Wtem powietrze zmieszało się z silnym podmuchem wiatru, który wraz ze sobą przyniósł kilka płatków perłowych kwiatów. Poczułem jak wpadają one w nasze grzywy. Wiatr bawił się mym jasnym włosiem to wzbijając w powietrze, to pozwalając jej skryć wygiętą w łuk szyję. Po pewnym czasie, zirytowany zarzuciłem głową, aby strzepnąć cześć grzywy na jedną stronę co poskutkowało tym, iż grzywka uderzyła mnie w oczy. Westchnęłam ciężko przy tym mrużąc oczy, gdy do moich uszu dotarł znajomy śmiech. Dostrzegłem ruch, gdy Wind przysnęła się do mnie bliżej, a następnie odgarnęła niesforne kosmki trąceniem chrap. Podziękowałem jej delikatnym uśmiechem, a następnie również dosunąłem się bliżej i objąłem ją skrzydłem. Kiwnięciem głowy wskazałem w stronę dalszej drogi na co ma towarzyszka, bezsłownie się zgodziła. W takowej pozycji udaliśmy się drogą w stronę łąki zakańczającej teren Jeziora Amora. Jodły osadzone na skraju pola sugerowały mi, że idąc w tym kierunku dotrzemy do Gór Szarych. Te po następnym kwadransie dało się już rozróżnić na ciemnym horyzoncie.
- Gdzie mnie prowadzisz? -Zapytała klacz, gdy moje spojrzenie zatrzymało się na niej.
W jej oczach kryły się tajemnicze, wesołe iskierki.
- Myślałem, że mogłabyś przenocować dzisiaj u mnie, a jutro moglibyśmy przejść się do Bassaltu.
- W to jutro za kilka godzin? -Roześmiała się.
Skinąłem głową. Faktycznie aktualna pora, nie szczególnie nadawała się do wędrowania po mieście. Moglibyśmy obudzić wielu mieszkańców... Osobiście jednak nie odczułem tej niewielkiej zmiany czasy, która nasunęła się w Mieście Dusz. Mógłbym przysiąść, iż gdy byliśmy u Marry było grubo po dwunastej w nocy. Tutaj natomiast, sugerując się ułożeniem gwiazd i księżyca, mogła być dopiero dwudziesta trzecia. Jednakże nie zagłębiając się w ten temat dalej po następnym kilkunastu minutach byliśmy już przy jednym ze stromych zbocz gór. Odetchnąwszy rześkim powietrzem, wzrokiem odszukałem nieduże skalne wgłębienie. Pokierowałem klacz w owym kierunku i weszliśmy do jaskini. Pomimo dość niewielkiego wejścia jaskinia wewnątrz miała nader interesujące rozmiary. Sufit osadzony był wysoko, gdyż grota była wyryta we wnętrzu góry. Po obu ścianach pięły się liściaste draperie, z których w co poniektórych miejscach zdążyły wyrosnąć pęki kwiatów. Rozlśniłem skrzydło, którym obejmowałem grzbiet klaczy, aby przyległo ono do mojego boku.
- A więc to Twoja kwatera? -Rzekła Wind, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Tak. -Odparłem krótko po oddaleniu się w kąt, gdzie udało mi się zmaterializować dużą, białą, jedwabną tkaninę o złotych i srebrnych emblematach.- Nocami naprawdę jest zimno od posadzki, ale ogółem rzecz biorąc idzie wytrzymać.
- Wytrzymam. Zasnę nawet nie zdwajając sobie sprawę, że jest tu zimno.
Wskazałem, aby klacz położyła się usypanej kupce słomy, a gdy tak się stało z kocem w zębach ułożyłem się za nią, a następnie nas przykryłem. Przytuliłem się do niej z myślą jak strasznie muszę ją męczyć tą swą natarczywością. Jednakże wbrew moim przekonaniom jabłkowita ułożyła głowę na ziemi i zamknęła oczy. Ja tymczasem usytuowałem swój łeb na jej boku i podobnie postanowiłem poddać się objęciom Morfeusza...
***
Gdy zbudziłem się dnia następnego przywitał mnie widok klaczy leżącej przy moim boku. "Jeszcze nie uciekła?" W myślach roześmiałem się i wstałem delikatnie, aby nie obudzić mej towarzyszki. Nakryłem ją staranniej materiałem i skierowałem się w stronę wyjścia. Na zewnątrz panowała lekka mrzawka, mimo to było przyjemnie ciepło. Korony drzew, z których liście dawno zdążyły spać lekko kręciły się na wietrze. Pogoda idealna do zrobienia niczego nadzwyczajnego. Wsłuchując się w swe kroki na leśnej ściółce, udałem się około czterystu metrów dalej, gdzie przepływał niewielki strumyk. Pochyliłem w jego stronę głowę i w tafli wody ujrzałem swe krzywe odbicie, które zniszczyło się, gdy w wodzie zanurzyłem pysk. Napiłem się rześkiego, orzeźwiającego napoju. Wnet usłyszałem jednak kroki. Spodziewając się, iż to Wind nie uniosłem głowy. Jednakże, gdy postać zatrzymała się, a przy mnie nadal nikogo nie było zwróciłem głowę w kierunku odgłosu. Nie ujrzałem nic poza nader nieintrygującymi krzewami.
- Daj spokój Wind. Wiem, że tu jesteś. -Mruknąłem.- Pod względem głośności kroków do baletnic nie należysz.
[Wind Mystery?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz