Setki gapiów spoglądało na nas z rosnącą niecierpliwością, a brak jakiejkolwiek reakcji z naszej strony zmusił część z nich do wydawania okrzyków, zapewne mających nas zmotywować do działania. Zaciskając zęby spojrzałem na Wind, której kąciki pyska wykrzywione były w grymasie. Musiałem się powstrzymać by ponownie nie wybuchnąć śmiechem. Jej wzrok błądził po dotąd nie zauważalnych miejscach, a gdyby nie sierść mógłbym założyć się, że płonie ze wstydu. Na placu zapanował coraz głośniejszy wiwat. Nawet ów drapieżny kot, ogłaszający nas Królem i Królową Festynu, zaczął rytmicznie klaskać w łapy. Zdążyłem już przekonać się psychicznie do całego zajścia i nachyliłem się by pocałować Wind, gdy nagle niebo przeszył potężny ryk. Na nieboskłonie pojawiła się niematerialna dusza smoka odpowiadająca wysokością drzewu w Bassalt'cie. Praktycznie wszystkie stworzenia skupiły się niespodziewanym pojawieniu się istoty. Zdezorientowany odskoczyłem od klaczy, a ta wykorzystała moment roztrzepania by zeskoczyć ze sceny i pogalopować w jedną z bocznych uliczek. W tejże chwili zrozumiałem, że to wszystko musiało być przez nią ustawione. Przez kilka sekund słyszałem charakterystyczny odgłos drewna, gdy cwałowałem po scenie. Zaraz przy krawędzi odbiłem się tylnymi nogami i wzbiłem w powietrze. Wzleciałem ponad głowy tłumu i skierowałem się w stronę drogi obranej przez moją towarzyszkę. Zaśmiałem się sam do siebie. Zapewne nieczęsto zdarza się, by zwycięska para festynu uciekała po otrzymaniu wiadomości, że ma się pocałować. Jabłkowitą sierść klaczy ujrzałem kilka przecznic dalej. Zmieniwszy lekko kąt lotu, zawróciłem i wylądowałem tuż obok niej. Staliśmy przez pewien czas w absolutnej ciszy mierząc po sobie wzrokiem. Następnie wybuchliśmy gromkim śmiechem.
- Nieźle to sobie wszystko zaangażowałaś! -wykrzyknąłem z pretensjonalnym uśmiechem.- O, zapiszmy się na wybory Króla i Królowej! -naśladowałem jej głos
- C-co?!- Wind prawie dusiła się ze śmiechu.- Ja nie miałam pojęcia, że będziemy musieli się całować!
Ułożyłem pysk w dzióbek i cmoknąłem kilkukrotnie wywołując kolejny atak uciechy u klaczy. Kilka chwil później moja powierniczka zdążyła opanować chichot i dała mi mocnego szturchańca w bok. Spojrzałem w jej rozbawione, srebrne oczy, a zaraz potem odwróciłem głowę.
- W takim razie co teraz zrobimy? -zapytałem uderzając kopytem o brukową drogę
- To chyba oczywiste! -parsknęła. - Będziemy się przechadzać po okolicy jako para królewska i machać do ludu w stylu "wkręcamy żaróweczkę".
Pokręciłem z uśmiechem głową i intuicyjnie skierowaliśmy się przed siebie, a następnie skręciliśmy w pierwszą uliczkę w prawo. Z obu stron otaczały nas domy, które ze względu na zapadający zmrok przyjęły jednolite, ciemne barwy. Nim spostrzegliśmy, rząd latarni ulicznych zapłonął pomarańczowym światłem.
- Przyszłą mi do głowy pewna myśl... -odezwała się Wind.- Zawsze po festynie wszyscy zostają dłużej, a później całym pochodem wędrują nad przystań Sehtugh tam odbywa się zakończenie czyli puszczanie lampionów. Jeśli masz ochotę możemy się tam przejść.
- Jasne, że mam. -odparłem szczerze.
Klacz posłała mi lekki uśmiech i zaraz udaliśmy się w stronę głównej drogi, gdzie opcjonalnym rondem przeszliśmy w stronę muru. Zaledwie kwadrans później byliśmy na miejscu. Przed nami rozciągała się droga po której obu stronach stali sprzedawcy ze swoimi straganami. Następnie rozwidlała się ona w lewo i prawo tworząc pół księżyc Z tego zakątku woda rozlewała się w okół całego miasta. Było tam wiele istot, które będąc w parach, grupkach lub samodzielnie trzymały lampiony. Pozostała część dopiero się w nie zaopatrywała. Postanowiliśmy zrobić to samo i podeszliśmy do najbliższego stoiska. Stał przy nim duch błękitno-srebrnej łani. Ostatecznie kupiliśmy żółty lampion z obsypanymi złotym pyłem krawędziami. Ustawiliśmy się w bardziej opustoszałym miejscu, tuż przy krawędzi wodnego zbiornika. Rozmawiając na byle jakie tematy oczekiwaliśmy aż zapadnie noc. Podobnie jak reszta zwierząt.
Gdy minęła północ, za czyimś poleceniem w niebo wzbiło się około dwudziestu kolibrów. Jeden z nich, trzymając małą świeczkę w blaszanej foremce podleciał do nas i włożył ją w papierowy lampion. Wyraźnie widziałem jak to światełko odbija się w oczach Wind. W jednej chwili na niebie pojawiło się kilka wyrzuconych już przez kogoś ozdób. Spojrzeliśmy na siebie z klaczą porozumiewawczo i za pomocą magii chwyciliśmy dolne krawędzie lampionu. Podrzuciliśmy go w powietrze. Ten przez chwilę kręcił się nad naszymi głowami, a zaraz potem podążył za innymi. Ciemność rozproszyło kolorowe światło. Tysiące lamp kierowanych wiatrem podążało nad wodą.
- Nieźle to sobie wszystko zaangażowałaś! -wykrzyknąłem z pretensjonalnym uśmiechem.- O, zapiszmy się na wybory Króla i Królowej! -naśladowałem jej głos
- C-co?!- Wind prawie dusiła się ze śmiechu.- Ja nie miałam pojęcia, że będziemy musieli się całować!
Ułożyłem pysk w dzióbek i cmoknąłem kilkukrotnie wywołując kolejny atak uciechy u klaczy. Kilka chwil później moja powierniczka zdążyła opanować chichot i dała mi mocnego szturchańca w bok. Spojrzałem w jej rozbawione, srebrne oczy, a zaraz potem odwróciłem głowę.
- W takim razie co teraz zrobimy? -zapytałem uderzając kopytem o brukową drogę
- To chyba oczywiste! -parsknęła. - Będziemy się przechadzać po okolicy jako para królewska i machać do ludu w stylu "wkręcamy żaróweczkę".
Pokręciłem z uśmiechem głową i intuicyjnie skierowaliśmy się przed siebie, a następnie skręciliśmy w pierwszą uliczkę w prawo. Z obu stron otaczały nas domy, które ze względu na zapadający zmrok przyjęły jednolite, ciemne barwy. Nim spostrzegliśmy, rząd latarni ulicznych zapłonął pomarańczowym światłem.
- Przyszłą mi do głowy pewna myśl... -odezwała się Wind.- Zawsze po festynie wszyscy zostają dłużej, a później całym pochodem wędrują nad przystań Sehtugh tam odbywa się zakończenie czyli puszczanie lampionów. Jeśli masz ochotę możemy się tam przejść.
- Jasne, że mam. -odparłem szczerze.
Klacz posłała mi lekki uśmiech i zaraz udaliśmy się w stronę głównej drogi, gdzie opcjonalnym rondem przeszliśmy w stronę muru. Zaledwie kwadrans później byliśmy na miejscu. Przed nami rozciągała się droga po której obu stronach stali sprzedawcy ze swoimi straganami. Następnie rozwidlała się ona w lewo i prawo tworząc pół księżyc Z tego zakątku woda rozlewała się w okół całego miasta. Było tam wiele istot, które będąc w parach, grupkach lub samodzielnie trzymały lampiony. Pozostała część dopiero się w nie zaopatrywała. Postanowiliśmy zrobić to samo i podeszliśmy do najbliższego stoiska. Stał przy nim duch błękitno-srebrnej łani. Ostatecznie kupiliśmy żółty lampion z obsypanymi złotym pyłem krawędziami. Ustawiliśmy się w bardziej opustoszałym miejscu, tuż przy krawędzi wodnego zbiornika. Rozmawiając na byle jakie tematy oczekiwaliśmy aż zapadnie noc. Podobnie jak reszta zwierząt.
Gdy minęła północ, za czyimś poleceniem w niebo wzbiło się około dwudziestu kolibrów. Jeden z nich, trzymając małą świeczkę w blaszanej foremce podleciał do nas i włożył ją w papierowy lampion. Wyraźnie widziałem jak to światełko odbija się w oczach Wind. W jednej chwili na niebie pojawiło się kilka wyrzuconych już przez kogoś ozdób. Spojrzeliśmy na siebie z klaczą porozumiewawczo i za pomocą magii chwyciliśmy dolne krawędzie lampionu. Podrzuciliśmy go w powietrze. Ten przez chwilę kręcił się nad naszymi głowami, a zaraz potem podążył za innymi. Ciemność rozproszyło kolorowe światło. Tysiące lamp kierowanych wiatrem podążało nad wodą.
< Wind Mystery? Mam jakiekolwiek szanse na przeżycie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz