wydał mi się dziwnie znajomy. Cały strach i niepokój znikł w jednej chwili. Potem spojrzałem pod nogi. Stałem na pewnego rodzaju drewnianym podeście, wokół którego stały trzy konie. Jednym z nich był młody ogier, drugim stary, cały obwieszony bransoletami i kolczykami. Ostatnim znajdującym się w pomieszczeniu koniem była klacz, biała klacz. Owszem, mogłem się mylić, lecz byłem pewny, że to jej pysk utkwił w mojej pamięci. Ale czemu? Kim ona była?
Zeskoczyłem z podestu, co sprawiło że konie cofnęły się do tyłu.
- Kim jesteś? Czemu pamiętam ciebie? - zapytałem. Klacz jednak nic nie odpowiedziała. Zwróciła głowę do młodszego ogiera i wypowiedziała coś w niezrozumiały dla mnie języku.
- ************************ - stałem i przyglądałem się jej zachowaniu. Był w nim strach, ale przeważała złość i… dobroć?
- *******************. - odpowiedział ogier i cofnął się kilka kroków do tyłu.
- O co chodzi, kim jesteście!? - prawie krzyknąłem, zdenerwowany całą sytuacją. Siwa klacz, gdy tylko usłyszała mój podniesiony głos, cofnęła się kilka kroków do tyłu. Pokój był niewielki, więc uderzyła w stojący pod ścianą regał. Półki zachwiały się i spadło z nich kilka słoików wypełnionych płynami o przeróżnych kolorach.
- Spokojnie przyjacielu. - Powiedział stary ogier, a następnie zwrócił się do klaczy. Wypowiedział kilka niezrozumiałych dla mnie słów i schylił się, aby pozbierać rozbite szkło. - Oni nie rozumieją języka umarłych.
- Tak samo jak ja ich. - odpowiedziałem, ignorując dwa pozostałe konie i skupiając się na czarowniku… czy raczej… nekromancie.
- Wiem. Mam jednak coś, co może ci pomóc. - powiedział i ruszył do jednej z półek zostawiając za sobą resztę rozbitych naczyń. Po chwili wrócił, trzymając w pysku niedużą fiolkę, wypełnioną niebieskawym płynem. Najpierw zwrócił się do klaczy.
- ********************. - ta w odpowiedzi jedynie pokiwała głową. Następnie odwrócił się do mnie – Proszę, wypij to, a w jednej chwili poznasz każde słowo i zasadę ich języka.
- Po co mam go znać? Nie wiem kim są. - odpowiedziałem, odsuwając od siebie płyn.
- Bo jest tu jedna osoba, która chce z tobą porozmawiać. - odparł, wskazując pyskiem klacz. Zrezygnowany, uniosłem naczynie do pyka i wypiłem jego zawartość. Poczułem jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Rozstawiłem szeroko nogi, aby utrzymać równowagę i nie upaść.
- R-rey? Wszystko w porządku? - usłyszałem. Nie był to mój język, lecz wiedziałem co znaczą te słowa.
- Kim jest Rey? - spróbowałem ułożyć wypowiedź z masy nowych informacji, które pojawiły się w mojej głowie.
- Ty, Reamonn Adalmite Arcadia!
- Nie wiem o kim mówisz, ani czemu jedynie co pamiętam to twój pysk. - odparłem chłodno, przyglądając się jak na jej pysku pojawia się wyraz zawodu.
- Mówiłem, że nie powinnaś tego robić, Roxo. - młody ogier podszedł do niej, ewidentnie chcąc wyprowadzić ją z pomieszczenia.
- Nie! Za dużo trudów przeszłam, aby on wrócił. Nie zostawię go teraz. - odparła z godnym podziwu uporem. Słysząc jej słowa, na moim pysku pojawił się uśmiech.
- Czyli, jestem Reamonn powiadasz? - podszedłem do niej i objąłem ją jednym skrzydłem, szeroko się uśmiechając i delikatnie mrużąc oczy.
- A ja Roxolanne. Jestem, znaczy byłam przywódczynią stada Heaven Hooves, którego członkiem ty też byłeś i- - zasłoniłem jej pysk skrzydłem, aby przerwać jej wypowiedź. Heaven Hooves? Roxolanne? Ja? Śmieszne. Coś jednak podpowiadało mi, aby mimo wszystko nie przestawać i dalej słuchać jej słów. Te wszystkie informacje były dla mnie nowe, ale gdzieś w głębi czułem, że nie mógłbym im zaprzeczyć…
- Czy moglibyśmy wyjść? Chcę zobaczyć skąd się bierze to światło. - powiedziałem, wskazując pyskiem na firankę, zza której prześwitywało słońce.- Z chęcią, straszny tu zaduch. - dało się słyszeć jęk młodego ogiera.
- Nie słuchaj go. - zaśmiała się… Roxolanne. To, jak szybko poprawił się jej humor naprawdę mnie zaskoczyło. - To Paloo. Jest bogiem i moim dobrym przyjacielem, ale czasami potrafi być naprawdę dziecinny.
- Bogiem? Jak Moon? - spytałem, przypominając sobie głos z pokoju.
- Pamiętasz Moon? - zapytała, a cały jej entuzjazm gdzieś zniknął.
- Nie wiem...po prostu mam wrażenie jakbym go znał. Tak… od zawsze. - odparłem głosem bez emocji i lekko wzruszyłem skrzydłami. Zostawiłem klacz za sobą i udałem się w stronę drzwi. Silniejsze pchnięcie wystarczyło, aby otworzyły się z cichym skrzypnięciem. W jednej chwili oślepiło mnie światło. Zamrugałem kilka razy, czekając, aż moje oczy przyzwyczają się do jasności. To, co znajdowało się za drzwiczkami, było niesamowite. Wykonane z piaskowca i marmurowych bloków kamienice były ozdobione licznymi roślinnymi ornamentami. Przedemną rozciągał się duży, wyłożony kostką plac. A na placu chodziły najróżniejsze konie oraz stały liczne stragany.
- Woah. - opuściłem izbę i stanąłem przed drzwiami. To co teraz widziałem, było czymś niezwykłym w porównaniu z tą pustką i ciemnością. Liczne kolory, głosy i mieniące się niczym złoto w słońcu czyniły ten widok czymś nieziemskim.
- Za pierwszym razem zareagowałeś bardzo podobnie, wiesz? - nawet nie zauważyłem kiedy biała klacz stanęła obok mnie, delikatnie się uśmiechając. - To jest miasto bogów. Niesamowite, co?
- Chcę to zobaczyć. - powiedziałem cicho, po czym ruszyłem pędem w stronę rozstawionych na placu straganów.
- Hej, zaczekaj! - Zawołała za mną Roxolanne, ja jednak już jej nie słuchałem. Wyhamowałem przed pierwszym z nich i przystanąłem oglądając jego zawartość. Były to kolorowe filiżanki, z obrazkami wielu kwiatów, których nazw nie znałem. Nie one jednak były powodem mojego zdziwienia, lecz uśmiechnięta sprzedawczyni. Te konie po prostu tak żyły, śmiejąc się cały czas, podczas gdy ja walczyłem nad sobą, aby nie wiedzieć czemu nie wyjąć swojej długiej kosy i nie wyżyć swoich emocji na przechodzących obok koniach.
- Nie uciekaj mi tak. - biała klacz podbiegła do mnie. - Wooa! Jakie ładne! - uśmiechnęła się, patrząc na stojące filiżanki z błyskiem w oku. Miałem wrażenie, że gdyby nie ja to już by wykupiła cały stragan. Ja jednak ruszyłem wolnym krokiem dalej. Oglądałem bronie, eliksiry, książki, przedmioty codziennego użytku i owoce. Cały czas towarzyszyło mi uczucie, że znałem to wszystko a mimo tego było to nowe.
- Emm… Roxolanne? - zapytałem niepewnym głosem. Klacz oderwała się od przekupki i z prędkością światła znalazła koło mnie.
- Tak, o co chodzi?! - wypaliła takim tonem, jakbym właśnie coś złego zmalował.
- Nie, po prostu… to wszystko jest jakieś… znajome. - odparłem. Sam nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Ale w pewnym sensie, cieszył mnie uśmiech tej klaczy. Dlatego szedłem dalej.
Słońce mocno świeciło, więc po godzinie zatrzymaliśmy się pod ścianą jednej z kamienic, aby odpocząć w cieniu.
- Ale upał. - jęknęła Roxolanne. - Idę zobaczyć, czy nie sprzedają gdzieś chłodnej wody. Zaraz wrócę, czekaj tu i… nie zrób niczego głupiego okej? - powiedziała i odbiegła. Mimo, że chodziliśmy już godzinę nią cały czas targał dziwny niepokój. Tak jakbym mógł coś zrobić, coś czego ona się obawiała. Dodatkowo gdy szliśmy uliczkami zdążyła zawalić moją głowę toną informacji. Zaczynając od geografii, ważnych miast, bóstw, a kończąc na tym całym Heaven Hooves jakimś Cmentarzu, Arenie, Snow Flame i tej całej Nekromancji. A według jej opowieści wyglądało to tak, jakbym kiedyś żył sobie, żył, żył i nagle Poof!, zniknął i teraz znowu powrócił. Celowo cały czas pomijała jeden fragment tej historii. Fragment, który był powiązany z ciemnym pokojem i tym głosem, który słyszałem.
- Już jestem! - usłyszałem głos klaczy, która podbiegła do mnie, trzymając dwie miski z wodą. Podziękowałem skinieniem głowy i wziąłem od niej naczynie. Zanurzyłem pysk w chłodnym płynie.
- Twoja historia nie ma sensu. - prychnąłem. - Czegoś w niej brakuje…
- Uh? Może ci się tak wydaje. - odparła Roxolanne. Ja jednak wiedziałem, że jest to jedynie słabe kłamstwo. - Wiesz, chcę ci pokazać jeszcze kilka ciekawych rzeczy więc jak odpoczniesz to powiedz. - pokiwałem głową i wróciłem do picia. Po kilkunastu minutach słońce ustawiło się pod takim kontem, że trudno było znaleźć jakikolwiek cień. Zrezygnowaliśmy więc z odpoczynku i ruszyliśmy dalej, uprzednio odnosząc miski do straganu. Samo to, w jaki sposób to miasto funkcjonowało mnie zadziwiało. Konie nie płaciły tam jedynie pieniędzmi, lecz także wieloma przedmiotami. A kiedy ktoś w tak upalny dzień jak dzisiejszy chciał wody wydawali mu ją nawet za darmo. Spokojny spacer był ciekawym doświadczeniem po czasie spędzonym w ciemnościach. Cały czas czułem jednak, że jedna cześć mnie chciała walczyć i atakować.
Gdy doszliśmy do kolejnego z placów, ujrzałem stojącą na nim fontannę. Pośrodku stał złoty posąg. Zmęczony gorącem zignorowałem go i podbiegłem, aby ochłodzić się w bryzie wody. Dopiero gdy się zbliżyłem zauważyłem coś znajomego w dwóch sylwetkach.
- Tooo… jakieś żarty? - spojrzałem na Roxolanne. Musiałem mieć naprawdę dziwny wyraz twarzy, ponieważ klacz zaczęła się śmiać. Po chwili jednak przestała i podeszła bliżej, przyglądając się posągowi. W jednej chwili poczułem, że kolejny fragment układanki pojawił się w mojej głowie.
- Noo, to chodź, muszę ci coś pokazać! - z zamyślenia wyrwał mnie głos klaczy, próbującej odciągnąć mnie od fontanny. Z cichym westchnieniem opuściłem ‘przyjemne miejsce’ i udałem się za nią.
Po godzinie spaceru w słońcu uliczkami miasta, ciągnącymi się w nieskończoność i w dodatku pod górę, dotarliśmy na rozciągające się nad miastem urwisko. Wszystko porastała krótka trawa, a przed nami stała drewniana huśtawka. Zbliżyłem się i stanąłem na krawędzi. Rozciągający się stąd widok był oszałamiający. Promienie słońca, odbijające się od dachów i ulic powodowały, że całe miasto wręcz emanowało światłem.
- Niesamowite… - powiedziałem.
- A w nocy jest jeszcze lepiej. - Roxolanne przystanęła obok mnie. - W dzień to miasto należy do Sun, lecz w nocy jego władcą staje się Moon. Wtedy ulice ożywają, konie tańczą, świętują, a całe miasto rozświetlają latarnie… - rozmarzyła się klacz.
- To wróćmy tu wieczorem. - zaproponowałem, choć wizja tej męczącej wspinaczki wydawała mi się mało kolorowa. Ogólnie, wszystko było. Chodziliśmy po tym mieście i… rozmawialiśmy. I co? Tak mamy chodzić przez całe życie? Czy może ona wróci do tego jej stada i mnie zostawi? Czy może będzie chciała mnie zabrać ze sobą? Tyle nawijała o mojej przyszłości. Ale… jak mogłem wrócić do tego co było, skoro nic już nie pamiętałem?
- Nie możemy za długo tu przebywać. Bogowie nie mogą wiedzieć, że żyjesz. - odpowiedziała lekko smutnym głosem, siadając na huśtawce.
- Chwila moment, że żyję? Ja… umarłem? Jak, czemu?! Czemu bogowie nie mogą o tym wiedzieć? Co ukrywasz?! Czego nie chcesz mi powiedzieć?! - zacząłem krzyczeć, na co klacz jedynie zwiesiła głowę, nie patrząc mi w oczy.
- Ja nie…
- Roxolanne! - krzyknąłem. Dopiero teraz udało mi się zwrócić jej uwagę. - Ja… nie zmienisz przyszłości, uciekając od tego co było. Powiedz mi. - zbliżyłem się i oparłem głowę o jej szyję.
- Pani Ember, Pani Sun, Panie Moon! Znaleźliśmy go! - nagle nad nami dało się słyszeć czyjeś krzyki. Oboje jednocześnie unieśliśmy głowy, aby ujrzeć białą klacz, czarnego ogiera, biało-brązową klacz i wiele innych koni. Unosili się w powietrzu na niesamowitych, mistycznych skrzydłach. W tyle zauważyłem również młodego ogiera z wcześniej, jak mu tam było? Paloo, związanego łańcuchami.
- Roxolanne, córki Bring The Horizon i Eagle Eye’a! Jesteś aresztowana! - w jednej chwili na ziemie zleciało kilka pegazów w złotej zbroi, trzymających w pysku włócznie. Otoczyli Roxolanne, kierując ostrza w jej stronę.
- Sun, Moon?! - zawołała wystraszona klacz, nie używając uprzejmości.
- Wskrzesiłaś największe zagrożenie bogów, oraz znieważyłaś ich karę. Musimy zatem tym razem osądzić cię sprawiedliwie. Jesteś dla nas ważna, ale ważny jest też lud. On jest dla niego zagrożeniem. Twoim wyrokiem, jest kara śmierci! - naprzeciwko Roxolanne stanęła biała klacz, klacz słońce. Słowa wypowiedziane z jej pysku był surowe. Ja jednak przestałem ich słuchać po fragmencie największe zagrożenie bogów. Miałem wrażenie, jakby w jednym momencie cała układanka się połączyła. Miałem moc, która mogła zranić, lub nawet zabić bogów, więc zniszczyli mnie zanim stało się cokolwiek. Jednak pewna siwa klacz, która miała bardzo wielki sentyment do swojego przyjaciela, postanowiła mnie wskrzesić. Uh? Zrobiła tak wiele dla mnie?- Co ze mną? - spytałem, tym jednym krótkim zdaniem zwracając uwagę wszystkich dookoła.
- Wrócisz do mnie. - usłyszałem głos czarnego pegaza, Moon’a. Tak, to był ten sam głos, który słyszałem w ciemnym pokoju. A teraz stałem i czekałem. Tak jak inni. Widziałem wściekłość i wrogość w ich oczach. Nikt jednak nie odważył się zrobić choćby kroku w moją stronę. Trochę jakby się bali i czekali, że sam się im oddam? Po słowach Moon’a zapanowała cisza. Nikt nic nie mówił, po prostu czekali na moje ruchy. Odwróciłem i spojrzałem w stronę Roxolanne. Klacz trzęsła się, jednak patrzyła na wszystkich wzrokiem pełnym wściekłości i odwagi. Odwróciłem się w jej stronę. Zbliżyłem się do strażników, mierząc ich spojrzeniem mówiącym ‘jak się nie odsuniesz, to będzie źle’. Najwidoczniej podziałało bo pegazy zaczęły się cofać, opuszczając bronie. Zbliżyłem się do klaczy, osłaniając ja przed bogami.
- Wszystko w porządku? - zapytałem szeptem, cały czas patrząc w stronę unoszących się w powietrzu bez ruchu bogów.
- Jak mogłoby być w takiej sytuacji. - odpowiedziała, ciężko oddychając. Odwróciłem głowę, by spojrzeć w jej stronę. Czy chcę próbować ponownego powrotu, mimo że straciłem wszystko? Mam tylko tę krótką chwilę, by podjąć decyzję. Ona… była zdolna uciec i wskrzesić mnie mimo że wiedziała co ją czeka… Teraz moja kolej by się odwdzięczyć.
Odwróciłem głowę całkowicie w stronę klaczy i pocałowałem ją. Nie był to zwykły pocałunek. Po prostu nią zawładnąłem, trzymając mocno, choć próbowała się wyrwać. Usłyszałem zaskoczone głosy i szepty bogów. Na powrót przeniosłem wzrok w stronę klaczy. Ujrzałem jak na jej barku wypala się średniej wielkości znak przedstawiający czaszkę, oplecioną różami. Wypalanie znaku musiało boleć, ponieważ klacz cały czas szarpała się i kopała. Gdy całość była gotowa, puściłem klacz, składając ostatni, delikatny pocałunek na jej pysku. Zmęczona Roxolanne osunęła się na ziemię. Zasłoniłem ją swoim ciałem i spojrzałem wrogo w stronę bogów.
- Ona jest moja. - odpowiedziałem. Nie wiem skąd, ale wiedziałem o oznaczeniach. Naznaczając konia obiecuje się opiekę i wierność, co działa w obie strony. Oznaczenie nie jest jednak znakiem partnerskim. Działa to trochę jak połączenie typu dama-jej rycerz w średniowieczu, tyle że z obu stron takie samo i bardziej zobowiązujące. - Ktokolwiek ją skrzywdzi będzie miał do czynienia ze mną. - I raczej nikt tego nie chce, dodałem w myślach. Wiedziałem, że robiąc to uwalniam ją od wyroku, ale sprowadzam na nas niezwykłe przekleństwo. Widząc zakłopotane pyski bogów odwróciłem się do nich tyłem i zbliżyłem do klaczy. Ta była kompletnie pozbawiona sił i dyszała ciężko. Złapałem ją za jedną nogę i przerzuciłem sobie przez plecy.
- Ty… Gdzie idziesz?! - usłyszałem wściekły wrzask Ember jak tylko zniknęliśmy w jednej z uliczek miasta. Gdy doszliśmy do jednego z placów rozłożyłem szeroko skrzydła. Uśmiechnąłem się szeroko i zwróciłem szeptem do leżącej na moich plecach klaczy.
- No to gdzie te Heaven Hooves?

THE END

Roxolanne?

Może i długie, ale i tak cudne :3 Jenyy.. Uwielbiam xD //Roxo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz