Kaskada światła powoli rozpraszała noc w dzień, a jasne promienie słońca z oddaniem przebijały się przez osłonięte chmurami niebo. Krajobraz zaczął nabierać soczystych barw, które swą urodą z pewnością przyciągnęły nie tylko mnie. Spoglądałem w dal, zmierzając się z wiatrem zaganiającym mą grzywę prosto w oczy. Nie miałem ochoty oddalać się od tego miejsca jednakże najwyższy czas wyjść do świata. Może udam się do Bassalt'u...? Choć nie specjalnie mam ochotę na jakiekolwiek zakupy. Wbrew temu wszedłem do swej jaskini, okrytej jeszcze płachtą mroku. Z kamiennej półki, magią chwyciłem dziennik i manipulując energią, wsunąłem go do torby, którą następnie tą samą techniką przełożyłem sobie przez szyję, aby luźno zwisała wzdłuż mej łopatki. Pokręciłem głową w celu wyciągnięcia grzywy spod pasków i gdy upewniłem się, że wszystko jest w porządku, udałem się w stronę murowanego miasta. Droga nie zajęła mi więcej niż dwa kwadransy, bowiem praktycznie cały czas myślałem, w jakim celu w ogóle tam idę. Coś mnie tam przyciągało.
***
Dopiero gdy moje kopyta zaczęły wydawać charakterystyczny dźwięk, zdałem sobie sprawę, że jestem już na brukowej ścieżce prowadzącej do głównego placu. Z postawionymi uszami wsłuchiwałem się w dźwięk rozmawiających koni i sprzedawców wykrzykujących okazjonalne ceny. Każdy chciał być lepszy od konkurenta. W oczy rzucił się przede wszystkim stary ogier, który właśnie przekraczał równoległą bramę. Mimowolnie zignorowałem ten fakt. W Bassal'cie spotyka się wiele koni. Podszedłem do jednego ze straganów, przy którym stała klacz o krwistoczerwonej grzywie. Chciałem wyłącznie tego, aby stary włóczęga oderwał ode mnie spojrzenie swych oczu. Z dozą niechęci starałem się nie wykrzywić pyska w grymasie.
- Podać coś? -usłyszałem głos, który przywrócił mnie do świata rzeczywistego.
Spojrzałem na klacz.
- Nie, dziękuję. Tylko się rozglądam. -odparłem, przeglądając nieśmiertelniki zwisające z górnej belki stoiska. - Sporo koni się tu kręci. Nie wszystkie należą do stada Heaven Hooves, prawda?- upewniłem się.
Skinęła potwierdzająco głową.
- Większość zatrzymuje się tu podczas wędrówek. Zaopatrują się w rzeczy, których potrzebują. Później odchodzą. Są jednak i te, które chcą tu zostać... Jesteś nowy prawda? Mało obyty z nowym miejscem.
Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Dopiero poznaje otoczenie.
- Rób to dalej.- pokręciła głową.- Nowy Eden to piękna kraina.
- Z miejsc, które dotychczas widziałem, także mogę to powiedzieć.
Niespodziewanie do moich uszu dotarł krzyk. Postawiłem je czujnie i podobnie jak klacz, skierowałem głowę w stronę dźwięku. Kasztan o srebrnych oczach ponownie wykrzyczał to słowo. "Oszust". Zaciekawiony zwróciłem się w miejsce zbiegowiska, stało tam już kilka koni. Zatrzymałem się z boku, bacznie obserwując sytuację. Włóczęga, którego widziałem przed kilkoma minutami, o białej, wypłowiałej sierści z głuchym charczeniem i wyraźną słabością wdawał się w rozmowę z koniem. Jego słowa były tak ciche, że poprzez wiatr, który targał splątaną grzywą, a jednocześnie wplecionymi w nią koralikami z trudem można było usłyszeć, co ma do powiedzenia. W równie sprawnym tempie pojawiła się przy nas Bring The Horizon, której jako pierwszej udało się przecisnąć przez gapiów.
- Skąd tu to zbiegowisko, te krzyki? -zapytała, zatrzymując się naprzeciwko ogiera.- Czy o czymś nie wiem?
- Ten stary, dziad wziął ode mnie pieniądze, a następnie powiedział, że w ciągu tego kwartału zginę! -zawołał oburzony.- Co to ma być?! Jakim prawem on plecie mi taki scenariusz i jeszcze oczekuje zapłaty!
- Nie jesteś godzien poznania całej wiadomości... -wymamrotał starzec ciężko, podejmując się próby wzięcia kolejnego wdechu.
- Jakiej znów wiadomości? -Przywódczyni zwróciła się w stronę nieznajomego.
Uznający się za wróżbitę koń nic nie odpowiedział, tylko opuścił głowę. Pyskiem lekko szturchnął metalowy kubeczek, na którego dnie znajdowała się garstka monet. Zapadła cisza, najwyraźniej nikt nie chciał ryzykować tym, iż może zostać oszukany. Z zawziętą miną popchnąłem konia przed sobą, a ten domyślając się mych intencji, ustąpił miejsca. Wykonywałem ów czynność, aż nie stanąłem w zamkniętym kręgu składającym się z kasztana, Bring The Horizon, a przede wszystkim - nieznajomego. Manipulacją otworzyłem torbę i wyciągnąłem z niej kilka monet, a następnie wrzuciłem je do puszki.
- Mów.- zażądałem.
Koń dźwignąwszy lekko głowę, utkwił spojrzenie źrenic w moich oczach. Niczym cień, przez oczy przebiegł mu świetlisty płomień, a zaraz potem wrócił do normy.
- Prastary dąb esencją żyć wielu jest, istota śmierci czyha. Twarz odwróci, a kwiat opadnie. Przyjaciel wrogiem się stanie... Rzecz odwróci jedna z nich. Bez pomocy - zagłada już kroczy.
Zmrużyłem ślepia, że niby co to miało znaczyć.
- Wróżbito -zaczęła Bring, po tym, gdy jej partner podszedł do niej.- nic nam nie wyjaśniłeś, a tylko nakarmiłeś strachem. Kim jest ów przyjaciel?
Kolejna dawka milczenia. Narastała we mnie ponowna frustracja, więcej mu nie zapłacę. Niech nawet nie myśli o tym. Kolejny raz poczułem jego spojrzenie, a następne delikatne ukłucie w głowie, mój wzrok zamazał się.
- Smoki. -wypaliłem głośno
Eagle Eye spojrzał na swą partnerkę, po czym szepnął coś do jej ucha. Bring po wysłuchaniu jego słów zrobiła krok w stronę siwka. Nie zdążyła nic powiedzieć, a ogier kiwnął potwierdzająco głową.
- To jakiś nonsens! -wykrzyknęła Nirali.- Smoki to nasi przyjaciele! Niby dlaczego miałyby się od tak odwrócić?!
- Dokładnie! -zawołał ktoś z tłumu.- Gdyby miały to zrobić, zrobiłyby to już dawno!
Z ust koni zaczęły wypadać inne obelgi na ten temat. Powoli mogłyby zyskać miano krzyku. Umilkł on, gdy nad naszymi głowami zapadł cień. To Kukulkan. Domyśliłem się, iż Przywódczyni musiała go przywołać.
- Rozejdźcie się. -powiedziała twardym tonem.- Natychmiast. A ty Kukulkan... Pokaż starcowi, gdzie jest wyjście.
Położyłem uszy wzdłóż głowy, a konie, po przetrawieniu informacji, zaczęły się przepychać w celu oddalenia się zgodnie z otrzymanym poleceniem. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na siwka, a następnie z kamiennym wyrazem twarzy poddałem się kroczeniu za częścią stada, dopóty nie rzucił mi się w oczy blask kremowej sierści Nirali. Tuż obok niej wędrowała Somebody. Pokłusowałem w ich stronę, a zwolniłem dopiero zrównując się z nimi.
- Hej. -przywitałem się krótko, a ma grzywa opadła na lewą stronę szyi.- Nirali, jesteś Smoczą Trenerką, prawda?
Spojrzała na mnie spod grzywki, podobnie jak zaciekawiona rozmową jej towarzyszka.
- No tak, a dlaczego pytasz? -najwyraźniej już ochłonęła po wcześniejszym wybuchu.
- Chciałem się dowiedzieć od ciebie, jako ekspertki -rzuciłem z firmowym uśmieszkiem.- czy ów atak ze strony smoków może naprawdę dojść do skutków.
- Póki co nic na to nie wskazuje. -wzruszyła podciągnąwszy lekko łopatki wzwyż.- Gdyby smoki coś planowały, z pewnością zadeklarowałyby już jakiś konflikt, a nasi towarzysze zrezygnowaliby z tejże funkcji. Poza tym zapewne usłyszelibyśmy już o takich atakach na inne stada Telrian'u, bo niby dlaczego Heaven Hooves miałoby być pierwsze.
Kiwnąłem głową.
- Masz sporo racji. Dziękuję, że mi to wyjaśniłaś. -odwróciłem się od nich i skierowałem w stronę wyjścia.
- A do czego potrzebna ci ta wiedza? -usłyszałem pytanie Somebody.
Przymknąłem lekko oczy i pokręciłem z zamyśleniem głową.
- Z ciekawości.
***
- Eclipse. -ciemna postać ponownie wypowiedziała moje imię tym razem głośniej.
Na wpół śpiący ujrzałem w wejściu mej jaskini innego konia. Rozpoznałem w nim Icarius'a. Otoczenie tuż za nim zaczęło nabierać burzowych kolorów.
- Co się stało? -spytałem mrużąc z zaspania ślepia.
- Bring The Horizon wzywa wszystkich wojowników, musimy natychmiast się do niej udać. -wyjaśnił przestępując z nogi na nogę.
Podniosłem się gwałtownie z ziemi i wraz z uskrzydlonym towarzyszem opuściliśmy schronienie. Z podobną łatwością wzbiliśmy się w powietrze i mącąc skrzydłami nieboskłon lecieliśmy do Przywódców. Będąc w powietrzu zorientowałem się, że zaczyna się ulewa. Najpierw niewielkie krople zaczęły się o nas obijać, a zaraz potem byliśmy zupełnie przemoknięci. Skrzydła zaczęły nam ciążyć, gdy przemierzaliśmy się do lądowania. Pozostały odcinek pokonaliśmy galopem. Jednak nim dotarliśmy do pomieszczenia nad naszymi głowami dało się słyszeć szaleńczy ryk. Intuicyjnie spojrzałem w górę i ujrzałem najpierw towarzysza Eagle Eye, a zaraz za nim pozostałą chordę smoków. Wszystkie były wyraźnie wzburzone. W milczeniu wszedłem za Icarius'em do groty Przywódców. Zbiegowisko nieco mnie zaskoczyło, bowiem poza mną, Icarius'em, Bring The Horizon oraz Eagle Eye była tam także Athena, Nirali, Elanor Isabelle oraz Nightmare Moon.
- Dobrze, że już jesteście. -zaczęła Bring.
Poprzez deszcz dał się słyszeć złowrogi grzmot, a zaraz potem błysk rozświetlił całe pomieszczenie.
- Musicie natychmiast sprowadzić tego wróżbitę. -klacz zwróciła się w stronę wojowników.- Coś niepokojącego dzieje się ze smokami. Zupełnie jakby coś je opętało. Nie da się z nimi porozumieć! To nie te same stworzenia!
Nie wierzę. To nie może być prawda. Ten starzec nie może mieć racji. Błękitnooka podała nam kozie rogi.
- Rozdzielcie się. Jeśli go odszukacie powiadomcie przez róg innych. My do was dołączymy, a w międzyczasowe wraz ze Smoczymi Trenerkami ustalimy strategię. Ruszajcie. -poleciła
Całą trójką opuściliśmy jaskinię. Czułem wewnętrzny spokój, który jednocześnie chciał popuścić wodze fantazji szaleństwu. Po krótkiej rozmownie ustaliliśmy, iż każde z nas obejmie jeden kierunek. Zapuściłem się na północ.
***
Błoto mieszane z kępkami trawy już dawno osiedliło się na moich pęcinach. Deszcz tworzył dołki i dziesiątkował ziemię w najmniej odpowiedniej sytuacji. Już od dawna byłem całkowicie przemoknięty, nasiąknięte pióra skrzydeł ciążyły mi nieubłaganie toteż nawet nie próbowałem wzbić się w powietrze. Moje jasne boki powoli zaczęły nabierać ciemnych, ziemistych barw.
Zdążyłem dotychczas przeszukać obrzeża cmentarza. Teraz kierowałem się w stronę Gór Szarych, a wystarczyło tylko abym na chwilę się zatrzymał - już nie miałem ochoty iść dalej. Kończyło się to zagryzaniem zębów i ponownym ruszeniem w dalszą drogę. Nienawidzę tego.
***
Cztery i pół godziny później miałem już widok na szczyty gór. Była to również pierwsza przerwa jaką sobie zafundowałem. Polegała ona mniej więcej na tym, iż przystanąłem pod najbardziej rozłożystym drzewem i rozkoszując się odpoczynkiem spoglądałem na majestatyczny krajobraz. Ciemne niebo przykrywało góry, które z każdym uderzeniem błyskawicy rozjaśniały się, aby od razu zgasnąć. W pewnym momencie ujrzałem wzniesienie, które choć budzące respekt w swym ogromie, nie wydawało mi się być zwykłą wyżyną. Zmrużyłem oczy, ów rzecz znajdowała się może sto metrów dalej... Niespodziewanie z tego miejsca wyrósł, długi, cienki obiekt, zakończony opływowym kształtem. Cofnąłem się kilka kroków, a to coś skierowało górną część swego ciała w moją stronę. "Czy to nie..." Nie skończyłem dokończyć myśli, a do moich uszu dotarł przerażający ryk. Stworzenie rozłożyło skrzydła i wzbiło się w powietrze. "SMOK!". Gwałtownie odwróciłem się na tylnych nogach i pogalopowałem w przeciwną stronę. Wyraźnie słyszałem dźwięk rozjuszonego gada. Spojrzałem w tył lekko odwróciwszy głowę, a stworzenie przeleciało tuż nad moją głową i wylądowało przede mną. Skuliłem uszy, a to stanęło na tylnych łapach i poczęło tworzyć ognistą kulę, którą następnie wyrzuciło w moją stronę. Przewróciłem się na ziemię z ledwością unikając ataku. Gad ponownie ryknął, a gdy się podniosłem, uderzył ogonem, tuż przed moim pyskiem o ziemię. Wskoczyłem na niego i zacząłem wspinać się po chropowatych łuskach prosto na grzbiet. Uskoczył w bok, całym mną aż zachwiało. Uniosłem wzrok w niebo, starając utrzymać się na szalejącej bestii. Stworzyłem w głowie niewidzialną kulę magii, a następnie zacząłem ściągać błysk w naszą stronę. Wbiegłem na głowę potwora, a ten strącił mnie łapą. W tym momencie uwolniłem energię, a na niebie pojawił się piorun, który następnie uderzył w smoka. Spadłem na ziemię, a smok upadł. Odczołgałem się kilka metrów dalej, cały czas słysząc iskry wstrząsające ciało zwierzęcia.
- Zabij go! -krzyk dobiegający z przeciwka kazał mi się podnieść.
Ujrzałem klacz pegaza przy której boku tkwił niewielki sztylet. Był on przywiązany srebrną tasiemką do skrzydła. Gniada, cała przemoknięta, galopowała prosto na smoka, a gdy była już na długość szyi jednym ruchem chwyciła broń i wbiła w serce, jeszcze półprzytomnego, smoka. Ten dostał konwulsji, a zaraz potem zastygł w bezruchu. Moje boki gwałtownie unosiły się i opadały, ciężko było mi wziąć oddech. Zabiliśmy go. Obserwowałem jak deszcz zmywa krew ze sztyletu nieznajomej.
- Kim jesteś? -zapytała kuląc uszy.
Wyprostowałem się i z zawziętym wyrazem pyska oplotłem ją przeszywającym spojrzeniem.
- Ten kto pyta, wpierw powinien sam się przedstawić. -rzekłem oschle.
Zawahała się.
- Jestem Vesture. -odpowiedziała.- Należę do stada Saut De Feu po drugiej stronie Gór Mglistych. Moi towarzysze posłali mnie na zwiady.
- Eclipse. -przedstawiłem się, i zaraz wróciłem do narzuconego przez klacz tematu.- Co tutaj robicie?
- Nawet sobie nie wyobrażasz. -parsknęła, a na oczy opadła jej ciemna grzywka.- Przed kilkoma tygodniami był u nas stary ogier podający się za wróżbitę. Przepowiedział nam atak smoków!
Otworzyłem szerzej oczy.
- Naprawdę...? Naszemu stadu również.
- Jak widać nie kłamał, a my go odtrąciliśmy. Kilka naszych koni już zginęło choć nadal nie mamy pojęcia czemu tak wyszło, a tak poza tym dlaczego jesteś tutaj sam? To niebezpieczne...
- Dostałem, wraz z kilkoma innymi końmi, polecenie odnalezienia tego siwka.
- My także go szukamy! -zawołała. - Jeśli chcesz możesz iść ze mną do naszego obozu. O ile dobrze wiem centralnie przy zboczu nie osiedliło się żadne stado. Masz długą drogę do domu.
- To prawda. Może robić się już późno... Chętnie przyjmę twą propozycje.
Klacz posłała mi niepewny, delikatny uśmiech, a następnie ponownie przywiązała swój sztylet do skrzydła.
- W takim razie ruszajmy. To około pół godziny truchtu.
Rzuciłem ostanie spojrzenie na bezwładne ciało smoka, a Vesture zdążyła się już oddalić. Nie dopuszczę do wojny. Ani ja, ani nikt. Przeniosłem wzrok na róg uwiązany do mej szyi. Dlaczego jeszcze nic nie usłyszałem. Nie otrzymałem sygnału. Może go znaleźli. Może jestem za daleko? Kopnąłem niewielki kamień, a niebo przeszył grzmot. Nie ma się co rozczulać. Pod kłusowałem to idącej przodem klaczy i zarzuciłem głową. Nie porzucę tego tak łatwo.
***
Odkaszlnąłem zaschnięte gardło cały czas powściągając się aby nie napić się wody z najbliższej kałuży.
Ową osadą okazała się być wydrążona w jednej z gór, jaskinia w której płonął przyjemny ogień. Z dala było widać, iż na pewno nie jest ona pusta.
- Vesture! -zawołał jeden z ogierów, gdy dostrzegł klacz wchodzącą jako pierwszą do groty.- I jak? Jakieś zmiany?
Pokręciła głową.
- Nie ma go tutaj. -mruknęła i odsłoniła mi nieco drogi do jaskini.- Za to znalazłam jego.
Wszedłem wgłąb pomieszczenia, a moim oczom ukazała się para klaczy i czterech ogierów. Jednorożka była ranna w tylną pęcinę. Tymczasem kary pegaz z siwym grzbietem i zielonymi oczami spojrzał na mnie groźnie i podszedł bliżej.
- Kim on jest i po co go tu sprowadziłaś? -syknął przez zaciśnięte zęby
- Spokojnie bracie. To Eclipse, spotkaliśmy się u podnóża jednego ze szczytów. -wyjaśniła odpychając go głową.- Wspólnie zabiliśmy smoka.
Koń zmarszczył czoło i posłał mi spojrzenie ulgi mieszane z zażenowaniem. Zignorowałem to i podniosłem wyżej pysk z pretensjonalnym uśmiechem.
- Mów mi Paget. -odpuścił
Skinąłem i niemal od razu zaproponowałem...
- Jeśli zechcesz mogę pomóc twej towarzyszce wyzdrowieć.
Ogier podprowadził mnie w stronę klaczy i wskazał na ranę. Najwyraźniej jego brak zdziwienia, był spowodowany tym, że miał już do czynienia z magią. Pęcina zdarta była ze skóry, a mięśnie mocno okaleczone. Krew zdążyła ubarwić chustę, którą ktoś zawiązał w okół nogi, prawdopodobnie w celu zatrzymania krwotoku. Chwyciłem zębami węzeł i pociągnąłem, a szmatka opadła na ziemię. W wyobraźni przekartkowałem swój dziennik.
- Macie jeszcze jakieś płótno? -zwróciłem się do Paget'a.
Jedna z klaczy podała mi tkaninę.
- Dzięki. -uśmiechnął się do niej.
Rozerwałem materiał i podszedłem z nim do ogniska. Wypuściłem kawałek, a dolna część zapłonęła. Wróciłem do wystraszonej wędrowniczki. Ta najwyraźniej spodziewała się co chce zrobić. Upuściłem podpaloną materię prosto na zranioną pęcinę, a klacz krzyknęła z bólu. Automatycznie chwyciłem pozostałą część i ścisnąłem nią ranę. Zamilkła. Obrzuciłem gapiów triumfalnym wzrokiem.
- Gotowe! -roześmiałem się, czując, że oczekują czegoś więcej.
Vesture podeszła to mojego ówczesnego miejsca pracy i zrzuciła nosem szmatkę.
- Paget! Spójrz! -wykrzyknęła.
Rana zniknęła. Ogier zmrużył oczy, a kilka chwil później nakazał swoim towarzyszom podjęcia próby snu. Było to spowodowane podobno ciężką drogą czekającą ich nazajutrz. Także i ja znalazłem sobie kawałek suchej podłogi i ułożyłem się na niej. Zdecydowanie do tak polowych warunków przyzwyczajony nie jestem. Zamknąłem oczy, wsłuchując się w odgłos strzelającego w ognisku drewna.
***
Poczułem lekkie ukłucie bólu w okolicach uszu. Jakby ktoś właśnie przebił mi przez nie kolec jeżozwierza. Uniosłem gwałtownie głowę i w tym momencie zeskoczył z niej kruk. Widocznie mnie uszczypnął.
- Przepraszam, że Pana budzę na domiar złego w taki sposób, ale wczoraj podsłuchałem Pańską rozmowę z tą klaczą. - tu wskazał na Vesture.- Ja odnalazłem tego konia. Tego wróżbitę.
Zerwałem się na równe nogi.
- Jak to go znalazłeś? Gdzie? -zapytałem prędko
W mojej głowie tliło się tysiąc myśli. Czyżby to koniec problemów?
- Znajduje się na wschodnim brzegu Deep Lake. Mogę Panu dokładnie pokazać.
Nie okazując nawet najmniejszej satysfakcji mieszanej z ciekawością skinąłem potwierdzająco głową. Opuściłem grotę wraz z krukiem, który zdążył usadowić się na moim kłębie. Z nieba zniknęły burzowe chmury, zamiast deszczu pojawiło się słońce. Przystawiłem róg do pyska i wypuściłem w niego wcześniej nabrane powietrze. Dźwięk przerwał ciszę poranka i sprawił, że ptaki siedzące na konarach liściastych drzew, zerwały się do lotu. Za chwilę dowiemy się o co w tym wszystkim chodzi.
Wzbiłem się w powietrze i obrałem kierunek, który podpowiedział mi ptak. Wiatr nam sprzyjał.
- Panie nie jest to jednak to co sobie wyobrażasz. -usłyszałem po pewnym czasie, przez głos zwierzęcia wyraźnie przebijała się przez niego niepewność. -Ten koń jest bardzo słaby. On tam leży.
Zmrużyłem brwi. W tym momencie w oczy rzuciła mi się jasna plamka na niewielkim zboczu.
- To chyba on. -mruknąłem.
Wylądowaliśmy niecałe dziesięć metrów dalej. Nie bacząc na zlatującego z mojego grzbietu kruka pogalopowałem w stronę wróżbity.
Zamarłem. Czułem jak me źrenice mimowolnie się rozszerzają. Wróżbita leżał na lewym boku, z pyskiem skierowanym w moją stronę. Jego oczy były zamknięte, a boki - nie uniosły się. Był martwy. Zalała mnie fala gorąca. Przekląłem w myśli. Spóźniłem się. Już nic nie zrobię. Powietrze przeszył ryk smoka zbliżającego się w oddali. Spojrzałem wściekle na siwka. O zmarłych nie mówi się źle, ale to przez niego nasze problemy. Mam dosyć.
***
Po ponad półgodzinnym oczekiwaniu ujrzałem na niebie Bring The Horizon w towarzystwie Atheny, a także Icarius'a. Zaraz za nimi z lasu wybiegł Eagle Eye oraz smocze trenerki, gdy wszyscy znaleźli się blisko z nas nie potrzeba było słów, aby określić emocje, które czują.
- Wracamy. -oświadczyła Bring.- Nic tu po nas.
Z opuszczoną głową udałem się za resztą stada. Jednakże, mimo iż szedłem praktycznie na końcu, mogłem usłyszeć szepty między Przywódcami.
- Co teraz będzie?- zaczął ogier, kierując pysk w stronę swojej partnerki.
- Musimy się przygotować na wszystko...
***
Przedzierałem się przez wysoką trawę, która nie tylko znacznie utrudniała mi ruch, ale i uniemożliwiała ucieczkę. Jeśli jakikolwiek smok, dostrzeże mnie na tym otwartym terenie, po kilku chwilach będę tylko wspomnieniem. Ta myśl nie wystraszyła mnie szczególnie. Mimo że Bring zakazała oddalania się od zalesionych ziem. Nie będę siedział bezczynnie.
Ujrzałem wysokie, barwne drzewo. Z opuszczoną głową podszedłem do niego, a co za tym idzie, wystraszyłem parę kowalików. Obserwowałem, jak te zlatują wysoko w powietrze, a następnie oddalają się w nieznaną przestrzeń.
~ Dobroduszna Sun. Szlachetny Moon'ie... Zdaję sobie sprawę, że koleją rzeczy są narodziny i śmierć. Dlaczego zdecydowaliście się jednak na tego, który mógł nam pomóc? To nie bezinteresowność. To wyrok. Pozwólcie zmienić nam kierunek, w którym zmierzamy.
Kilka barwnych listków zerwało się z gałęzi i niesione wiatrem okrążyły mnie kilkukrotnie.
- Wiem, że mnie słyszycie.
Jednakże w tym momencie zwróciłem uwagę na pewien skrywający się aspekt. Coś, co nie przyszło mi ani nikomu innemu w ogóle do głowy. Za pomocą magii chwyciłem liście z Drzewa Życzeń, które zdążyły upaść między źdźbła trawy. Pogalopowałem w stronę Bassalt'u. Tym razem wszystko musi pójść, tak jak zaplanowałem. Biegnąc opustoszałymi uliczkami "spotkałem" czarną smoczycę, która właśnie piła z jednego zbiornika wody. O ile dobrze pamiętałem, należała ona do Nirali...
Uważając na kroki podszedłem do ujścia, z którego woda płynęła prosto do gada. Spojrzałem na wartko w płynącą wodę, a następnie uniosłem liście drzewa i ścisnąłem je tuż nad nią. Niczym szkło, roślina skruszyła się pod naciskiem magii. Wystarczyło kilka sekund, aby smoczyca skosztowała mego dodatku. Jej źrenice momentalnie zmalały, a następnie wróciły do poprzedniego stanu. Bestia wzbiła się w powietrze i nie zauważając mnie - odleciała w stronę jaskiń koni. Zadrżałem lekko i udałem się za nią.
***
Wylądowałem niemalże od razu, gdy ujrzałem Nirali w towarzystwie praktycznie całego stada oraz, co najważniejsze, swojego smoka. Powstrzymałem się przed wydaniem okrzyku radości.
- Jak to możliwe?
- A jeśli to tylko ich spisek?
Wiele słów usłyszałem, przepychając się między tłumem. Zatrzymałem się dopiero przy naszych trenerkach smoków.
- Musicie przekazać Shirinie, aby przekonała pozostałe smoki do wypicia wody źródeł Bassaltu. -zwróciłem się cicho do Nightmare Moon.- To pomoże.
Wedle mojego przekonania klacz sprawnie przekazała tę wiadomość reszcie. Ja zdołałem natomiast oddalić się od całego zbiegowiska. Z cichą radością wszedłem do swej jaskini, a następnie ułożyłem się na ściółce. Zamknąłem oczy, czując wyraźną ulgę. Buzowała ona w mojej krwi. "Prastary dąb esencją żyć wielu jest (...) kwiat opadnie. (...) Rzecz odwróci jedna z nich. Bez pomocy - zagłada już kroczy."
Ów wróżbita wyjaśnił nam co mamy zrobić już dawno temu.. Gdybym tego nie przeżył nigdy bym nie uwierzył w taką historię...
ZALICZONE!
Bo jakże mogło być inaczej
Widząc takie questy aż serce rośnie, więc oprócz nagród, które otrzymasz za napisanie tego wyczerpującego opowiadania, ode mnie ( może Anglo i Bring też się dorzuci) dostajesz 20 (p) extra + pochwałę.
~ Candy