niedziela, 29 listopada 2015

Drishti

Witamy serdecznie :')

piątek, 27 listopada 2015

Od Corrado C.D. Skylor

Ogier patrzył spokojnie na klacze. Gdyby nie jego ogon, który w pewnym momencie wykonał mały ale nieskoordynowany ruch, każdy przechodzący osobnik uznałby konia za woskową rzeźbę. Snow widząc zaistniałą sytuację zaczęła się cofać, aż w końcu zniknęła na tle drzew. Skylor popatrzyła na chwilę na ogiera, a po chwili jej łeb powędrował w dół niemalże dotykając chrapami podłoża. Po policzku słynęła pojedyncza łza. Potem druga.. i kolejna. Koń zawahał się przez chwilę próbując złamać barierę która dzieliła go od jego odnalezionej partnerki. Patrzył na nią. Płakała, a on nie mógł nic zrobić.. gdyby tylko.. N-nie. To nie możliwe. On przecież nie umie, nie potrafi... Zaczął przebierać przednimi nogami z początku niepewnie i niezauważalnie, a po chwili bardziej. Dla Sky było to niemożliwością, bo gdy tylko uniosła pysk, tuż przed jej obliczem stał jej ukochany w całej postaci. Podniosła zapłakane oczy lekko ku górze aby spojrzeć mu w oczy, ale również tego nie potrafiła. Corrado dotknął delikatnie jej podbródek i uniósł go do góry. Zaczęła się rozglądać na prawo, lewo, w dół, aż w końcu utkwiła wzrok w jego oczach. Było to dla niej ogromną ulgą. To, że Corrado do niej podszedł, sprawiało, że nie czuł już rzeczy niemożliwych. To, że Skylor na niego popatrzyła, też było dla niej przełomem.
- Corrado.- przedstawił się podając klaczy kopyto.
-C-co? - zapytała przez łzy. - a.. Tak... Skylor.

Skylor? 

czwartek, 26 listopada 2015

od Skylor C.D. Snow Flame

- Co chciał popełnić? - Skylor spojrzała na swoją towarzyszkę wymownie. - Nie mów że....
- Tak. - Snow przerwała jej. - Chciał się zabić.
Klacz zrobiła wielkie oczy i zagłębiła się w swoje przemyślenia. Co ona zrobiła? Przez nią Corrado mógł popełnić samobójstwo. Corrado. Mógł. Popełnić. Samobójstwo. To...to...straszne! On popadł w depresję!
- Ale co się wtedy stało? Jak...no wiesz....Cor....chciał się...no.... - Sky nie potrafiła wymówić tego słowa. Nie o nim. Nie o Corradzie.
- Ja....starałam się go jakoś pocieszyć. Nie mogłam dopuścić, żeby to zrobił. Czułam, że kiedyś wrócisz. A ten ogier chyba w to nie wierzył, chociaż próbowałam przemówić mu do rozumu i go przekonać, że kiedyś powrócisz. Zdążyłaś w samą porę. - Snow Flame spojrzała na klacz pegaza poważnie. - Był już na samym skraju. Prawie do tego doszło. A teraz kiedy wróciłaś...No, musi dojść do siebie. - mruknęła. Skylor spuściła głowę. Musi coś z tym zrobić....Nie może reszty życia przeżyć w takim czymś. Kochany przez nią ogier jest tuż obok, a ona...nie może się do niego zbliżyć.
Dwie przyjaciółki szły przez chwilę w milczeniu. Po chwili Snow odezwała się.
- Corrado...jest tu. - powiedziała cicho. Sky podniosła głowę. Rzeczywiście, kilkanaście metrów przed nimi stał ogier, patrząc na nie. Klacz głośno przełknęła ślinę.

<Corrado?> Sory, że tak długo, ale chwilowy BW :/

wtorek, 24 listopada 2015

Od Roxolanne C.D. Reamonna

Roxolanne zmierzyła go wzrokiem po czym podeszła bliżej dotykając swoim pyskiem, jego pysk.
- Jestem baaardzo naiwna. - mruknęła mu do ucha, oddaliła się i spojrzała czujnie w jego oczy. - Nie wiem kim jesteś i co robisz.. ale jestem pewna, że jesteś dobry. - Zapewniła po czym wzrok na sekundę utkwiła w płycie na której stała. Gdy go podniosła, ogiera już nie było. Lanne zaczęła się rozglądać - na próżno. Po prostu zniknął. Klacz niepewnie zaczęła iść w stronę wyjścia, gdy ten pojawił się przed nią niczym z marnego horroru. - Ty... jesteś dziwny. -oznajmiła patrząc na Rea.
- I tylko to masz mi do powiedzenia.? - wyraźnie się zdziwił.
- Słuchaj.. Muszę iść. Za chwilę mam spotkanie z Eclipse, Wind Mystery, Skylor, Corrado, Snow, Diablo i White Shadow...
- Poczekaj.
- Już czekałam, zwłaszcza, że niebo nie może być bez księżyca. - wskazała na niebo, które rzeczywiście było pozbawione tej wielkiej, białej kuli. Reamonn spojrzał na nieboskłon i uniósł jedną brew ze zdziwienia.
- Ty.. Wznosisz na niebo księżyc?
- Taa. To ja. Więc będę lecieć. Muszę powiedzieć stadu o nowym członku.
- Ale ja nie.. - nie dokończył bo klacz już biegła przed siebie. Westchnął i poszedł za nią.


Także to na tyle, jeśli chodzi o terytoria.. A. Jeszcze jedno. Na cmentarzu zamieszkał koń. - dodała Roxo patrząc z niecierpliwością na szumy, które powstały między końmi w wyniku jej słów.
- To nowy członek stada? - zapytał ktoś z obecnych. Przywódczyni westchnęła i już chciała odpowiedzieć gdy..
- Tak.- zrobił to ktoś inny. Siwa postać wyłoniła się z cienia. Wokoło dało się słyszeć głosy zdziwienia. Roxo uśmiechnęła się i popatrzyła na dziwnego typa. Był to ten koń, którego ogon smakuje krwią.

Reamonn?

od Reamonna do Roxolanne

Słońce powoli wychylało się zza horyzontu, ale przez gęste gałęzie prześwitywało tylko kilka różowo-pomarańczowych promyków. Północny wiatr poruszał gałęziami napełniając cały las szumem. Szum przerywany ciszą i trzaskiem starych gałęzi. Nagle przez gałęzie przedarła się gruba smuga światła oświetlając ziemie. Leżało na niej duże zwierze o czarno-szarej maści. Prychnęło przez sen i powoli rozprostowało nogi. Otwarło leniwie jedno oko, prawie zakryte przez gęstą szarą grzywę. Podniosło delikatnie głowę uważając by nie zahaczyć o pomnik pod którym leżało.



Przedstawiał on anioła o ogromnych, pierzastych skrzydłach, w całej swojej kamiennej okazałości. Réamonn rozejrzał się dookoła. Leżał na niedużym wzniesieniu otoczonym przez krzaki różowych i szkarłatnych kwiatów. Nad jego głową rozciągał się gruby baldachim gałęzi drzew. W lesie nie śpiewały ptaki, tylko co jakiś czas po kamiennej ścieżce przebiegał jakiś gryzoń. Otaczające długą alejkę groby nie były bogato zdobione, czy o spektakularnych kształtach.
Nagle usłyszał dźwięk łamanych gałązek i stukania kopyt. Potem było słyszeć niewyraźnie słowa, prawdopodobnie będące zażaleniami. Chwile potem zza drzew ujawniła się dana postać. Biało-szara klacz powoli truchtała ścieżką.
- Mamy tutaj bardzo luksusowe mieszkania, a ty się uparłeś, że chcesz mieszkać na Cmentarzu! Jeszcze gdzie! Stąd wszędzie daleko! - powiedziała na powitanie.
- Eheehhe, nie musisz tu przychodzić - odpowiedział Rey.
- Zamierzasz się tu zakisić z tymi umarlakami? - mówiąc to wskazała kopytem przypadkowy grób.
- To mi ni..
- Nie przerywaj mi! - powiedziała karcącym tonem. - Tak więc jak już mówiłam, nie możesz tu siedzieć cały czas... - Rey pokiwał głową wywracając oczami. Roxolanne kontynuowała dalej nie zwracając na niego uwagi. - Przyszłam żeby cię oprowadzić. I chcę żebyś poznał resztę.
- Tak jest, Księżniczko. - Réamonn wstał i podszedł do niej.
- Mógłbyś się ograniczyć. - ucięła i ruszyła aleją.
Kłusowali już pół godziny. Las się jeszcze nie skończył, ale gałęzie przerzedziły się na tyle, aby słońce dobrze oświetlało oba konie. Powoli zaczynało się słyszeć śpiew ptaków. Najpierw pojedyncze głosy, a potem coraz więcej. Myszy przestały przebiegać wokół kopyt, a aura zmieniła się na mnie mroczą. Pobocza pokrywała gęsta trawa i soczyście zielone krzaki. Kora drzew była bardziej zamszona i dało się spotkać coraz więcej odmian roślin.
Po godzinie wyszli na otwartą polanę.



Słońce unosiło się nad horyzontem stapiają się z polem żółtych kwiatów. Daleko przed nimi widać było ogromne masywy górskie.
- Góry Szare - wyjaśniła Roxolanne.
- Woah. Niesamowite - powiedział cicho Rey. Silny wiatr gwizdał im w uszach, kiedy z niesamowitą prędkością biegli przez pole. - Waaa Haaaai! - krzyknął radośnie Réamonn. Biec w stronę słońca unoszącego się nad jeszcze pomarańczowym niebem, poprzez pole kwiatów. Wyglądali jak dwie strzały przelatujące przez kłosy zboża, pozostawiając za sobą długie smugi.
Tego dnia razem z Roxolanne obejrzał większość terenu. Kiedy wieczorem odprowadzała go na Cmentarz oboje byli potwornie zmęczeni. Szli powoli leśną ścieżką ciężko dysząc.
- Masz fajne Stado. - mruknął Rey - Miło było wszystkich poznać. Dobrze, że tylko tyle bo tak cały dzień musiałbym się witać. - uśmiechnął się ironicznie.
- My mamy. Przecież ty też jesteś jego częścią.
- Ahhhh... Przestań z tą jednością. Może tu jestem bo uznałem, że nudno jest być samemu. Nie deklarowałem, że mam zamiar przystąpić do tej waszej Famili. - prychnął.
Stanęli pod pomnikiem. W lesie panowała martwa cisza przerywana pohukiwaniem sowy. Światło księżyca prześwitywało przez gałęzie oświetlając ich pyski, i tworząc z nich nocne zjawy. Stare nagrobki dodawały jeszcze więcej grozy całej scenie.
- Ty na serio się tego nie boisz?
- Nie - skwitował krótko Réamonn.
- Ah. No to Pa! - machnęła ogonem Roxolanne i zaczęła kierować się w drogę powrotną.
- Zaczekaj. - powiedział Rey i złapał ją za ogon. Następnie stanął przednią zagradzając jej drogę. - Co ty sobie myślisz? Przyjmujesz kogoś takiego jak ja, i zachowujesz się jakbyś nic nie wiedziała. Jesteś głupia, czy naiwna? Co ty właściwie myślisz o mnie... jako mordercy?

<Roxolanne>

Od Eclipse CD. Wind Mystery

Wtem powietrze zmieszało się z silnym podmuchem wiatru, który wraz ze sobą przyniósł kilka płatków perłowych kwiatów. Poczułem jak wpadają one w nasze grzywy. Wiatr bawił się mym jasnym włosiem to wzbijając w powietrze, to pozwalając jej skryć wygiętą w łuk szyję. Po pewnym czasie, zirytowany zarzuciłem głową, aby strzepnąć cześć grzywy na jedną stronę co poskutkowało tym, iż grzywka uderzyła mnie w oczy. Westchnęłam ciężko przy tym mrużąc oczy, gdy do moich uszu dotarł znajomy śmiech. Dostrzegłem ruch, gdy Wind przysnęła się do mnie bliżej, a następnie odgarnęła niesforne kosmki trąceniem chrap. Podziękowałem jej delikatnym uśmiechem, a następnie również dosunąłem się bliżej i objąłem ją skrzydłem. Kiwnięciem głowy wskazałem w stronę dalszej drogi na co ma towarzyszka, bezsłownie się zgodziła. W takowej pozycji udaliśmy się drogą w stronę łąki zakańczającej teren Jeziora Amora. Jodły osadzone na skraju pola sugerowały mi, że idąc w tym kierunku dotrzemy do Gór Szarych. Te po następnym kwadransie dało się już rozróżnić na ciemnym horyzoncie.
- Gdzie mnie prowadzisz? -Zapytała klacz, gdy moje spojrzenie zatrzymało się na niej. 
W jej oczach kryły się tajemnicze, wesołe iskierki.
- Myślałem, że mogłabyś przenocować dzisiaj u mnie, a jutro moglibyśmy przejść się do Bassaltu.
- W to jutro za kilka godzin? -Roześmiała się.
Skinąłem głową. Faktycznie aktualna pora, nie szczególnie nadawała się do wędrowania po mieście. Moglibyśmy obudzić wielu mieszkańców... Osobiście jednak nie odczułem tej niewielkiej zmiany czasy, która nasunęła się w Mieście Dusz. Mógłbym przysiąść, iż gdy byliśmy u Marry było grubo po dwunastej w nocy. Tutaj natomiast, sugerując się ułożeniem gwiazd i księżyca, mogła być dopiero dwudziesta trzecia. Jednakże nie zagłębiając się w ten temat dalej po następnym kilkunastu minutach byliśmy już przy jednym ze stromych zbocz gór. Odetchnąwszy rześkim powietrzem, wzrokiem odszukałem nieduże skalne wgłębienie. Pokierowałem klacz w owym kierunku i weszliśmy do jaskini. Pomimo dość niewielkiego wejścia jaskinia wewnątrz miała nader interesujące rozmiary. Sufit osadzony był wysoko, gdyż grota była wyryta we wnętrzu góry. Po obu ścianach pięły się liściaste draperie, z których w co poniektórych miejscach zdążyły wyrosnąć pęki kwiatów. Rozlśniłem skrzydło, którym obejmowałem grzbiet klaczy, aby przyległo ono do mojego boku.
- A więc to Twoja kwatera? -Rzekła Wind, rozglądając się po pomieszczeniu. 
- Tak. -Odparłem krótko po oddaleniu się w kąt, gdzie udało mi się zmaterializować dużą, białą, jedwabną tkaninę o złotych i srebrnych emblematach.- Nocami naprawdę jest zimno od posadzki, ale ogółem rzecz biorąc idzie wytrzymać.
- Wytrzymam. Zasnę nawet nie zdwajając sobie sprawę, że jest tu zimno. 
Wskazałem, aby klacz położyła się usypanej kupce słomy, a gdy tak się stało z kocem w zębach ułożyłem się za nią, a następnie nas przykryłem. Przytuliłem się do niej z myślą jak strasznie muszę ją męczyć tą swą natarczywością. Jednakże wbrew moim przekonaniom jabłkowita ułożyła głowę na ziemi i zamknęła oczy. Ja tymczasem usytuowałem swój łeb na jej boku i podobnie postanowiłem poddać się objęciom Morfeusza... 
***
Gdy zbudziłem się dnia następnego przywitał mnie widok klaczy leżącej przy moim boku. "Jeszcze nie uciekła?" W myślach roześmiałem się i wstałem delikatnie, aby nie obudzić mej towarzyszki. Nakryłem ją staranniej materiałem i skierowałem się w stronę wyjścia. Na zewnątrz panowała lekka mrzawka, mimo to było przyjemnie ciepło. Korony drzew, z których liście dawno zdążyły spać lekko kręciły się na wietrze. Pogoda idealna do zrobienia niczego nadzwyczajnego. Wsłuchując się w swe kroki na leśnej ściółce, udałem się około czterystu metrów dalej, gdzie przepływał niewielki strumyk. Pochyliłem w jego stronę głowę i w tafli wody ujrzałem swe krzywe odbicie, które zniszczyło się, gdy w wodzie zanurzyłem pysk. Napiłem się rześkiego, orzeźwiającego napoju. Wnet usłyszałem jednak kroki. Spodziewając się, iż to Wind nie uniosłem głowy. Jednakże, gdy postać zatrzymała się, a przy mnie nadal nikogo nie było zwróciłem głowę w kierunku odgłosu. Nie ujrzałem nic poza nader nieintrygującymi krzewami.
- Daj spokój Wind. Wiem, że tu jesteś. -Mruknąłem.- Pod względem głośności kroków do baletnic nie należysz. 


[Wind Mystery?]

Od Snow Flame C.D. Skylor

- Skylor.. Właśnie Cię szukałam. - oznajmiła klacz.
- O co chodzi? - zapytała Sky wychodząc z wody. Widać było, że nie jest skora do rozmowy, ale przełamała się w końcu i spojrzała na Snow.
- Chodzi o... Corrado. - zaczęła Flame. - przejdziemy się? - zapytała z nadzieją w głosie.
- T-tak. - niepewnie zgodziła się i poszły. Zaczęły chodzić po lesie Kaskady.
- Corrado to fajny chłopak. - zaczęła dość przyjaźnie, ale po chwili wpadła w bardziej oficjalny ton. - Bardzo przeżył Twoje odejście... Przetrząsnęliśmy cały Telrian szukając Ciebie. Gdy jednak wszyscy stracili nadzieję, Corr miał ją do końca. A ja razem z nim... w końcu... Kiedyś się przyjaźniłyśmy. - Snow zatrzymała się i spojrzała na Skylor. Nagle podeszła do niej bliżej i mocno przytuliła. - Cieszę się, że jesteś.- szepnęła, a łzy zaczęły rozmazywać jej obraz drzew. Skylor na początku lekko zdziwiona również ją objęła. - Zgoda?
- Zgoda. - roześmiały się przez płacz, a z perspektywy czasu , sądzę, że to było co najmniej dziwne.

- Snow.. Czy ty.. czujesz coś do Corrada? - Zapytała Sky gdy wyszły z lasu. Klacz pegaza natychmiast stanęła.
- J-ja.. Nie. Raczej nie. To mój przyjaciel. Nie mogłabym... - Flame zaczęła mówić tak jakby do siebie, mówiąc to co przyjdzie jej pierwsze na myśl i z serca. - To wszystko działo się tak szybko.. On stracił swoją miłość, a ja przyjaciółkę. Pomagałam mu w najgorszych momentach i byłam przy nim, gdy nie miał nikogo poza mną. Ale gdy chciał popełnić.... Nieważne. - przerwała nagle.

Skylor? Przepraszam, że tak długo..

środa, 18 listopada 2015

Od Skylor C.D. historii Corrado do Snow

Obudziłam się wcześnie rano, czując ból pleców. Strasznie je sobie odgniotłam, śpiąc całą noc na zimnej skale. Wstałam, przeciągnęłam się i wyszłam coś przekąsić. Znalazłam ładne miejsce z zawsze świeżutką trawą i zabrałam się do jedzenia. Nagle coś kazało mi podnieść głowę. Ostrożnie zrobiłam to, starając się nie przerazić, jeśli będzie tam coś strasznego. A co ujrzałam? Corrada razem ze Snow Flame spacerujących sobie i gadających o nie wiadomo czym. Przez pierwszy, straszliwy ułamek sekundy byłam wściekła na Corrada, ale potem zaczęłam być wściekła na siebie za tą wściekłość na Corrada. Czego chciałam oczekiwać? Że będzie na mnie czekał z otwartymi ramionami i przyjmie mnie jak do domu? Nie. Snow jest fajną, przyjacielską klaczą. Dlaczego miałby nie...
Otrząsnęłam się. Nie powinnam była tak myśleć...chociaż w sumie...dlaczego niby nie? Nie miałam prawa mieć do niego pretensji.
Opuściłam łeb i znów zaczęłam skubać trawę. Kiedy konie zniknęły mi z oczu poszłam nad morze....popływać. Tak, po prostu popływać, żeby się uspokoić. Woda bardzo dobrze pozbawia mnie nerwów. Z przyjemnością zanurzyłam pod chłodną taflę wody i odetchnęłam głęboko. Pływałam bardzo głęboko, prawie dotykają dna. Myślałam i rozpaczałam. Bo co mogłam innego robić w mojej sytuacji? Po jakimś czasie, kiedy zawróciłam, ujrzałam zarys konia na brzegu. Wynurzyłam się i podpłynęłam bliżej. Była to Snow.
- O co chodzi? - spojrzałam na nią żałośnie. Oczekiwałam, aż klacz się odezwie.

Snow? Powiesz coś? XD

Nowy Ogier ^^

Do stada dołącza nowy członek, którego ogon smakuje krwią. Powitajmy Reamonna!



Imię: Réamonn Adalmite Arcadia
Dla członków stada: Réamonn
Dla dobrych przyjaciół: Rey
Płeć: ♂ 
Wiek: 3 lata (nieśmiertelny)
Rasa: Jednorożec, Nekromanta (potrafi ożywiać zmarłych, jest nieśmiertelny)
Hierarchia: Morderca
Cechy charakteru: Réamonn od zawsze był określany mianem dziwoląga. Lubi ładnie wyglądać i imponować innym. Bywa kapryśny i bezkompromisowy. Jest emocjonalny i wybuchowy. Ma duże poczucie humoru, lubi żartować. Rey zachowuje się nonszalancko nawet w stosunku do samców. Sam z natury jest sadystą, uwielbia testować swoje moce na innych. Posiada jednak duże poczucie wierności, nie zdradzi swoich i ściśle trzyma się zasad, umie czasami jednak wystąpić przeciw przywódcy nie zgadzając się z jego zdaniem. Nie lubi ciepła, woli śnieg. Uwielbia adrenalinę i przygody, nienawidzi dzieci i nie planuje mieć.
Rodzina: Pochodzi ze szlacheckiej rodziny. Nazwisko rodowe: Runtebarthe
Ojciec: Walancjusz
Matka: Amira
Młodszy brat: Arkadiusz
Partner: szuka
Historia: 
Réamonn urodził się w bogatej rodzinie szlacheckiej. Był bardzo kapryśnym szlachciciem i wszyscy go rozpieszczali. Miał 2 braci - młodszego i starszego. Pewnego dnia podczas lekcji zezłościł się na nauczyciela, który go poprawił. Wtedy to po raz pierwszy użył swoich mocy i ,,sprzątnął'' nauczyciela do drugiego świata. Kolejnymi ofiarami stały się pokojówki i inni nauczyciele. Aż w końcu Rey zaatakował też swojego starszego brata. Wtedy to rodzice kazali mu spakować manatki i wyprawili z domu zabierając wszystkie przynależne mu dobra, włącznie z nazwiskiem. Réamonn wyruszył w podróż.
Pewnego dnia zawędrował do kraju gdzie konie jego rasy uważane były za niebezpieczne i został zamknięty w więzieniu. Ba! Więzienie było by rajem! To był za to ośrodek walk koni. Złoczyńcy i odmieńcy walczyli na arenach na śmierć i życie. Rey nie miał problemów z przeciwnikami, ponieważ jego umiejętności było dużo lepsze. Zaczął jednak mieć problemy ze sobą. Stał się nadpobudliwy i skryty w sobie, chociaż jego charakter się podtęperował. Zbijanie i walka zaczęły sprawiać mu przyjemność. Pewnego dnia, król widząc jego umiejętności uczynił go swoim strażnikiem i doradcą. Przez czas spędzony w pałacu, mimo, że był bardzo krótki Réamonn odnalazł na powrót swoją dumę. Pewnego dnia królestwo zaatakowały inne państwa. Rey walczył na przedzie wielu armii, zawsze jednak wrób był wiele liczniejszy i ponosili klęskę. Kiedy dostał depeszę z informacją o śmierci króla zostawił wojsko na polu bitwy i uciekł. Nie czuł się zdrajcą. Czemu miał być wierny krajowi, który na początku tak go potraktował? 
Zaczął prowadzić życie płatnego zabójcy. Przemieszczał się po krajach. Pewnego dnia dotarł do państwa zwanego Telrian. Był zachód słońca. Stał na wzgórzu, a ciepły wiatr powiewał jego brudnym od krwi płaszczem. Długa, brudna i lekko zlepiona grzywa zasłoniła mu oczy. Rozluźnił się i wsłuchał w gwiżdżący wiatr. Lekko przechylił się do przodu. ,,Uważaj!'' nagle ktoś złapał go za ogon. Otworzył oczy i obejrzał się. ,,Tfffuuu... Czemu twój ogon smakuje krwią?'' za nim stała białą klacz. ,,A czemu go gryziesz?'' uśmiechnął się. ,,Bo spadałeś''. ,,To mogłaś pozwolić mi spaść''. ,,Nie mogłam.'' odwróciła głowę. ,,A czemu? Nawet mnie nie znasz.'' Réamonn patrzył się przed siebie na słońce powoli znikające. ,,Bo mógłbyś chcieć dołączyć do mojego stada'' powiedziała nieśmiało. ,,Hę?'' odwrócił się zdziwiony. ,,Mogę być niebezpieczny'' powiedział Rey. ,,Nie sądze. My jesteśmy stadem. Nie dałabym rady skrzywdzić nikogo. I jestem pewna, że ty też'' dokończyła odważnie patrząc mu w oczy. Miała duże oczy, piękne, pełne nadziei. Nadziei na nowe życie...
Nadzwyczajne umiejętności: 
- ożywianie zmarłych
- kontrolowanie zwłok
- specjalny miecz z kości którym może władać
Pochwały/Upomnienia: 0/0 
Właściciel: Nieudostępniony

wtorek, 17 listopada 2015

Od Corrado C.D. Skylor

Gdy tylko Skylor zaczęła się tłumaczyć, Corrado nie mógł tego słuchać. Zaczął się cofać. Klacz była dla niego jak zupełnie obca osoba. Kochał ją gdy jeszcze nie uciekła i gdy jej nie było, ale teraz.. Czar prysł, a on nie mógł patrzeć obcemu koniowi w twarz. Odwrócił się na pięcie i ze łzami w oczach pogalopował w las. Do domu nie poszedł. Błąkał się po lesie Kaskady myśląc czy to na prawdę była Sky? Czy tylko sen? Ogier był na rozstaju dróg. Chciał ją przytulić,powiedzieć, że ją kocha, obrzucić tysiącami słów i pocałunków, ale nie potrafił. Nie kochał jej już tak, jak przedtem. Słowa klaczy umocniły go w tym jeszcze bardziej. Przyznała się: uciekła.


~~~~~~~~~~~~~~


Dopiero późnym wieczorem Corrado poszedł do swojej jaskini. W środku czekała zmartwiona Snow.
- Corrado! Cały dzień Cię szukałam i martwiłam się o Ciebie! Gdzie ty byłeś? - widać było, że na prawdę przejęła się jego losem.
- Tu i tam.. tam i tu. W lesie Kaskady. - odpowiedział zmęczony koń
- Sky jednak wróciła. - uśmiechnęła się
- Tak. - odrzekł sztywno koń.
- Nie cieszysz się? - zdziwiona zapytała
- Minęło pół roku odkąd uciekła, Snow. Pół roku. - podkreślił. - Nie wiem czy jeszcze ją kocham. - oznajmił ponuro i spojrzał w oczy klaczy.
- Spokojnie. - z uśmiechem trąciła jego pysk - Jest Twoją wielką miłością.
- Wiesz co? Tak na prawdę to wtedy.. na łące.. Nie chciałem tego zrobić, bo czułem po niej żal i bałem się o jej życie. Teraz wiem, że ona żyje i to mi w zupełności starczy. - Odrzekł pod wpływem emocji.


Skylor? Musisz dać mu czas..

sobota, 14 listopada 2015

Od Skylor C.D. Corrado

Spróbowałam otrzeć łzy, ale wciąż się trzęsłam i mną szarpało. Odsunęłam się od ogiera speszona. Wiedziałam, że jest na mnie wściekły, ale...no, musiałam.
- Cor...przepraszam. - powiedziałam jąkając się i krztusząc. Corrado stał przede mną patrząc na mnie jakbym była kosmitą E.T. Spuściłam wzrok. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Kątem oka dostrzegłam, jak lekko się cofa. Nagle pogalopował za siebie, nie oglądając się. Pokręciłam głową. Przeczuwałam, że tak zareaguje...miał prawo. Znienawidził mnie. Zaczęłam powoli odwracać, się, żeby wrócić tam, skąd przyszłam. Po tym, co zrobiłam...nie miałam prawa myśleć, że Corrado mi wybaczy. Dopiero, co zaczęliśmy być razem, a ja już musiałam odejść...Już chciałam zacząć wracać, kiedy usłyszałam za sobą znajomy krzyk.
- Skylor! - odwróciłam się i zobaczyłam, jak w moim kierunku biegnie Snow Flame. Mimowolnie słabo się uśmiechnęłam. Chociaż krótko byłam w stadzie zdążyłam jako tako poznać Snow, i ucieszyłam się na jej widok.
Za nią biegła druga klacz, ale ją ciężko było mi rozpoznać. Corrada nigdzie nie było.
Kiedy klacze dobiegły, jedna z nich, ta, której nie rozpoznałam podeszła do mnie.
- Roxolanne. - przedstawiła się. - A ty jesteś...
- To Skylor. - powiedziała Snow, wyręczając mnie. Zresztą, i tak mi było strasznie ciężko mówić. - Bardzo krótko była w stadzie, no a teraz wróciła.
- Czekaj... - zmarszczyłam czoło. - Kim ty jesteś? - spojrzałam na Roxolanne.
- Jestem córką Bring the Horizon i Eagle Eye'a... - powiedziała niepewnie. Źrenice mi się rozszerzyły.
- Bring....była wspaniała... - powiedziałam cicho. Przypomniałam sobie to, kiedy pierwszy raz przyszłam do stada, byłam ranna i chora. Bring zajęła się mną jakbym już wtedy była członkiem stada, zamiast mnie wypędzić.
- Znałaś ją? - zapytała młoda Alfa.
- Oczywiście. - spojrzałam jej w oczy. - To ona przyjęła mnie do stada...
Klacz pokiwała głową.
- Dobrze. Chodź za mną. - powiedziała z wymuszonym uśmiechem. - Poznać cię ze wszystkimi?
Serce znów mnie zakuło...
- Nie, nie musisz....wszystkich znam. - powiedziałam. Klacz zaprowadziła mnie do jaskini. Nie była to ta sama, w której wcześniej mieszkałam.
- Dzięki. - mruknęłam. Obie wyszły, a ja położyłam się na zimnych kamieniach, nie mając siły nawet sobie urządzić wszystkiego. Po co ja w ogóle tu wróciłam? Czego oczekiwałam od Corrada...w sumie, od wszystkich? Co oni o mnie myślą? Z tymi wszystkimi pytaniami w głowie zasnęłam, zapominając o zimnie.

Corrado? Snow Flame? Ktoś tu jeszcze nie jest moim wrogiem? XDD

piątek, 13 listopada 2015

Od Corrado C.D. Skylor

Od rana zanosiło się na burzę. Nic nowego przecież w sercu Corrado taka burza trwała nieustannie odkąd Skylor odeszła. Ogier nieustannie jej szukał. Bał się o nią. Zniknęła tak nagle... Stado przeszukało cały Terrian w poszukiwaniu klaczy - na próżno.

   Od tego czasu dużo pozmieniało się w życiu konia. Trzy miesiące po jej zaginięciu przestał miewać myśli samobójcze które mogłabym rzec, że jestem prawie pewna.. Nie zrobiłby tego. Jest zbyt silny psychicznie. Po czterech miesiącach zaczął się coraz lepiej dogadywać z Snow Flame, a wtedy całe stado po prostu zniknęło oprócz kilku przypadkowych koni. Przywódczynią została wtedy jego przyjaciółka, córka Hori i Eagle - Roxolanne. Życie toczyło się dość ciężko i powoli. Corrado każdą wolną chwilę spędzał ze Snow, która dziś jest kimś więcej niż tylko koleżanką...

 ***

Corrado wzdrygnął się słysząc huk pioruna. Jeden i następny. Otworzył leniwie oczy, wstał i podszedł do lustra. Czy ukazał mu się obraz nędzy i rozpaczy? Nie. Nie popadajmy w takie skrajności. Obmył wodą ze strumyka pysk i wyjrzał za drzwi. Błyskawice, jedna po drugiej przeszywały nieboskłon. Przymrużył oczy i na tle lasu dostrzegł jakąś postać.
- Snow?- krzyknął próbując zagłuszyć odgłos urwanej chmury. To była Flame.
- Corrado! Nawet nie wiesz jak zmokłam. - oznajmiła gdy weszła do jaskini.
- Właśnie widzę. Siadaj.  -rozkazał idąc do kuchni. - Będziesz chora.
- ale gdzie tam.
- Jak się tu w ogóle znalazłaś? - zapytał nie dowierzając
- Nie mogłam spać więc się przeszłam. Byłam na łące nieopodal gdy zaczął lać deszcz. Nim zdążyłam dobiec do Ciebie, wyglądałam już TAK. - podkreśliła ostatnie słowo i z grymasem wskazała na siebie. Ogier podał jej gorący napar z liści herbaty i okrył kocem.
- Nie przestaje lać, więc chyba zostaniesz.
- Na to wygląda. - wyglądało na to, że klaczy pegaza uśmiechał się ten pomysł. Corrado z resztą też nie miał nic przeciwko. Nie miał miejsca do spania dla dwóch koni więc położyli się razem.


***

Klacz spała dłużej niż ogier, który zdążył już iść na łąkę. Gdy się ocknęła, dołączyła do niego
- Dzień dobry. - oznajmiła z uśmiechem.
- Hej, Snow. Smacznego.
- Dzięki, nawzajem. - zaśmiała się i zaczęła jeść. W tym momencie ich pyski prawie się zetknęły. Oboje podnieśli łby. Rytm ich serc znacznie przyśpieszył. Jeszcze tylko trochę i... Jeszcze centymetr.. Ich wargi zetknęły się ze sobą całując. Corrado po chwili przerwał.
- Snow, ja nie mogę. - rzucił szybko.
- Tak.. wiem. Skylor. - westchnęła. - Ty wciąż o niej. Ale nie martw się. Kiedyś wróci. - uśmiechnęła się słabo i rzekła - Ok. Muszę już iść do pracy. Jak coś to zawsze możesz wpaść i pogadać. - ponowiła uśmiech i odeszła. - Ale nie trać nadziei, okay? - szepnęła patrząc koniowi w oczy i odeszła.
- Sun, proszę.. Jeśli Acoose zabrał Skylor, to spraw żeby ją oddał.. A jeśli nie, daj mi znak i wskaż mi do niej drogę... - westchnął i popatrzył w niebo. Wątpił aby to coś dało. Nigdy by nawet już nie przypuszczał i marzył o ich spotkaniu. Nagle usłyszał czyiś krzyk. Ktoś cwałował w jego stronę. Nim zdążył się obrócić, ktoś dosłownie go przewrócił i wtulił się w jego grzywę płacząc i krzycząc coś, czego wtedy jeszcze nie rozumiał.
- Sky? - wykrzyknął nie wierząc własnym zmysłom. - To na prawdę Ty?

Skylor? :V Kto powiedział, że będzie łatwo? To za karę, że uciekłaś xD

Od Skylor do Corrado

Wędrowałam już długo w poszukiwaniu miejsca, w którym się wychowywałam. Czułam, że jestem już blisko.
Pewnego normalnego, słonecznego poranka zaczęło mnie boleć serce. Nie, to żaden zawał...Po prostu przypomniałam sobie o Corradzie. Tęskniłam za im tak okropnie, że ni byłam w stanie wytrzymać. Z bólem podniosłam się i już zamierzałam ruszyć dalej, gdy nagle obok mnie na gałęzi wylądował jakiś kolorowy ptaszek. Zmusiłam się do uśmiechu.
- Cześć...Jak leci? - spytałam, bo nic więcej nie przychodziło mi do głowy.
- Sky, dobrze wiesz, że nie o tym muszę ci powiedzieć. - powiedział znacząco. Westchnęłam.
- Heaven Hooves. - oznajmił poważnie. - Musisz wrócić. Corrado prawie umiera z tęsknoty.
Zrobiłam wielkie oczy.
- Corrado?! Umiera?! Prowadź!!!
Zaczęliśmy wracać. Ptak prowadził mnie w stronę stada, a dzięki temu, że znał drogę, zajęło nam to niecały tydzień. Pogalopowałam w stronę znajomego źródła i zaczęłam łapczywie wciągać wodę. Nie wiedziałam kiedy, ale ptaszek zniknął. Podniosłam głowę i zaczęłam iść dalej. Wiedziałam, że za chwilę wkroczę na tereny stada. Nagle z oddali zobaczyłam niewyraźny, brązowy kształt. Podeszłam bliżej i ujrzałam, że jest to gniady koń. I wtedy go rozpoznałam...
- Corrado!! - wrzasnęłam i płacząc zaczęłam cwałować do niego. Rzuciłam się na oszołomionego ogiera prawie powalając go na ziemię i wtuliłam się w jego grzywę. 
- Przepraszam...proszę, proszę, wybacz mi... - wychlipałam i zaczęłam wypłakiwać się w jego grzywę.

<Corraduś? :3>

Skylor

Skylor powraca! Corrado? Wybaczysz jej?


Imię: Skylor
Płeć: Klacz
Wiek: 3,5 lat
Rasa: Pegaz
Hierarchia: Morderca
Cechy charakteru: Skylor to klacz o ciepłym i dobrym sercu. Jednak potrafi postawić na swoim i jest pewna siebie. Kiedy już kogoś pokocha, nie opuści go do śmierci. Potrafi kochać jak nikt inny. No ale cechami Skylor są nie tylko zalety. Kiedy naprawdę się wścieknie, potrafi zabić. Kiedy jest sama, zabija co popadnie, to jej pasja...
Rodzina: Jej rodzina umarła, jedynym, kogo pamięta jest stara wilczyca, która ją wychowywała.
Partner: Z całego serca chce wrócić do Corrada...jeśli tylko on wybaczy jej nieobecność.
Historia: No więc...urodziłam się w zwyczajnym stadzie, jako młoda alfa. Moi rodzice byli przywódcami stada, wszystkim powodziło się dobrze. Jednak pewnego dnia stado zaatakowała epidemia straszliwej, śmiertelnej choroby, na którą tylko ja byłam odporna. Mój ojciec umierał jako ostatni. Kazał mi wynosić się z terenów stada i nigdy nie wracać, abym nie umarła na tę chorobę. Z płaczem uciekłam i wędrowałam po świecie. Pewnego dnia, kiedy prawie padłam z głodu i wyczerpania, znalazła mnie pewna stara i mądra wilczyca, która wychowała mnie i nauczyła wszystkich przydatnych rzeczy. No ale, wiadomo, nikt nie jest nieśmiertelny. Wilczyca również umarła, ale z uśmiechem na ustach, będąc pewna, że będę bezpieczna i że spełniła swoją rolę w moim życiu. Odeszłam z tamtego miejsca i po pewnym czasie znalazłam HH. Dołączyłam na krótki czas, bo miałam dziwny sen, który kazał mi natychmiast udać się do miejsca, gdzie zmarła wilczyca. Jednak, straszna tęsknota za Corradem, którego kocham, nie dawała mi spokoju. Postanowiłam wrócić...i ponownie dołączyłam do HH.
Nadzwyczajne umiejętności: Potrafi oddychać pod wodą, latać bardzo wysoko, tam, gdzie zapewne zwykły koń by się udusił, jest też zmiennokształtna.
Pochwały/Upomnienia: 0/0
Właściciel: ~Maja~

niedziela, 1 listopada 2015

Od Wind Mystery C.D. Eclipse

Moje wargi złączyły się na dwie, długie sekundy z wargami Eclipse. Gdyby nie sierść cała byłabym czerwona jak dojrzały burak. Tak czułam to samo, tylko chyba nie chciałam się do tego przyznać przed samą sobą. Nie doznałam nigdy takiego uczucia. Oczywiście to co innego niż miłość, którą okazywałam Marry, ale… Tak samo mocna. Moje spojrzenie ciągle było skierowane na podłogę. Ja nie wiedziałam co zrobić, powiedzieć. Aż w końcu podniosłam wzrok, spojrzałam koniowi głęboko w oczy i odparłam:
-Dziękuję.
Eclipse uniósł jedną brew, nie przesuwając głowy nawet o milimetr co sprawiało, że czułam na sobie jego ciepły oddech. Uśmiechnęłam się lekko i znów spuściłam wzrok lecz zaraz go podniosłam.
-Za to, że jesteś. Wiem, że brzmi to banalnie, ale można powiedzieć, że… Odmieniłeś moje… życie. Okłamywałam się mówiąc, że jesteś moim przyjacielem. Bo… Wiesz. Jesteś kimś innym.- odparłam, a na moje usta wkradł się uśmiech.
-Nie wiem czy innym to dobrze, bo wiesz… Inny to może być na przykład wróg.- zaśmiał się.
Tym razem to ja pocałowałam jego. Uśmiechnęłam się i popatrzyłam mu w oczy. Po chwili ciszy ruszyliśmy bez słowa przed siebie. Mój mózg nie ogarniał tego co przed chwilą się stało. To było tak jakby wycięte z całego życiorysu. Słowa Eclipse przed pocałunkiem i sam pocałunek. Tak jakby to się wydarzyło tylko w mojej głowie, ale nie. To się działo naprawdę. NAPRAWDĘ. Przesunęłam za pomocą mocy skałę, a gdy wyszliśmy z jaskini ponownie zamknęłam przejście. Jasność uderzyła nas w oczy i musieliśmy na chwilę przymknąć oczy. Nie odzywaliśmy się, bo nie było trzeba. Nuciłam sobie w głowie mi tylko znane melodyjki. Podskakiwałam lekko co jakiś czas, aż w końcu usłyszałam serdeczny śmiech ogiera.
-Odmłodniałaś?
-A żebyś wiedział!- krzyknęłam i pokazałam mu język.
Trąciłam go pyskiem i krzyknęłam:
-Ganiasz!
Ruszyłam z kopyta przed siebie. Galopowaliśmy razem po wielkim lesie. Słyszałam tęten kopyt ogiera, więc przyspieszyłam jeszcze bardziej, ale mimo wszystko po chwili on złapał mnie. Zrobilismy kilka wymiań, a potem zmęczeni zwolniliśmy. Dyszeliśmy głośno, ale raz po raz wybuchaliśmy śmiechem z byle powodu. Kilka minut później dotarliśmy wolnym kłusem nad Jezioro Amora. Zatrzymaliśmy się przy brzegu. Różowe listki drzew tańczył na wietrze, a tafla wody falowała nieznacznie. Oprócz nas nie było tu nikogo. Uśmiechnęłam się delikatnie do Eclipse, a on do mnie.

[Eclipse? BW ;-;]

Zapraszamy!

Czwarta odsłona Heaven Hooves pod drugim adresem bloga zostaje otwarta! Starzy, nieaktywni członkowie zostali usunięci łączne ze starymi przywódcami. Od dziś przywódczynią zostaje córka Eagle Eye i Bring: Roxolanne. No cóż, kochani.. Życzę Wam świetnej zabawy i wielu wspólnych opowiadań!
~~Roxolanne