Odwróciłem się i ujrzałem klacz, ale nie zwykłą, bo skrzydlatą.
- To tylko ja, dziewuszko. - odpowiedziałem spokojnym głosem
- Ci ty tutaj robisz? - zapytała - Ej! Nie zrywaj tego, ono żyje!
Powiedziała i zchwyciła mnie za kopytp.
- A jeżeli ty chcesz żyć, to pozwól mi to zerwać. To grzyb leczniczy, goi rany: te głębokie i mniej poważne.
- Ah...
- A teraz możesz sobie już iść i mi jie przeszkadzać, dobrze? - ale to było raczej twierdzenie
Klacz odeszła, ale co chwilę na mnie spoglądała i bacznie obserwowała moje ruchy. Gdy wzbiła się w powietrze robiła nadal to samo. Była podejrzliwa co do mnie.
<Scarlet?>
środa, 30 grudnia 2015
Od Khaon'a C.D. Corrado
Zauważyłem, że ten czuł się nieswojo w mojej chałupce więc zagadnąłem:- Jeżeli masz jakieś pytania dotyczące harbaty, to śmiało, pytaj. - chciałem być miły, ale i tak powiedziałem to moim oschłym głosemChyba zrobiłem źle, pozwalając na zadawanie pytań. Zaraz zacznie wylewać się z jego pyska kaskada słów. Głupi ja...- A mogę zadać pytanie na inny temat? - zapytał błagalnym głosem Corrado- Eee... - nie zdążyłem odpowiedzieć
- Co z tą kulą śnieżną?
Zamurowało mnie. Nie wiedziałem co zrobić: zignorować pytanie czy odpowiedzieć.
- Była taka piękna... - dodał
Postawiłem na blacie stołu dwa gliniane kubki i zalałem zasuszone liście herbaty wrzącą wodą. Prubując zmienić temat powiedziałem:
- Sprubuj tego! Jest niesamowita.
Mó głupi uśmieszek zauważył ogier. To było takie żenujące...
- I jak? - zapytałem już moim normalnym, oschłym głosem
<Corrado?>
- Co z tą kulą śnieżną?
Zamurowało mnie. Nie wiedziałem co zrobić: zignorować pytanie czy odpowiedzieć.
- Była taka piękna... - dodał
Postawiłem na blacie stołu dwa gliniane kubki i zalałem zasuszone liście herbaty wrzącą wodą. Prubując zmienić temat powiedziałem:
- Sprubuj tego! Jest niesamowita.
Mó głupi uśmieszek zauważył ogier. To było takie żenujące...
- I jak? - zapytałem już moim normalnym, oschłym głosem
<Corrado?>
Od Snow Flame C.D. Darwen'a
Biorąc pod uwagę zupełnie zbędne i ciągnące się ruchy konia "bezskrzydłego" dla Snow podróż ta była mordęgą. Ciągnęła się w nieskończoność. Na szczęście rozmowy w trakcie wyprawy odrobinę zniwelowały poczucie utraty czasu z jej strony. Gdy dotarli na szczyt góry, wielka, złota kula ledwie dotykała horyzont. Zdążyli punktualnie. Nie wiadomo dlaczego, ale zachód słońca dwójka koni oglądała tak blisko siebie, że nieomal się przytulali. No cóż.. Zachody jak i wschody tej wielkiej kuli gazowej potrafią sprawić nie lada cuda.
- I co? Podobało się? - zapytała usatysfakcjonowana klacz gdy słońce zniknęło z nieba.
- To było coś pięknego. - przytaknął Darwen.
- Powoli musimy schodzić. Nim zejdziemy na dół będzie panował półmrok. Może zdążymy przed zupełną ciemnią zanim dotrzemy do domów.. Musisz w końcu zobaczyć jeszcze jak Roxolanne sprawia, że na niebo wychodzi księżyc.
- Oaaww. Jasne.- ziewnął ogier i powolnym krokiem zaczął schodzić z masywu.
Darwen? Takie coś i nic. Oaaawww. Idę spać.. :o
- I co? Podobało się? - zapytała usatysfakcjonowana klacz gdy słońce zniknęło z nieba.
- To było coś pięknego. - przytaknął Darwen.
- Powoli musimy schodzić. Nim zejdziemy na dół będzie panował półmrok. Może zdążymy przed zupełną ciemnią zanim dotrzemy do domów.. Musisz w końcu zobaczyć jeszcze jak Roxolanne sprawia, że na niebo wychodzi księżyc.
- Oaaww. Jasne.- ziewnął ogier i powolnym krokiem zaczął schodzić z masywu.
Darwen? Takie coś i nic. Oaaawww. Idę spać.. :o
Od Khaon'a C.D. Reamonn'a
- Dzieciak...- pomyślałem - Jeszcze chciał mnie upić. Pff...Czy nie był, przypadkiem, za młody.
Takimi to ja raczej gardzę, ale coś czuję, że to nie koniec przygody z tym ogierem. Jeszcze nie raz do spotkam i spróbuję dać my do myślenia. Myśli, że jest piękny i młody- to prawda, ale za grosz szacunku i myślenia. Niech tryma się ode mnie z daleka, bo popamięta!
==||=====> <=====||==
Wstałem z mojego posłania i zrobiłem sobie jedną z 50 odmian Earl Greya (dzięki Corrado XD) oraz byłkę z twarożkiem i ziołami prowansalskimi. Rak, jestem smakoszem. Następnie doprowadziłem do ładu grzywę, ogon i zęby. Tydzień teu byłem na woskowaniu rogów więc nie są w złym stanie.
Gdy wyszedłem było około godziny 10.00. Od razy po wyjściu z chaty rzuciła mi się w oczy śnieżnobiała sirść Réamonna'a. Ciekawe gdzie krew lub pozostałości po ciele niewinnego osobnika z Bassaltu lub innego miasta. Gdy mnie zauważył powiedziałem:
- Wrócę po widły, spokojnie.
Jednak gdy ponownie miałem opuścić mieszkanie, on stałze swoim idiotycznym uśmieszkiem pod moimi drzwiami.
- Idź stąd! - wykrzyknąłem
On zaś wstawił lufę swojej broni do domu przez szparę w drzwiach.
- Jesteś chory psychicznie? - zapytałem
- Nie. - odpowiedział Réamonn
- Na pewno? Mogę wezwać lekarza jeżeli tego potrzebujesz. -dodałem
- Spokojnie, brałem dzisiaj leki... - odpowiedział sarkastycznie ogier
- To schowaj TO i mów czego chcesz.
Powiedziałem wypychając lufę ze szpary.
Takimi to ja raczej gardzę, ale coś czuję, że to nie koniec przygody z tym ogierem. Jeszcze nie raz do spotkam i spróbuję dać my do myślenia. Myśli, że jest piękny i młody- to prawda, ale za grosz szacunku i myślenia. Niech tryma się ode mnie z daleka, bo popamięta!
==||=====> <=====||==
Wstałem z mojego posłania i zrobiłem sobie jedną z 50 odmian Earl Greya (dzięki Corrado XD) oraz byłkę z twarożkiem i ziołami prowansalskimi. Rak, jestem smakoszem. Następnie doprowadziłem do ładu grzywę, ogon i zęby. Tydzień teu byłem na woskowaniu rogów więc nie są w złym stanie.
Gdy wyszedłem było około godziny 10.00. Od razy po wyjściu z chaty rzuciła mi się w oczy śnieżnobiała sirść Réamonna'a. Ciekawe gdzie krew lub pozostałości po ciele niewinnego osobnika z Bassaltu lub innego miasta. Gdy mnie zauważył powiedziałem:
- Wrócę po widły, spokojnie.
Jednak gdy ponownie miałem opuścić mieszkanie, on stałze swoim idiotycznym uśmieszkiem pod moimi drzwiami.
- Idź stąd! - wykrzyknąłem
On zaś wstawił lufę swojej broni do domu przez szparę w drzwiach.
- Jesteś chory psychicznie? - zapytałem
- Nie. - odpowiedział Réamonn
- Na pewno? Mogę wezwać lekarza jeżeli tego potrzebujesz. -dodałem
- Spokojnie, brałem dzisiaj leki... - odpowiedział sarkastycznie ogier
- To schowaj TO i mów czego chcesz.
Powiedziałem wypychając lufę ze szpary.
<Réeamonn? Ty mały gangsterze>
Od Roxolanne C.D. Reamonn'a
- Wiem. - szepnęła.
- Skąd? - zapytał zdziwiony Rey i odważył się spojrzeć w jej oczy.. właściwie w ciemność i miejsce gdzie miały się one znajdować.
- Bo znam Cię już na tyle długo, że wiem kiedy mówisz prawdę, a kiedy łżesz.
- Doprawdy? - ogier przysunął się bliżej.
- Mocne Tak. - zaakcentowała ostanie słowo. - A teraz bądź tak łaskawy i idź spać.
Klacz chciała ułożyć się do snu, ale Reamonn położył jej kopyto na ramieniu.
- Poczekaj. O czym chciałaś mi powiedzieć? - zapytał choć dobrze zdawał sobie sprawę z tego o czym chciała go poinformować, a właściwie mógł się tylko domyślać.
- Eh.. - westchnęła i wstała. - Posłuchaj. - przybrała oficjalny ton, chociaż nie była pewna tego, czy chce mówić. - Ja.. Ten..No..Właściwie... No i cóż... - zaczęła się jąkać.
- Wyduś to z siebie. - zachęcił lekko rozbawiony.
- Miałam sen. - wypaliła nie widząc innego wyjścia. Wtedy zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo nie potrafi zmusić się do tego, aby przedstawić swojemu przyjacielowi jego drzewo genealogiczne.
- Mhm. Czyli chodzi o sen.
- Em..Ja.. Śniła mi się przyszłość. - Roxo starała się wymyślić coś na szybko.
- I co się w nim działo? - koń przybrał postawę słuchacza i patrzył w ciemność tam, gdzie miała znajdować się klacz.
- Heh.. Dobrze, że jest tu ciemno, przynajmniej nie będę musiała chować przed Tobą wzroku.
- No dawaj, Roxo. O co chodzi?
- Nie pomagasz. - wycedziła pretensjonalnie.
- A. Przepraszam. Ekhem. Kontynuuj. - odrzekł lekko rozkojarzony.
- No i widzisz.. Tylko się teraz nie śmiej, okay? - klacz sama się zaśmiała. - To było takie banalne. Stałam przed lustrem. Wtedy ktoś zapukał do mojej jaskini i wszedł do środka. Jakbyś jeszcze nie zgadł to byłeś Ty. No i wtedy się pocałowaliśmy..-głos Lanne zastygł w słowie.
- Ja Ciebie, czy Ty mnie? - palnął Rey.
- A czy to ważne?- zaśmiała się klacz.
- Trochę. - wzruszył ramionami.
- ... Ty mnie. - rzuciła od niechcenia. - Poczekaj. Wyjdę na chwilę, bo na niebie nie ma jeszcze księżyca. Już dawno powinien być. Dzisiaj pełnia.
Reamonn?:v krótko, ale muszę jeszcze komuś odpisać.. xd
- Skąd? - zapytał zdziwiony Rey i odważył się spojrzeć w jej oczy.. właściwie w ciemność i miejsce gdzie miały się one znajdować.
- Bo znam Cię już na tyle długo, że wiem kiedy mówisz prawdę, a kiedy łżesz.
- Doprawdy? - ogier przysunął się bliżej.
- Mocne Tak. - zaakcentowała ostanie słowo. - A teraz bądź tak łaskawy i idź spać.
Klacz chciała ułożyć się do snu, ale Reamonn położył jej kopyto na ramieniu.
- Poczekaj. O czym chciałaś mi powiedzieć? - zapytał choć dobrze zdawał sobie sprawę z tego o czym chciała go poinformować, a właściwie mógł się tylko domyślać.
- Eh.. - westchnęła i wstała. - Posłuchaj. - przybrała oficjalny ton, chociaż nie była pewna tego, czy chce mówić. - Ja.. Ten..No..Właściwie... No i cóż... - zaczęła się jąkać.
- Wyduś to z siebie. - zachęcił lekko rozbawiony.
- Miałam sen. - wypaliła nie widząc innego wyjścia. Wtedy zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo nie potrafi zmusić się do tego, aby przedstawić swojemu przyjacielowi jego drzewo genealogiczne.
- Mhm. Czyli chodzi o sen.
- Em..Ja.. Śniła mi się przyszłość. - Roxo starała się wymyślić coś na szybko.
- I co się w nim działo? - koń przybrał postawę słuchacza i patrzył w ciemność tam, gdzie miała znajdować się klacz.
- Heh.. Dobrze, że jest tu ciemno, przynajmniej nie będę musiała chować przed Tobą wzroku.
- No dawaj, Roxo. O co chodzi?
- Nie pomagasz. - wycedziła pretensjonalnie.
- A. Przepraszam. Ekhem. Kontynuuj. - odrzekł lekko rozkojarzony.
- No i widzisz.. Tylko się teraz nie śmiej, okay? - klacz sama się zaśmiała. - To było takie banalne. Stałam przed lustrem. Wtedy ktoś zapukał do mojej jaskini i wszedł do środka. Jakbyś jeszcze nie zgadł to byłeś Ty. No i wtedy się pocałowaliśmy..-głos Lanne zastygł w słowie.
- Ja Ciebie, czy Ty mnie? - palnął Rey.
- A czy to ważne?- zaśmiała się klacz.
- Trochę. - wzruszył ramionami.
- ... Ty mnie. - rzuciła od niechcenia. - Poczekaj. Wyjdę na chwilę, bo na niebie nie ma jeszcze księżyca. Już dawno powinien być. Dzisiaj pełnia.
Reamonn?:v krótko, ale muszę jeszcze komuś odpisać.. xd
Od Corrado C.D. Khaon'a
- Nie ma za co! Każdemu się zdarza. - Corrado wyszczerzył się. Starszy ogier tylko westchnął.
- Muszę iść. Może chciałbyś pójść do mnie na herbatę w ramach rekompensaty?
- Hę? CO TO TA HERBATA? - palnął.
- Ty serio nie wiesz? - zapytał zdziwiony.
- No tak jakoś nie było okazji... Jesteś przecież starszy. Więcej widziałeś. - wzruszył ramionami.
- No tak. Niby masz rację. Chodź. Spróbujesz pięćdziesięciu twarzy Earl Greya.
- Co?
- Earl Grey to ta herbata.
- Aha. Miałbyś do tego owies? - zapytał z nadzieją w głosie
- , a czy żyto to zborze? - zadał retoryczne pytanie koń i uśmiechnął się.
Khaon? Przepraszam, ale choćbym się dwoiła i troiła, to nie dam rady nic, ale to nic wymyślić... Rox, nie zabij mnie za długość
- Muszę iść. Może chciałbyś pójść do mnie na herbatę w ramach rekompensaty?
- Hę? CO TO TA HERBATA? - palnął.
- Ty serio nie wiesz? - zapytał zdziwiony.
- No tak jakoś nie było okazji... Jesteś przecież starszy. Więcej widziałeś. - wzruszył ramionami.
- No tak. Niby masz rację. Chodź. Spróbujesz pięćdziesięciu twarzy Earl Greya.
- Co?
- Earl Grey to ta herbata.
- Aha. Miałbyś do tego owies? - zapytał z nadzieją w głosie
- , a czy żyto to zborze? - zadał retoryczne pytanie koń i uśmiechnął się.
Khaon? Przepraszam, ale choćbym się dwoiła i troiła, to nie dam rady nic, ale to nic wymyślić... Rox, nie zabij mnie za długość
Główny morderca!
Od dziś głównym mordercą zostaje Reamonn!
Za co?
Przede wszystkim za liczne zasługi w stadzie, jak pomysł na dwa rozbudowane (!) konkursy, częste pisanie opowiadań no i z dobroci, bo złamał rękę i go boli. :>
Za co?
Przede wszystkim za liczne zasługi w stadzie, jak pomysł na dwa rozbudowane (!) konkursy, częste pisanie opowiadań no i z dobroci, bo złamał rękę i go boli. :>
...Gratulacje!^^
Od Scarlet do ...
Jak zwykle latałam sobie po sadzie i się przechadzałam. Czułam, że ktoś mnie obserwuje. Zdradził się. Złamał, lub złamała gałąź. Odwróciłam się. Zauważyłam siwą klacz..?
- Kim jesteś i czemu mnie obserwujesz? – Przestraszyłam się i stanęłam dęba. Prychnęłam.
- Spokojnie. Przecież się tylko przechadzam. Jest tu jakiś inny koń wraz z Tobą?
- Nie. Rośliny dotrzymują mi towarzystwa.
- Aha.. czy odłączyłaś się od stada?
- Nie mam stada.. – zaczęłam robić się coraz mniej ufna. Czego ta klacz ode mnie chce? – i mów mi Scarlet.
- Jestem Roxolanne, przywódczyni stada.
Nie miałam zielonego pojęcia, iż jest to klacz alfa. Nie wygląda, by miała partnera. Taak, wiem, nie powinnam czytać w myślach przywódczyni.. ale chciałam wiedzieć co o mnie myśli. Nie, nie może myśleć, że jestem chamska i zbyt nie ufna!
- O.. czy miałabym zaszczyt.. ech..
- Nie krępuj się. Chodzi pewnie o dołączenie do stada? – Trafiła w sam środek..
- Tak… o to chodzi.
- W takim razie, zapraszam. – Nie odpowiedziałam i ruszyłam za jeszcze tajemniczą klaczą. Zaprowadziła mnie do.. po prostu pięknego miejsca, gdzie pasły się inne konie. Nie, żebym wolała to od sadu i ogrodu… ale tu też jest dużo flory..
- Jesteśmy w Nowym Edenie. Mam nadzieję, że się podoba. Ja już będę iść, możesz się rozejrzeć.
- Dziękuję. – Po mojej odpowiedzi, odeszła. Nie chciałam się jeszcze witać ze stadem. Uniosłam się w powietrzu i rozejrzałam się z góry. Poleciałam na północ. Znalazłam się w lesie. Usłyszałam tu życie. Tętniące życie. Usłyszałam już po raz drugi w tym dniu trzask gałęzi.
- Kto tam? – Mój głos był opanowany.
- Kim jesteś i czemu mnie obserwujesz? – Przestraszyłam się i stanęłam dęba. Prychnęłam.
- Spokojnie. Przecież się tylko przechadzam. Jest tu jakiś inny koń wraz z Tobą?
- Nie. Rośliny dotrzymują mi towarzystwa.
- Aha.. czy odłączyłaś się od stada?
- Nie mam stada.. – zaczęłam robić się coraz mniej ufna. Czego ta klacz ode mnie chce? – i mów mi Scarlet.
- Jestem Roxolanne, przywódczyni stada.
Nie miałam zielonego pojęcia, iż jest to klacz alfa. Nie wygląda, by miała partnera. Taak, wiem, nie powinnam czytać w myślach przywódczyni.. ale chciałam wiedzieć co o mnie myśli. Nie, nie może myśleć, że jestem chamska i zbyt nie ufna!
- O.. czy miałabym zaszczyt.. ech..
- Nie krępuj się. Chodzi pewnie o dołączenie do stada? – Trafiła w sam środek..
- Tak… o to chodzi.
- W takim razie, zapraszam. – Nie odpowiedziałam i ruszyłam za jeszcze tajemniczą klaczą. Zaprowadziła mnie do.. po prostu pięknego miejsca, gdzie pasły się inne konie. Nie, żebym wolała to od sadu i ogrodu… ale tu też jest dużo flory..
- Jesteśmy w Nowym Edenie. Mam nadzieję, że się podoba. Ja już będę iść, możesz się rozejrzeć.
- Dziękuję. – Po mojej odpowiedzi, odeszła. Nie chciałam się jeszcze witać ze stadem. Uniosłam się w powietrzu i rozejrzałam się z góry. Poleciałam na północ. Znalazłam się w lesie. Usłyszałam tu życie. Tętniące życie. Usłyszałam już po raz drugi w tym dniu trzask gałęzi.
- Kto tam? – Mój głos był opanowany.
<Ktoś coś? ^^>
Kolejna klacz!
Nowa klacz! Zdziwiła mnie długość Twojego formularza, a właściwie jej brak...:') No cóż, witamy!
Imię: Scarlet
Płeć: ♀
Wiek: 4 lata
Rasa: Pegaz
Hierarchia: Ogrodniczka
Charakter: Scarlet jest spokojną, opanowaną klaczą, ale jeśli trzeba umie być wredną i bezlitosną. Lubi raczej ciszę i spokojne latanie wśród chmur, lub w sadzie. Kocha przyrodę. Jest strasznie uparta i NIGDY nie rzuca słów na wiatr.
Rodzina: Scarlet nigdy nie widziała swoich rodziców. Wychowała się z starszą siostrą, Ofelią. Ofelia nie powiedziała jej, czemu rodzice zniknęli.
Partner: Nie szuka
Historia: Tak jak było wcześniej wspomniane: przez pierwszy rok życia wychowywała się z siostrą. Po opanowaniu skrzydeł, poleciała gdzie owe skrzydła ją poniosły. Zgubiła się i później wychowywała wśród roślin i innych zwierząt. Po jakimś czasie spotkała Roxolanne i została w HHF.
Nadzwyczajne umiejętności: Umiejętność rozmawiania z fauną i florą.
- Czytanie w myślach
- Porozumiewanie się z każdą istotą.
Pochwały/Upomnienia: 0/0
Właściciel: Kirla
Od Reamonn'a C.D. Khaon'a
Słysząc jego słowa zatrzymałem się.
- Ahhhhh... - z głośnym, niezadowolonym westchnieniem opuściłem głowę. Obróciłem się i powlokłem w jego stronę. Może w końcu pokaże, że się czegoś nauczyłem po tym dwu godzinnym kazaniu Snow Flame na temat uprzejmości. Podszedłem do konia, klęczącego na ziemi i podniosłem bułkę. Spojrzał na mnie zdziwiony, potem jednak jego mina zmieniła się na lekko złą.
- To jest mo... - uciął kiedy włożyłem bułkę do jego siatki. Potem schyliłem się i podniosłem drugą. Kiedy wszystkie bułki znalazły się w siatce, koń znowu drgnął.
- Jestem Réamonn - uśmiechnąłem się i potrząsnąłem grzywą.
- Khaon... - odparł cicho zaskoczony zmianą mojej postawy. Starałem się być miły, jednak moje przyzwyczajenia wzięły nademną górę. Koło mnie pojawiła się długa Lanca. Koń przez chwilę zamarł wpatrzony w nią. Wtedy zwinnie poskoczyłem do niego i przycisnąłem mu ją do gardła.
- Nie myśl, że nie zamierzam nic cie zrobić... - szepnąłem mu do ucha lodowatym głosem. Był wyższy odemnie (jak większość ogierów) więc musiałem wyciągnąć szyję, aby to zrobić. Czekałem na jakąś oznakę strachu z jego strony. Koń jednak stał nieporuszony i wpatrywał się przed siebie. - Tsh - parsknąłem. - Jeśli by to zależało tylko odemnie chętnie zabiłbym wszystkich na tym bazarze - mruknąłem i odłożyłem broń.
- Zawsze zachowujesz się tak nie kulturalnie? - powiedział sceptycznie ogier. - Najpierw gaduła, a teraz dziwak który pomylił mózg z szaleńcem i luzakiem... - te słowa nie były skierowane do mnie. Brzmiało to bardziej jakby szeptał coś do siebie. Przez chwilę chciałem naprawdę odciąć mu głowę, zrezygnowałem jednak, ponieważ zastanawiałem się kogo mógłby nazwać gadułą.
- Jeśli już to morderca - uśmiechnąłem się wystawiając język. - Idziemy napić się czegoś?
- Śpieszę się - powiedział ogier próbując mnie ominąć. Szybkim ruchem przesunąłem się, aby zasłonić mu drogę.
- Oj... nie daj się prosić... - powiedziałem uśmiechając się. Nadstawiłem uszu, aby słyszeć ruchy ogiera, ponieważ moja długa i bujna grzywa zasłoniła mi oczy.
- Naprawdę się śpieszę - mruknął ogier i przepchnął się koło mnie. Kiedy odchodził obejrzałem się w jego stronę i wystawiłem język. Khaon zdziwiony obejrzał się w moją stronę. Wtedy poniosłem jedno kopyto i zacząłem nim machać uśmiechając się.
- Pa Pa! - zawołałem.
<Khaon>
Moja ręka cierpi.... potwornie cierpi....
- Ahhhhh... - z głośnym, niezadowolonym westchnieniem opuściłem głowę. Obróciłem się i powlokłem w jego stronę. Może w końcu pokaże, że się czegoś nauczyłem po tym dwu godzinnym kazaniu Snow Flame na temat uprzejmości. Podszedłem do konia, klęczącego na ziemi i podniosłem bułkę. Spojrzał na mnie zdziwiony, potem jednak jego mina zmieniła się na lekko złą.
- To jest mo... - uciął kiedy włożyłem bułkę do jego siatki. Potem schyliłem się i podniosłem drugą. Kiedy wszystkie bułki znalazły się w siatce, koń znowu drgnął.
- Jestem Réamonn - uśmiechnąłem się i potrząsnąłem grzywą.
- Khaon... - odparł cicho zaskoczony zmianą mojej postawy. Starałem się być miły, jednak moje przyzwyczajenia wzięły nademną górę. Koło mnie pojawiła się długa Lanca. Koń przez chwilę zamarł wpatrzony w nią. Wtedy zwinnie poskoczyłem do niego i przycisnąłem mu ją do gardła.
- Nie myśl, że nie zamierzam nic cie zrobić... - szepnąłem mu do ucha lodowatym głosem. Był wyższy odemnie (jak większość ogierów) więc musiałem wyciągnąć szyję, aby to zrobić. Czekałem na jakąś oznakę strachu z jego strony. Koń jednak stał nieporuszony i wpatrywał się przed siebie. - Tsh - parsknąłem. - Jeśli by to zależało tylko odemnie chętnie zabiłbym wszystkich na tym bazarze - mruknąłem i odłożyłem broń.
- Zawsze zachowujesz się tak nie kulturalnie? - powiedział sceptycznie ogier. - Najpierw gaduła, a teraz dziwak który pomylił mózg z szaleńcem i luzakiem... - te słowa nie były skierowane do mnie. Brzmiało to bardziej jakby szeptał coś do siebie. Przez chwilę chciałem naprawdę odciąć mu głowę, zrezygnowałem jednak, ponieważ zastanawiałem się kogo mógłby nazwać gadułą.
- Jeśli już to morderca - uśmiechnąłem się wystawiając język. - Idziemy napić się czegoś?
- Śpieszę się - powiedział ogier próbując mnie ominąć. Szybkim ruchem przesunąłem się, aby zasłonić mu drogę.
- Oj... nie daj się prosić... - powiedziałem uśmiechając się. Nadstawiłem uszu, aby słyszeć ruchy ogiera, ponieważ moja długa i bujna grzywa zasłoniła mi oczy.
- Naprawdę się śpieszę - mruknął ogier i przepchnął się koło mnie. Kiedy odchodził obejrzałem się w jego stronę i wystawiłem język. Khaon zdziwiony obejrzał się w moją stronę. Wtedy poniosłem jedno kopyto i zacząłem nim machać uśmiechając się.
- Pa Pa! - zawołałem.
<Khaon>
Moja ręka cierpi.... potwornie cierpi....
Od Reamonn'a C.D. Roxolanne
Pędziłem niczym wiatr zwinnie wymijając stragany i stłoczone konie. Moja długa grzywa i płaszcz powiewały w powietrzu, a prędkości dodawały mi niezadowolone krzyki i przekleństwa sprzedawców. Wspaniale było tak biec, wśród tęczy kolorowych stoisk i zapachów. Strzępki rozmów obijały się o moje uszy, a oczy koni spoglądały na mnie. Pełen entuzjazmu, ku ich zdziwieniu roześmiałem się. W końcu moim oczom ukazała się dobrze znana biała klacz. Minąłem ją łapiąc w zęby strzępki jej grzywy i pognałem do przodu ciągnąc klacz za sobą.
- Biegnij Roxo! Biegnij! - zawołałem puszczając jej grzywę. Najpierw spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Po chwili usłyszeliśmy krzyki i przekleństwa goniącej mnie hordy koni. Ku mojej uldze tyle jej wystarczyło, aby ruszyć biegiem za mną. Gdy wybiegaliśmy z Bassaltu zawołała do mnie próbując przekrzyczeć wiatr.
- Co żeś znów zmalował?! - po jej karcącym tonie głosu wiedziałem, że już się domyśliła kogo ścigają te wściekłe konie. Roześmiałem się głośno i przyśpieszyłem. Roxolanne spojrzała na mnie przymrużonymi oczami, ale również przyśpieszyła. Nasze kopyta zaczęły rytmicznie uderzać o kamienną drogę.
- Tak więc... - zacząłem spokojnym głosem wyciągając szyję do przodu. - Najpierw poszedłem do tego architekta. Jego plany jednak wydały mi się zbyt staromodne, więc użyłem swojej lancy, żeby pokazać mu o co mi chodzi - klacz skrzywiła się słysząc słowo 'lanca'. Pewnie już się domyśliła co będzie dalej. Ja jednak kontynuowałem. - I wtedy zahaczyłem o baldachim rozwieszony nad straganem. Pociągnąłem więc, aby uwolnić moją broń. Lanca jednak zaplątała się tak bardzo, że musiałem pociągnąć mocniej... - właśnie dobiegliśmy do rozwidlenia dróg. Na środku stał drogowskaz: 'Pustynia' i 'Góry Mgliste'. Zwolniłem lekko, aby znaleźć się za klaczą i pozwolić jej wybrać drogę. Roxolanne bez zastanowienia skręciła i pobiegła drogą w stronę gór mglistych.
- Łatwiej będzie się ukryć! - rzuciła wymownie w moją stronę. Bez sprzeciwu pokiwałem głową i podbiegłem, aby się z nią zrównać, by móc kontynuować. Miejski krajobraz przemienił się w połacie długich i suchych o tej porze roku łąk. Przed nami w oddali widać było szczyty gór, przykryte gęstą mgłą. Spojrzałem w niebo szukając słońca. Niedługo powinno zacząć się ściemniać. Łatwiej będzie zgubić goniący nas tłum po zmroku, jednak Mgliste Góry nie były zbyt bezpiecznym miejscem w nocy, więc będziemy musieli znaleźć jakieś schronienie.
- I stragan się zawalił. Wszystkie projekty prawdopodobnie zostały zepsute. Po kilkunastu sekundach spod materiału wyszedł wściekły sprzedawca. Wziął jedną z desek, z których zbudowane było stoisko i rzucił we mnie. Jak wiesz, jestem bardzo dobry w unikach, więc oczywiście nie oberwałem - uśmiechnąłem się w stronę klaczy. Tak tylko przewróciła oczami i mruknęła coś co miało oznaczać żebym się nie wygłupiał. - No i rzucił w takiego konia co stał obok mnie. I kiedy on oberwał rzucił się na mnie i zaczął krzyczeć jak szalony. I wtedy złapałem lancę i... - tak 'i'. Wolałem tego nie mówić Roxo. Pewnie wierzyła, że się zmieniłem.
- I? - spojrzała na mnie. Ja natomiast obejrzałem się za siebie. Nie goniło już nas tak dużo koni jak wcześniej, ale i tak było ich sporo. Cały czas krzyczeli i przeklinali w naszym kierunku.
- ...I przywaliłem mu w głowę. Wtedy wszyscy zaczęli krzyczeć, a jeden sprzedawca rzucił we mnie pomidorem. Oczywiście udało mi się go złapać... - kolejny nonszalancki uśmiech. - Rzuciłem więc pomidorem w sprzedawcę z powrotem. Ten niestety nie był tak zwinny bo warzywo rozprysło się na jego pysku. Zaczął przeklinać, wziął kij leżący przy stoisku i ruszył żeby mnie nim uderzyć... - spojrzałem na Roxolanne. Nie wiedziałem, czy ciągle słucha, czy zastanawia się jak mnie ukarać. - I wtedy zacząłem uciekać. Niestety po drodze uciekając przed jego kijem udało mi się zrujnować kilka straganów... - klacz spojrzała na mnie podejrzliwie. Fakt. Grupa wściekłych sprzedawców na nami była dość spora. - nooo.. może kilkanaście...
- Rey, co ja mam z tobą zrobić? - spytała teatralnym głosem.
- Lepiej myśl co zrobić z nimi! - krzyknąłem gdy koło mojego pyska przeleciał spory ogórek.
- Idź ich przeproś, głupolu! - rzuciła karcącym tonem.
- Ale to nie ja! To ten koń mnie zaatakował! - powiedziałem niewinnym głosem.
- A kto zaczął?
- No on! - mruknąłem niezadowolony. Klacz z głęboki westchnieniem opuściła głowę na tyle ile mogła podczas męczącego biegu. Goniące nas konie nie zwalniały, a my byliśmy coraz bardziej zmęczeni. Słońce szykowało się do zniknięcia za rozpościerającymi się przed nami górami. Wytężyłem wzrok i zobaczyłem cienką górską ścieżkę pomiędzy skałami. Nachyliłem się w stronę Roxo. Kiedy powiedziałem jej o ścieżce pokiwała głową, mówiąc, że zna drogę do dobrze ukrytej jaskini gdzie nas nie znajdą. Pełnym pędem skoczyliśmy pomiędzy strome skały. Skakaliśmy niczym kozice górskie, uciekając przed sprzedawcami. Kątem oka ujrzałem, że większość z nich zrezygnowała i zawróciła, a nas goniła tylko mała grupka. Nagle Roxolanne zniknęła mi z przed oczu. Zatrzymałem się gwałtownie i rozejrzałem.
- Roxo? - spytałem.
- Tutaj! Tutaj! - coś zaszeptało koło mojego kopyta. Zniżyłem głowę i zobaczyłem białą klacz stojącą w niedużej jaskini. Upadłem na skały i prześlizgnąłem się przez szczelinę tak małą, że ledwo mieściła dorosłego konia. Kiedy znalazłem się w środku razem z Roxo przylgnęliśmy do jednej ze ścian. Usłyszałem tętent kopyt ponad moim pyskiem. Gdy konie przebiegły staliśmy tak jeszcze przez długi czas, nasłuchując ich powrotu. Kiedy nic nie wskazywało na to, że wrócą rozejrzałem się po jaskini. Nie była zbyt duża, ale dla dwóch koni wystarczająca. Jej sufit nie był wysoki, więc musiałem chodzić z lekko opuszczoną głową. Jedyne światło wpadało przez szczelinę. Niedługo zajdzie słonce. Wtedy zrobi się tutaj zupełnie ciemno. Nie mogliśmy jednak wrócić w tej chwili. Po zmroku górskie tereny są bardzo zdradliwe i łatwo wpaść w szczelinę. Podszedłem do jednego konta jaskini i położyłem się na skałach.
- Ty śpisz z drugiej strony - zawyrokowałem. Klacz bez słowa położyła się przy ścianie, naprzeciwko mnie. Mimo, że dzielił nas środek jaskini, dystans między nami nadal był bliski.
- Czemu ty zawsze musisz wszystko zepsuć? - spytała z wyrzutem Roxo opierając głowę na zimnej ścianie.
- Heh, tak... - nie. Nie mogę tego dłużej ukrywać. Teraz pewnie będzie jeszcze bardziej zła, że ją okłamałem. Nie mogę jednak tego tak zostawić. - Roxo...
- Tak? - spojrzała na mnie. Jej głos zmiękł. Wyraz jej pyska przypominał bardziej zatroskanie niż złość.
- Ja... ten koń, na bazarze. Ja go nie uderzyłem... - powiedziałem cicho, niepewnym głosem.
- Uh? - zdziwiona Roxo przybliżyła głowę do mojej. Nie mogłem spojrzeć jej w oczy. Odwróciłem wzrok.
- Ja odciąłem mu głowę...
Słońce zaszło za horyzont. W jaskini zapanowała ciemność...
P.S. Wybacz, że tyle. Trudno mi pisać ze złamaną ręką...
- Biegnij Roxo! Biegnij! - zawołałem puszczając jej grzywę. Najpierw spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem. Po chwili usłyszeliśmy krzyki i przekleństwa goniącej mnie hordy koni. Ku mojej uldze tyle jej wystarczyło, aby ruszyć biegiem za mną. Gdy wybiegaliśmy z Bassaltu zawołała do mnie próbując przekrzyczeć wiatr.
- Co żeś znów zmalował?! - po jej karcącym tonie głosu wiedziałem, że już się domyśliła kogo ścigają te wściekłe konie. Roześmiałem się głośno i przyśpieszyłem. Roxolanne spojrzała na mnie przymrużonymi oczami, ale również przyśpieszyła. Nasze kopyta zaczęły rytmicznie uderzać o kamienną drogę.
- Tak więc... - zacząłem spokojnym głosem wyciągając szyję do przodu. - Najpierw poszedłem do tego architekta. Jego plany jednak wydały mi się zbyt staromodne, więc użyłem swojej lancy, żeby pokazać mu o co mi chodzi - klacz skrzywiła się słysząc słowo 'lanca'. Pewnie już się domyśliła co będzie dalej. Ja jednak kontynuowałem. - I wtedy zahaczyłem o baldachim rozwieszony nad straganem. Pociągnąłem więc, aby uwolnić moją broń. Lanca jednak zaplątała się tak bardzo, że musiałem pociągnąć mocniej... - właśnie dobiegliśmy do rozwidlenia dróg. Na środku stał drogowskaz: 'Pustynia' i 'Góry Mgliste'. Zwolniłem lekko, aby znaleźć się za klaczą i pozwolić jej wybrać drogę. Roxolanne bez zastanowienia skręciła i pobiegła drogą w stronę gór mglistych.
- Łatwiej będzie się ukryć! - rzuciła wymownie w moją stronę. Bez sprzeciwu pokiwałem głową i podbiegłem, aby się z nią zrównać, by móc kontynuować. Miejski krajobraz przemienił się w połacie długich i suchych o tej porze roku łąk. Przed nami w oddali widać było szczyty gór, przykryte gęstą mgłą. Spojrzałem w niebo szukając słońca. Niedługo powinno zacząć się ściemniać. Łatwiej będzie zgubić goniący nas tłum po zmroku, jednak Mgliste Góry nie były zbyt bezpiecznym miejscem w nocy, więc będziemy musieli znaleźć jakieś schronienie.
- I stragan się zawalił. Wszystkie projekty prawdopodobnie zostały zepsute. Po kilkunastu sekundach spod materiału wyszedł wściekły sprzedawca. Wziął jedną z desek, z których zbudowane było stoisko i rzucił we mnie. Jak wiesz, jestem bardzo dobry w unikach, więc oczywiście nie oberwałem - uśmiechnąłem się w stronę klaczy. Tak tylko przewróciła oczami i mruknęła coś co miało oznaczać żebym się nie wygłupiał. - No i rzucił w takiego konia co stał obok mnie. I kiedy on oberwał rzucił się na mnie i zaczął krzyczeć jak szalony. I wtedy złapałem lancę i... - tak 'i'. Wolałem tego nie mówić Roxo. Pewnie wierzyła, że się zmieniłem.
- I? - spojrzała na mnie. Ja natomiast obejrzałem się za siebie. Nie goniło już nas tak dużo koni jak wcześniej, ale i tak było ich sporo. Cały czas krzyczeli i przeklinali w naszym kierunku.
- ...I przywaliłem mu w głowę. Wtedy wszyscy zaczęli krzyczeć, a jeden sprzedawca rzucił we mnie pomidorem. Oczywiście udało mi się go złapać... - kolejny nonszalancki uśmiech. - Rzuciłem więc pomidorem w sprzedawcę z powrotem. Ten niestety nie był tak zwinny bo warzywo rozprysło się na jego pysku. Zaczął przeklinać, wziął kij leżący przy stoisku i ruszył żeby mnie nim uderzyć... - spojrzałem na Roxolanne. Nie wiedziałem, czy ciągle słucha, czy zastanawia się jak mnie ukarać. - I wtedy zacząłem uciekać. Niestety po drodze uciekając przed jego kijem udało mi się zrujnować kilka straganów... - klacz spojrzała na mnie podejrzliwie. Fakt. Grupa wściekłych sprzedawców na nami była dość spora. - nooo.. może kilkanaście...
- Rey, co ja mam z tobą zrobić? - spytała teatralnym głosem.
- Lepiej myśl co zrobić z nimi! - krzyknąłem gdy koło mojego pyska przeleciał spory ogórek.
- Idź ich przeproś, głupolu! - rzuciła karcącym tonem.
- Ale to nie ja! To ten koń mnie zaatakował! - powiedziałem niewinnym głosem.
- A kto zaczął?
- No on! - mruknąłem niezadowolony. Klacz z głęboki westchnieniem opuściła głowę na tyle ile mogła podczas męczącego biegu. Goniące nas konie nie zwalniały, a my byliśmy coraz bardziej zmęczeni. Słońce szykowało się do zniknięcia za rozpościerającymi się przed nami górami. Wytężyłem wzrok i zobaczyłem cienką górską ścieżkę pomiędzy skałami. Nachyliłem się w stronę Roxo. Kiedy powiedziałem jej o ścieżce pokiwała głową, mówiąc, że zna drogę do dobrze ukrytej jaskini gdzie nas nie znajdą. Pełnym pędem skoczyliśmy pomiędzy strome skały. Skakaliśmy niczym kozice górskie, uciekając przed sprzedawcami. Kątem oka ujrzałem, że większość z nich zrezygnowała i zawróciła, a nas goniła tylko mała grupka. Nagle Roxolanne zniknęła mi z przed oczu. Zatrzymałem się gwałtownie i rozejrzałem.
- Roxo? - spytałem.
- Tutaj! Tutaj! - coś zaszeptało koło mojego kopyta. Zniżyłem głowę i zobaczyłem białą klacz stojącą w niedużej jaskini. Upadłem na skały i prześlizgnąłem się przez szczelinę tak małą, że ledwo mieściła dorosłego konia. Kiedy znalazłem się w środku razem z Roxo przylgnęliśmy do jednej ze ścian. Usłyszałem tętent kopyt ponad moim pyskiem. Gdy konie przebiegły staliśmy tak jeszcze przez długi czas, nasłuchując ich powrotu. Kiedy nic nie wskazywało na to, że wrócą rozejrzałem się po jaskini. Nie była zbyt duża, ale dla dwóch koni wystarczająca. Jej sufit nie był wysoki, więc musiałem chodzić z lekko opuszczoną głową. Jedyne światło wpadało przez szczelinę. Niedługo zajdzie słonce. Wtedy zrobi się tutaj zupełnie ciemno. Nie mogliśmy jednak wrócić w tej chwili. Po zmroku górskie tereny są bardzo zdradliwe i łatwo wpaść w szczelinę. Podszedłem do jednego konta jaskini i położyłem się na skałach.
- Ty śpisz z drugiej strony - zawyrokowałem. Klacz bez słowa położyła się przy ścianie, naprzeciwko mnie. Mimo, że dzielił nas środek jaskini, dystans między nami nadal był bliski.
- Czemu ty zawsze musisz wszystko zepsuć? - spytała z wyrzutem Roxo opierając głowę na zimnej ścianie.
- Heh, tak... - nie. Nie mogę tego dłużej ukrywać. Teraz pewnie będzie jeszcze bardziej zła, że ją okłamałem. Nie mogę jednak tego tak zostawić. - Roxo...
- Tak? - spojrzała na mnie. Jej głos zmiękł. Wyraz jej pyska przypominał bardziej zatroskanie niż złość.
- Ja... ten koń, na bazarze. Ja go nie uderzyłem... - powiedziałem cicho, niepewnym głosem.
- Uh? - zdziwiona Roxo przybliżyła głowę do mojej. Nie mogłem spojrzeć jej w oczy. Odwróciłem wzrok.
- Ja odciąłem mu głowę...
Słońce zaszło za horyzont. W jaskini zapanowała ciemność...
<Roxolanne>
Nadchodzi nowy konkurs!
Szczęśliwego Nowego Roku! Czy Twoim zdaniem te słowa są zdecydowanie nadużywane w tym okresie? .
Znudzeni Sylwestrowym balowaniem i Noworocznym porankiem? Żaden problem! Przygotowaliśmy dla was kilka gier i zupełnie nowych noworocznych Questów! Życzymy Wesołego Nowego Roku!
ll Rebus
lV Rebus
One się w ogóle kiedyś skończą??? A nie. To ostatni. Uff..
Rozwiąż powyższe rebusy i wyślij w wiadomości na howrse odpowiedzi na nie. Wśród konkursowiczów wylosujemy nagrody- niespodzianki! ;)
Oczywiście no może też zabraknąć noworocznego konkursu pisanego. Oto on!
Wybierz jeden z podanych tematów:
• Opowiadanie pt. 'Sylwester w Heaven Hooves'. W opowiadaniu musi brać udział przynajmniej 2 członków stada. Długość min. 20 linijek.
• Narysuj obrazek przedstawiający fajerwerki (wiemy, że nie wszyscy są artystyczną duszą, proszę jednak abyście się trochę postarali)
• Do stada przyjeżdża nowy sprzedawca! Co według ciebie mógłby sprzedawać? Wymyśl 5 produktów, nadaj im fantazyjne nazwy i wymyśl ich zastosowanie oraz ceny. Najbardziej kreatywne (i użyteczne) pomysły zostaną wprowadzone do sklepu!
Nagrody:
• 50 punktów
• 100 zm
• Dla każdego uczestnika:
Do wyboru:
• niebieskie fajerwerki - zmień kolor swojego imienia
• żółte fajerwerki - twój koń młodnieje o rok
• fioletowe fajerwerki - za ich pomocą możesz zmusić wybraną osobę do napisania opowiadania na wybrany przez ciebie temat
• zielone fajerwerki - dostajesz dowolny przedmiot ze sklepu do 40 zm
• czerwone fajerwerki - po ich użyciu wyruszasz w podróż podczas której odnajdujesz nowe miejsce (musi ona zostać opisana, tak samo jak miejsce oraz dodatkowo należy dodać jego zdjęcie). Za odkrycie nowego miejsca można dostać kilka punktów
• różowe fajerwerki - zmień swoje stanowisko na inne (na tej samej randze). Pozwalają dołączyć do stanowiska na którym jest limit członków.
• tęczowe fajerwerki - możesz wylosować dowolny z powyższych fajerwerków. W końcu wszyscy kochają niespodzianki!
Twórca: Reamonn ( nagroda za pomysł i opracowanie: 100(p) )
ŻYCZYMY SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
Do wyboru:
• niebieskie fajerwerki - zmień kolor swojego imienia
• żółte fajerwerki - twój koń młodnieje o rok
• fioletowe fajerwerki - za ich pomocą możesz zmusić wybraną osobę do napisania opowiadania na wybrany przez ciebie temat
• zielone fajerwerki - dostajesz dowolny przedmiot ze sklepu do 40 zm
• czerwone fajerwerki - po ich użyciu wyruszasz w podróż podczas której odnajdujesz nowe miejsce (musi ona zostać opisana, tak samo jak miejsce oraz dodatkowo należy dodać jego zdjęcie). Za odkrycie nowego miejsca można dostać kilka punktów
• różowe fajerwerki - zmień swoje stanowisko na inne (na tej samej randze). Pozwalają dołączyć do stanowiska na którym jest limit członków.
• tęczowe fajerwerki - możesz wylosować dowolny z powyższych fajerwerków. W końcu wszyscy kochają niespodzianki!
Twórca: Reamonn ( nagroda za pomysł i opracowanie: 100(p) )
ŻYCZYMY SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
Od Khaona - QUEST "Trop"
Śnieg- najgorsze świństwo jakie kiedykolwiek powstało. Jednak chmury są na prawdę bezlitosne zrzucając na ziemię swój ciężar w postaci śniegu, deszczu czy gradu.
Jednak tego dnia zaprzestały one dalszego wykonywania swych tortur. Nałożyłem płaszcz na grzbiet, przewiązałem pod szyją i spakowałem do torby trochę prowiantu, kompas oraz mapę, czyli to co zawsze zabieram ze sobą. Ochoczo ruszyłem w stronę drzwi i otworzyłem je. Poczułem nagły napływ zimnego powietrza, przeszedł po mnie dreszcz. Ale to mnie nie zniechęciło do wędrówki, samotnej wędrówki poprzez kręte drogi Lasu Kaskady, zamarznięte tereny rumowiska czy górskie ścieżyny.
Ruszyłem więc dziarskim krokiem przed chatę i zapadłem się po pęciny w śnieg! Brrr... Zimno. Ale poszedłem, poszedłem. Przy okazji miałem zamiar nazbierać trochę magicznych kryształów z Rumowiska- brakowało mi tylko niebieskiego kryształu, który pozwala leczyć wzrok i żółtego o właściwościach ożywiających.
Nagle zauważyłem dziwne ślady tuż przed wejściem do Lasu Kaskady.
- To nie łakomoty ani sarwile. To nie są też ortepony... Co to może być? - powiedziałem do siebie i ruszyłem tropem stworzenia
Zaintrygowało mnie to i chciałem odszukać istotę, która pozostawia te ślady. Na razie zaprowadziły mnie one do środka lasu. Usłyszałem charakterystyczne piszczenie. Nie mogłem go rozpoznać. Zza drzewa wyłonił się przyjacielski pyszczek, a tuż za nim długie nogi i puchaty ogon. Cały zwierz był pokryty rudą sierścią. Miał czarne jak heban oczy i malutki nosek. Wolałem nie zbliżać się do zębów.
- Nazwę cię... Drafon! Od dzisiaj w Lesie Kaskady mamy drafony.
Niestety lub stety musiałem powiedzieć o tym nowym gatunku Roxolanne, ale ona mi nie uwierzyła. No cóż. Zachowam to dla siebie...
Jednak tego dnia zaprzestały one dalszego wykonywania swych tortur. Nałożyłem płaszcz na grzbiet, przewiązałem pod szyją i spakowałem do torby trochę prowiantu, kompas oraz mapę, czyli to co zawsze zabieram ze sobą. Ochoczo ruszyłem w stronę drzwi i otworzyłem je. Poczułem nagły napływ zimnego powietrza, przeszedł po mnie dreszcz. Ale to mnie nie zniechęciło do wędrówki, samotnej wędrówki poprzez kręte drogi Lasu Kaskady, zamarznięte tereny rumowiska czy górskie ścieżyny.
Ruszyłem więc dziarskim krokiem przed chatę i zapadłem się po pęciny w śnieg! Brrr... Zimno. Ale poszedłem, poszedłem. Przy okazji miałem zamiar nazbierać trochę magicznych kryształów z Rumowiska- brakowało mi tylko niebieskiego kryształu, który pozwala leczyć wzrok i żółtego o właściwościach ożywiających.
Nagle zauważyłem dziwne ślady tuż przed wejściem do Lasu Kaskady.
- To nie łakomoty ani sarwile. To nie są też ortepony... Co to może być? - powiedziałem do siebie i ruszyłem tropem stworzenia
Zaintrygowało mnie to i chciałem odszukać istotę, która pozostawia te ślady. Na razie zaprowadziły mnie one do środka lasu. Usłyszałem charakterystyczne piszczenie. Nie mogłem go rozpoznać. Zza drzewa wyłonił się przyjacielski pyszczek, a tuż za nim długie nogi i puchaty ogon. Cały zwierz był pokryty rudą sierścią. Miał czarne jak heban oczy i malutki nosek. Wolałem nie zbliżać się do zębów.
- Nazwę cię... Drafon! Od dzisiaj w Lesie Kaskady mamy drafony.
Niestety lub stety musiałem powiedzieć o tym nowym gatunku Roxolanne, ale ona mi nie uwierzyła. No cóż. Zachowam to dla siebie...
Zaliczone!
Na Twoje konto właśnie wpadło 10(p) i 35zm! Gratuluję :)
Od Darwen'a C.D Snow Flame
Ogier spojrzał w miejsce, gdzie kaskady wody zdarzały się z ogromnymi głazami i tworzyło się coś na postać mgiełki z kropelkami rosy. Trochę dalej mógł jednak dostrzec kolorowe ryby, o których przed chwilą mówiła Snow Flame. Aż się tam od nich roiło! Każda z nich miała inny kolor, wzór oraz wielkość. Wyglądały ślicznie.
- A jakby mieć parę takich w akwarium? - Darwen rozmyślał na głos.
- Czemu nie. Tylko byłby jeden kłopot. Trzeba by było wybrać te najładniejsze, a wszystkie są równie urocze. - westchnęła klacz.
Zapadła chwila ciszy.
- To co będzie kolejnym punktem naszej podróży? - zapytał ogier zmieniając temat.
- Proponowałbym wycieczkę na Mgliste Góry. Zbliża się zachód słońca, więc z ich szczytów będzie się rozpościerał nieziemski widok. - mówiła rozmarzonym głosem Snow.
- No to w drogę! - dodał dziarsko koń.
Klacz wybiła się w powietrze i poszybowała w kierunku Gór. Darwen głośno odchrząknął, aby zwrócić uwagę klaczy. Na szczęście podziałało i Snow Flame zawróciła.
- Sorry, zapomniałam. - powiedziała głosem niewiniątka.
- Okej, jakoś się do tego przyzwyczaję. - rzucił ogier z uśmiechem.
<Snow Flame? >
wtorek, 29 grudnia 2015
Od Darwena - Konkurs.
10 świątecznych rzeczy jakie moglibyśmy obchodzić w HH:
1. Co roku, 21 grudnia na placu przed Smoczą Akademią stawiany jest ogromny świerk lub jodła (bo raczej nie modrzew xp). W tym dniu, pierwszą ozdobą na drzewie jest złota gwiazda wykonana przez najlepszego rzemieślnika w Telrain'ie, którą przywódca stada zakłada na czubek świerku. Po tej czynności całe stado wspólnie dekoracje choinki ręcznie wykonanymi ozdobami lub takim, które zostały zakupione na targu.
2. Kiedy nadchodzi 20 grudnia, w stadzie jest organizowany konkurs na najlepszy wypiek. W Jury zasiadają najważniejsze konie w stadzie oraz kucharze. Warunkiem, aby wygrać, jest smak wypieku oraz jego wygląd. Ciasta, ciasteczka i inne słodkości są przenoszone do 18 grudnia do jednego z członków Jury. Koń, który wygra, ma zaszczyt przygotować więcej swoich wypieków, które będą gościły na stołach podczas Wigilii w stadzie.
3. W dzień wielkiej Wigilii, rankiem są organizowane zawody stadne, które polegają na znajdowaniu czapek Mikołaja, które są pochowane w całym Lesie Kaskady. W każdej czapce jest ukryty jakiś prezent, ale można go rozpakować dopiero po zakończeniu zawodów. Dla tych, którym nic nie udało się zdobyć, jest nagroda pocieszenia w postaci drobnego upominku.
4. Oczywiście każda, prawdziwa Wigilia nie obędzie się bez śpiewania kolęd i dzielenia opłatkiem. Jest to jej nieodłączny element. W tym czasie, wszystkie konie składają sobie najserdeczniejsze życzenia i razem śpiewają bożonarodzeniowe kolędy. Inni jedzą przygotowane potrawy, a jeszcze inni podziwiają gwiazdy na niebie, wzdychając przy tym woń wielkiej sosny.
5. W przed dzień Wigilii całe stado rusza na jarmark świąteczny do Bassaltu. Jest na nim wiele stoisk z pysznym wypiekami lub własnoręcznie zrobionym ozdobami choinkowymi lub takimi do postawienia na półce dla ozdoby. W między czasie są też przeróżne występy artystów ulicznych, którzy chcą pokazać światu swoje talenty.
6. Co to byłyby za święta bez prezentów? W Heaven Hooves nie jest inaczej. Tydzień przed świętami odbywa się losowanie, dzięki któremu każdy musi podarować upominek wylosowanej przez siebie osobie. Oczywiście, nie zawsze prezenty są trafione, ale liczy się przecież atmosfera i ciepło, które wypływa z nas, a nie diamentowe kolie.
7. Każdy ma za zadanie przygotować potrawę na Wigilię. Kto powiedział, że musi ich być 12? Równie dobrze mogą być 22! Liczy się przecież, to, że włożyłeś w swoje danie serce, a to czy z krytykują Cię za nie inni, to może Ciebie właściwie nie obchodzić.
8. W pierwszy dzień świąt w stadzie są rozgrywane rozmaite gry. Od porannych zabaw, aż do wieczornego śpiewania przy blasku ogniska.
9. Drugi dzień świąt jest przeznaczony dla osób zmarłych i modlitwy do bóstw. Właśnie wtedy wszyscy wyruszają na cmentarz, aby modlić się o miejsce w niebie dla zmarłych koni oraz o proszenie najwyższych bogów o urodzone życie.
10. Jeszcze przed wschodem słońca w dniu 25 grudnia wszystkie źrebaki czekają jak na szpilkach, aby powitać Mikołaja ciasteczkami i mlekiem. To właśnie wtedy on daje im prezenty, na które one czekały przez cały rok. Jednak największą nagroda jest zobaczenie uśmiechu na pysku własnego dziecka przez rodziców. (W sekrecie mogę wam jednak zdradzić, że rola Mikołaja przypada temu ogierowi, który podczas losowania zapałek, wyciągnie tą najkrótszą).
11. Oczywiście najważniejszym punktem tej imprezy jest oczywiście dobroć, życzliwość oraz uśmiech nie znikający z pysk : )
Od przywódczyni PHI! Corrado :-) : Świetne! Strasznie mi się podobają :-)
1. Co roku, 21 grudnia na placu przed Smoczą Akademią stawiany jest ogromny świerk lub jodła (bo raczej nie modrzew xp). W tym dniu, pierwszą ozdobą na drzewie jest złota gwiazda wykonana przez najlepszego rzemieślnika w Telrain'ie, którą przywódca stada zakłada na czubek świerku. Po tej czynności całe stado wspólnie dekoracje choinki ręcznie wykonanymi ozdobami lub takim, które zostały zakupione na targu.
2. Kiedy nadchodzi 20 grudnia, w stadzie jest organizowany konkurs na najlepszy wypiek. W Jury zasiadają najważniejsze konie w stadzie oraz kucharze. Warunkiem, aby wygrać, jest smak wypieku oraz jego wygląd. Ciasta, ciasteczka i inne słodkości są przenoszone do 18 grudnia do jednego z członków Jury. Koń, który wygra, ma zaszczyt przygotować więcej swoich wypieków, które będą gościły na stołach podczas Wigilii w stadzie.
3. W dzień wielkiej Wigilii, rankiem są organizowane zawody stadne, które polegają na znajdowaniu czapek Mikołaja, które są pochowane w całym Lesie Kaskady. W każdej czapce jest ukryty jakiś prezent, ale można go rozpakować dopiero po zakończeniu zawodów. Dla tych, którym nic nie udało się zdobyć, jest nagroda pocieszenia w postaci drobnego upominku.
4. Oczywiście każda, prawdziwa Wigilia nie obędzie się bez śpiewania kolęd i dzielenia opłatkiem. Jest to jej nieodłączny element. W tym czasie, wszystkie konie składają sobie najserdeczniejsze życzenia i razem śpiewają bożonarodzeniowe kolędy. Inni jedzą przygotowane potrawy, a jeszcze inni podziwiają gwiazdy na niebie, wzdychając przy tym woń wielkiej sosny.
5. W przed dzień Wigilii całe stado rusza na jarmark świąteczny do Bassaltu. Jest na nim wiele stoisk z pysznym wypiekami lub własnoręcznie zrobionym ozdobami choinkowymi lub takimi do postawienia na półce dla ozdoby. W między czasie są też przeróżne występy artystów ulicznych, którzy chcą pokazać światu swoje talenty.
6. Co to byłyby za święta bez prezentów? W Heaven Hooves nie jest inaczej. Tydzień przed świętami odbywa się losowanie, dzięki któremu każdy musi podarować upominek wylosowanej przez siebie osobie. Oczywiście, nie zawsze prezenty są trafione, ale liczy się przecież atmosfera i ciepło, które wypływa z nas, a nie diamentowe kolie.
7. Każdy ma za zadanie przygotować potrawę na Wigilię. Kto powiedział, że musi ich być 12? Równie dobrze mogą być 22! Liczy się przecież, to, że włożyłeś w swoje danie serce, a to czy z krytykują Cię za nie inni, to może Ciebie właściwie nie obchodzić.
8. W pierwszy dzień świąt w stadzie są rozgrywane rozmaite gry. Od porannych zabaw, aż do wieczornego śpiewania przy blasku ogniska.
9. Drugi dzień świąt jest przeznaczony dla osób zmarłych i modlitwy do bóstw. Właśnie wtedy wszyscy wyruszają na cmentarz, aby modlić się o miejsce w niebie dla zmarłych koni oraz o proszenie najwyższych bogów o urodzone życie.
10. Jeszcze przed wschodem słońca w dniu 25 grudnia wszystkie źrebaki czekają jak na szpilkach, aby powitać Mikołaja ciasteczkami i mlekiem. To właśnie wtedy on daje im prezenty, na które one czekały przez cały rok. Jednak największą nagroda jest zobaczenie uśmiechu na pysku własnego dziecka przez rodziców. (W sekrecie mogę wam jednak zdradzić, że rola Mikołaja przypada temu ogierowi, który podczas losowania zapałek, wyciągnie tą najkrótszą).
11. Oczywiście najważniejszym punktem tej imprezy jest oczywiście dobroć, życzliwość oraz uśmiech nie znikający z pysk : )
Od
Od Khaon'a do Reamonna
W Bassalcie jest tyle koni. Bogatych, biednych oraz handlarzy i przybyszów z innych zakątków Telrainu. Z wielu "fajnych miejscówek" dobiegały głosy różnych koni- jjedne niskie, zaś drugie wysokie, damskie oraz męskie.
- Cholipa, po co ja tu przyszedłem? Tylko kopytami mnie wytykają...- pomyślałem
Ryszyłem szybszym kłusem i starałem nie pokazywać na sobie tego strasznego uczucia spłoszenia. Wparowałem do piekarni, nie było kolejki.
- Coś podać? - zapytała przyjaznym tonem ekspedientka
- Eee... Cztery bułki owsiane i... Em... Chleb ze szczawiem, może być krojony.
Klacz podała mi prdukty, a ja zapłaciłem należność. Wyszedłem z pomieszczenia i poczółem uderzenie. Wpadł na mnie ogier. Leżałem na ziemi a on, ten koń patrzył na mnie z pogardą i powiedział:
- Lepiej patrz jak chodzisz, bo źle skończysz...- dodał do tego łobuzerski uśmieszek i poszedł
- Może więcej szacunku? Raczej daleko nie zajdziesz.- powiedziałem i zacząłem zbierać pieczywo
<Réamonn?>
Od Skylor C.D. Corrado
- Dziwne. - stwierdził. - Ja za każdym razem, kiedy tu przychodzę, czuję Ciebie.
- Na prawdę? - szepnęła.
- Przez ten cały czas, towarzyszył mi Twój zapach.
- Łał... Czuję się jak budyń. Lubię zapach budyniu. - palnęła.
Corrado zaśmiał się i spojrzał na bramę, przed którą stanęli. Otworzyła się samoistnie i zaprosiła ich do środka. Po ogrodzie latało mnóstwo wielobarwnych motyli, a przed nimi rozciągał się staw z czystą, błękitną wodą. Do polany prowadziły kamienie wyrastające w oczku.
- I co teraz? - zapytała klacz. Widok zapierał dech w piersi.
- Skaczemy. - zaśmiał się i puścił do niej oczko. Zaczął szybko przemieszczać się z kamienia, na kamień, a w ślad za nim Sky. Położyli się na trawie. O dziwo nie było tam nawet jednaj śnieżki. Można nawet rzec, że w tym miejscu panowała teraz ciepła wiosna...
- Patrz na tamtą chmurę! - wskazała kopytem. - Co Ci przypomina?
- Oj.. No nie wiem.. Widzę.. Wielką kulę. - powiedział sarkastycznie.
Sky?
Roxo, sorry, że się żądzę. >.< , powstawiam za Ciebie opka, ok?
- Na prawdę? - szepnęła.
- Przez ten cały czas, towarzyszył mi Twój zapach.
- Łał... Czuję się jak budyń. Lubię zapach budyniu. - palnęła.
Corrado zaśmiał się i spojrzał na bramę, przed którą stanęli. Otworzyła się samoistnie i zaprosiła ich do środka. Po ogrodzie latało mnóstwo wielobarwnych motyli, a przed nimi rozciągał się staw z czystą, błękitną wodą. Do polany prowadziły kamienie wyrastające w oczku.
- I co teraz? - zapytała klacz. Widok zapierał dech w piersi.
- Skaczemy. - zaśmiał się i puścił do niej oczko. Zaczął szybko przemieszczać się z kamienia, na kamień, a w ślad za nim Sky. Położyli się na trawie. O dziwo nie było tam nawet jednaj śnieżki. Można nawet rzec, że w tym miejscu panowała teraz ciepła wiosna...
- Patrz na tamtą chmurę! - wskazała kopytem. - Co Ci przypomina?
- Oj.. No nie wiem.. Widzę.. Wielką kulę. - powiedział sarkastycznie.
Sky?
Roxo, sorry, że się żądzę. >.< , powstawiam za Ciebie opka, ok?
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Od Roxolanne C.D. Reamonn
- Oj, no nie wiem. taak zapytałam. - klacz przewróciła oczyma. Jak mogłaby w ogóle o tym pomyśleć? Ona i Rey? Nigdy w życiu!
- Taa. Pewnie. - zaśmiał się. - Gdybyś tylko mogła, zrobiłabyś to. - zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Szczerze? Mogę to zrobić, ale nie mam najmniejszej ochoty. - odcięła się
Miała rację. Mogła to zrobić w każdej chwili. Odwróciła się i poszła dalej. - idę do Bassaltu. Idziesz ze mną? Eh. Raczej nie masz wyjścia.
- Dlaczego niby nie mam wyjścia?
- Idę poszukać kogoś, kto dałby radę odbudować arenę, którą rozwaliłeś.
- Czyli idę.. - westchnął ciężko i przyspieszył aby dotrzymać Roxo kroku.
- Kukulkan? Rusz się. - rozkazała. Od przodu wyglądało to dość śmiesznie. Siwa, rozzłoszczona klacz, a za nią po jej obu bokach próbujący ją dogonić trójgłowy smok i koń. Ta chwila idealnie obrazowała największy stereotyp. Za kobietą nie nadąży nawet trójgłowy smok.
Gdy doszli do Bassaltu, Lanne nadal była na przodzie. Wparowała do poerwszego z brzegu baru i podeszła do lady. Za nią wbiegł Reamonn. Jakiś ogier stanął na jego pelerynie, jeszcze inny na ogonie.
Rozwiązanie było proste. Przywołał lancę i przylał nią po nogach intruzów. W try miga był znów wolny. Dołączył do Roxo siedzącej i sączącej drinka.
- Pijesz?
- Nie widać? - zaśmiała się
- Nie specjalnie.
- Patrz. Tam jest mój znajomy architekt. Idź i załatw z nim plany odnośnie budowy. Później możesz poszukać murarzy. Tutaj znajdzie się ich pełno.
Rey?
- Taa. Pewnie. - zaśmiał się. - Gdybyś tylko mogła, zrobiłabyś to. - zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Szczerze? Mogę to zrobić, ale nie mam najmniejszej ochoty. - odcięła się
Miała rację. Mogła to zrobić w każdej chwili. Odwróciła się i poszła dalej. - idę do Bassaltu. Idziesz ze mną? Eh. Raczej nie masz wyjścia.
- Dlaczego niby nie mam wyjścia?
- Idę poszukać kogoś, kto dałby radę odbudować arenę, którą rozwaliłeś.
- Czyli idę.. - westchnął ciężko i przyspieszył aby dotrzymać Roxo kroku.
- Kukulkan? Rusz się. - rozkazała. Od przodu wyglądało to dość śmiesznie. Siwa, rozzłoszczona klacz, a za nią po jej obu bokach próbujący ją dogonić trójgłowy smok i koń. Ta chwila idealnie obrazowała największy stereotyp. Za kobietą nie nadąży nawet trójgłowy smok.
Gdy doszli do Bassaltu, Lanne nadal była na przodzie. Wparowała do poerwszego z brzegu baru i podeszła do lady. Za nią wbiegł Reamonn. Jakiś ogier stanął na jego pelerynie, jeszcze inny na ogonie.
Rozwiązanie było proste. Przywołał lancę i przylał nią po nogach intruzów. W try miga był znów wolny. Dołączył do Roxo siedzącej i sączącej drinka.
- Pijesz?
- Nie widać? - zaśmiała się
- Nie specjalnie.
- Patrz. Tam jest mój znajomy architekt. Idź i załatw z nim plany odnośnie budowy. Później możesz poszukać murarzy. Tutaj znajdzie się ich pełno.
Rey?
Od Reamonna CD Roxolanne
- Dzięki, że mnie obroniłeś przed tym smokiem - mruknęła. Tak prawda. Z jej punktu widzenia wyglądało to mniej więcej tak: Budzi się między łapami smoka, przed nią stoi odważny 'książe' wypowiadając mężne słowa, a smok wystraszony odlatuje. Sytuacja nie była jednak tak kolorowa. właśnie udało mi się wygłosić monolog dzięki któremu trafiłem na sam szczyt listy Ember. Listy zamówień na odrąbane łby.
- Tsh, Raczej by mnie rozszarpał niż ciebie tknął pazurem - zaśmiałem się. - Przejdziesz się, moja Roxo? - spytałem widowiskowo skłaniając głowę.
- Ah? Okej... - powiedziała. Ruszyliśmy powoli przez las. Nie odzywaliśmy się do siebie. Ja patrzyłem w niebo i oglądałem przelatujące obłoki. Czasami jednak kątem oka spoglądałem na klacz. Wydawała się dziwnie cicha i niespokojna. Cały czas o czymś myślała.
- Rey... - zaczęła cicho. Pokiwałem głową pokazując, że ją słyszę, nadal patrząc się w niebo. - Jak byś zareagował gdybym cię pocałowała? - powiedziała powoli ukrywając się przed moim wzrokiem.
- Hę? - zdziwiony spojrzałem w jej stronę. To co powiedziała było naprawdę dziwne. Kiedy klacz usłyszała moje 'Hę' opuściła głowę jeszcze niżej uciekając od mojego wzroku. - Raczej tak jak ci doświadczeni - odpowiedziałem obojętnie.
- Doświadczeni? - spytała Roxo lekko unosząc głowę.
- Taaa... Kiedy byłem słynnym wojownikiem i mordercą byłem dość popularny - powiedziałem szarmancko się uśmiechając.
- REY?! - odskoczyła odemnie zdziwiona. - Mógłbyś powtórzyć? - powiedziała powoli nadstawiając uszu.
- Nie muszę. Przecież zrozumiałaś - uśmiechnąłem się ponownie i pomachałem grzywą. Zbliżyłem się do niej i stanąłem przy jej boku spoglądając ponownie w niebo. - Ja nie mam problemu z całowaniem. Pytanie jednak do ciebie. Po co ty miałabyś to robić?
<Roxolanne>
P.S. Przepraszam z długość, brak weny.
Od Snow Flame C.D. Darwen
- Znasz ją? - zapytała po chwili.
- Nie jestem pewnien. - westchnął
- Byłam taka głupia... No przecież tak, jasne. Szukałam jej, ale myślę, że po prostu za mało się starałam i miałam zbyt mało wiary w to, że ją odnajdę. Niekiedy koń popełnia różne błędy, ale nie wiem czy kiedykolwiek to sobie wybaczę.
- Rozumiem Cię doskonale.
- heh. - Snow otarła łzy i uśmiechnęła się - oprowadzić Cię po terenach?
- jeśli byłabyś tak miła..
- Jestem. - stwierdziła prowokując ogiera do śmiechu.
Tak więc tu mamy aren..Arenę? - zdziwiona popatrzyła na ruiny koloseum
- No to już raczej nie macie tej areny.
- No.. Już nie. Nie wiem kto mógł zrobić coś takiego.
- Macie wrogów?
- Chyba nie. - zająknęła się
- To co? Idziemy dalej?
- Chętnie.
Pół godziny później dotarli do Wodospadu Devo.
- To moje ulubione miejsce. - klacz widocznie ożywiła się gdy tam dotarli. - popatrz. W dole jest kilka ryb.
Darwen? Chyba to, że tak bardzo chce mi się spać, a tak bardzo chcę również odpisać sprawiło, że powstało to opowiadanie.. eh.
- Nie jestem pewnien. - westchnął
- Byłam taka głupia... No przecież tak, jasne. Szukałam jej, ale myślę, że po prostu za mało się starałam i miałam zbyt mało wiary w to, że ją odnajdę. Niekiedy koń popełnia różne błędy, ale nie wiem czy kiedykolwiek to sobie wybaczę.
- Rozumiem Cię doskonale.
- heh. - Snow otarła łzy i uśmiechnęła się - oprowadzić Cię po terenach?
- jeśli byłabyś tak miła..
- Jestem. - stwierdziła prowokując ogiera do śmiechu.
Tak więc tu mamy aren..Arenę? - zdziwiona popatrzyła na ruiny koloseum
- No to już raczej nie macie tej areny.
- No.. Już nie. Nie wiem kto mógł zrobić coś takiego.
- Macie wrogów?
- Chyba nie. - zająknęła się
- To co? Idziemy dalej?
- Chętnie.
Pół godziny później dotarli do Wodospadu Devo.
- To moje ulubione miejsce. - klacz widocznie ożywiła się gdy tam dotarli. - popatrz. W dole jest kilka ryb.
Darwen? Chyba to, że tak bardzo chce mi się spać, a tak bardzo chcę również odpisać sprawiło, że powstało to opowiadanie.. eh.
Od Roxolanne C.D. Reamonn'a
Klacz stała przed lustrem. Patrzyła w swoje duże oczy szukając w nich drugiego dna, jakiegoś sensu. Nagle ktoś zapukał do drzwi jej jaskini.
- Proszę! - krzyknęła ciepło nie odrywając wzroku od zwierciadła. Do środka wszedł pewnym krokiem Rey.
- Hej. - mruknął podchodząc bliżej. Stanął obok niej i zaczął się przyglądać. Niespodziewanie Roxo zrobiła krok w jego stronę, jakby przyciągała ją tam jakaś magnetyczna siła. Reamonn chciał jej coś powiedzieć, ale tylko pochylił się w jej stronę. Nie wiedział, jak to się dzieje, że klacz tak bardzo go pociąga.
- Roxo...
- Zaczął ją całować, na początku delikatnie, a potem coraz mocniej. Lanne nie mogła pozostać na to obojętna. Poddała się temu pocałunkowi, czując, że odezwała się w niej jakaś dawna olbrzymia tęsknota. Wszystko przerwał głośny ryk. Zaczęła się budzić. Dookoła panowała ciemność. Ograniczona ilość miejsca oznaczała też mało tlenu. Zaczęła wypychać głowę na zewnątrz.
- uh.. co się dzieje? - ziewnęła i z trudem wyszła na zewnątrz. Gdy tylko to zrobiła, jej oczy zdawały się być jeszcze większe. Z przerażeniem patrzyła na smoka. Ten ryknął głośno i odleciał nie zdradzając swojej tożsamości.
- Było blisko. - odetchnęła.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Rey podszedł do niej i zapytał: - Nic Ci nie jest?
- Nie. Wszystko okay.. Oprócz snu. - Ostatnie zdanie powiedziała tak cicho, że nawet nie była pewna czy w ogóle je wymówiła.
- Musimy iść. Dasz głowę, że Kuku... Kul.. kolku..
- Kukulkan?
- Tak. On mnie tu wezwał no, a na dodatek popsuł drogę..
- C-co zrobił?
- Popsuł.. Drogę. - zaśmiał się Rey. - wygląda jakby była zaorana pługiem.
- Zobaczymy co da się zrobić. - westchnęła klacz - otaczają mnie same osoby-demolki.
- Ciekawe który z nas więcej rzeczy popsuł.
- Zdecydowanie Ty. - stwierdziła.
Reamonn? Pozbierałeś się z podłogi? :v Piszę z telefonu więc przepraszam za długość ._.
- Proszę! - krzyknęła ciepło nie odrywając wzroku od zwierciadła. Do środka wszedł pewnym krokiem Rey.
- Hej. - mruknął podchodząc bliżej. Stanął obok niej i zaczął się przyglądać. Niespodziewanie Roxo zrobiła krok w jego stronę, jakby przyciągała ją tam jakaś magnetyczna siła. Reamonn chciał jej coś powiedzieć, ale tylko pochylił się w jej stronę. Nie wiedział, jak to się dzieje, że klacz tak bardzo go pociąga.
- Roxo...
- Zaczął ją całować, na początku delikatnie, a potem coraz mocniej. Lanne nie mogła pozostać na to obojętna. Poddała się temu pocałunkowi, czując, że odezwała się w niej jakaś dawna olbrzymia tęsknota. Wszystko przerwał głośny ryk. Zaczęła się budzić. Dookoła panowała ciemność. Ograniczona ilość miejsca oznaczała też mało tlenu. Zaczęła wypychać głowę na zewnątrz.
- uh.. co się dzieje? - ziewnęła i z trudem wyszła na zewnątrz. Gdy tylko to zrobiła, jej oczy zdawały się być jeszcze większe. Z przerażeniem patrzyła na smoka. Ten ryknął głośno i odleciał nie zdradzając swojej tożsamości.
- Było blisko. - odetchnęła.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Rey podszedł do niej i zapytał: - Nic Ci nie jest?
- Nie. Wszystko okay.. Oprócz snu. - Ostatnie zdanie powiedziała tak cicho, że nawet nie była pewna czy w ogóle je wymówiła.
- Musimy iść. Dasz głowę, że Kuku... Kul.. kolku..
- Kukulkan?
- Tak. On mnie tu wezwał no, a na dodatek popsuł drogę..
- C-co zrobił?
- Popsuł.. Drogę. - zaśmiał się Rey. - wygląda jakby była zaorana pługiem.
- Zobaczymy co da się zrobić. - westchnęła klacz - otaczają mnie same osoby-demolki.
- Ciekawe który z nas więcej rzeczy popsuł.
- Zdecydowanie Ty. - stwierdziła.
Reamonn? Pozbierałeś się z podłogi? :v Piszę z telefonu więc przepraszam za długość ._.
Od Reamonn'a CD Roxolanne
Odchodząc usłyszałem głośny ryk, wstrząsający całym lasem. Obejrzałem się szybko. Zauważyłem fragment czarnego kształtu nurkującego pomiędzy drzewa w miejsce, w którym prawdopodobnie była teraz Roxo. Kształt przypominał smocze skrzydło.
- Kaul... - 'czy jak mu tam było', był smokiem mojej drogiej klaczy. Co prawda nie widziałem go za dobrze, byłem jednak pewny, że ma czarny skrzydła. Wiedząc, że jest pod dobrą opieką ruszyłem w stronę Cmentarza. Zresztą, czy jej cokolwiek mogło tutaj grozić?
Kiedy dotarłem na skraj mojego lasu w oddali usłyszałem ryk. Po chwili poczułem uderzenie silnego wiatru od tyłu. Szybko się obróciłem stając twarzą w twarz ze środkową głową ogromnego smoka. Przez chwilę moje serce stanęło w miejscu. Zwierze wlepiało swoje oczy prosto we mnie. Wielkie, złote oczy, w których widziałem swoje odbicie. Nozdrza smoka rytmicznie podnosiły się i opadały podczas oddychania.
- Kalu... Kalru... Kula... Argh! - ugryzłem się w język. - Smok Roxolanne - zwierzęciu najwidoczniej nie spodobała się nazwa, ponieważ prychnęło niezadowolone. - Dobra, nieważne. Co tu robisz? - smok prychnął ponownie, ponieważ według niego jego imię było ważne. Po chwili przestał jednak się dąsać i opadł na ziemię. Podreptał kilka kroków do przodu wywołując drżenie ziemi. Zatrzymał się i odwrócił wszystkie trzy łby spoglądając na mnie. Spojrzałem w jego stronę zdziwiony. Ewidentnie czegoś chciał. Czego jednak może odemnie chcieć takie wszechpotężne monstrum?
Po dłuższym biegu, podczas którego starałem się nadążać za smokiem dobiegłem z powrotem do lasu. Gdy tylko znaleźliśmy się przy drzewach zwierzę rozłożyło swoje potężne skrzydła i wzbiło się w powietrze.
- No ej! Pocoś mnie tu prowadził?! - krzyknąłem za odlatującym smokiem. Pewny, że zwierze po prostu sobie ze mnie zakpiło ruszyłem w las. Skoro tu jestem to może poproszę jeszcze Roxo o naprawienie drogi na Cmentarz....
Gdy wyszedłem spomiędzy drzew na polanę, rozmyślając jak by to ująć moją prośbę stanąłem bez ruchu. Na środku polany leżał ogromny czarny smok. Jego długie kolce lśniły w słońcu, pazury były świeżo zaostrzone. Fioletowo - czarne łuski pokrywały nawet błonę ogromnych skrzydeł rozłożonych na trawie. Właściwie widząc Kukulkana nie powinienem się tak dziwić. To, co jednak mnie zaskoczyło była biała klacz leżąca pomiędzy przednimi łapami smoka. Nagle zwierze podniosło głowę i otworzyło oczy. Spojrzałem w ogromne, bursztynowo-niebieskie ślepia przypominające bardziej oczy konia, niż smoka. Po chwili dało się słyszeć gardłowe warczenie. Niespokojny potrząsnąłem głową. Kiedy znów spojrzałem przed siebie ujrzałem, że oczy smoka zwęziły się w małe szparki. Dopiero teraz do mnie dotarło kim była owa smoczyca.
- Ember... - powiedziałem cicho, robiąc się blady. Mimo mojej mocy miałbym duży problem ze smokiem, pokonanie jednak bogini-smoka było niemożliwe.
- Ty kłamliwy, nikczemny robaku... - warknęła. - Jesteś niczym twój ojciec. Uciekasz i chowasz się, a następnie niszczysz i zabijasz. Uwierz mi. Sprawię, że pożałujesz tego co zrobiłeś mojej małej - przy ostatnich słowach jej głos zmiękł i pogładziła z czułością pazurem po grzbiecie klaczy. Jej słowa... tak to była prawda. Jednak, czy jestem odpowiedzialny za czyny tego, kogo zwą moim ojcem?
- Mylisz się. On jest moim ojcem. Ja jednak nie jestem nim! - wyprostowałem się i podszedłem podnosząc się. Ember spojrzała na mnie i roześmiała się.
- A kim żeś jest żeby występować przeciw Bogowi? - prychnęła.
- To prawda, jestem nikim. Zapamiętaj jednak te słowa. Moje życie jednak się nie skończyło i nie skończy się szybko.
- I co ci po tym? Żyj sobie. Daleko od Roxolanne - warknęła kładąc nacisk na ostatnie słowa.
- Uważasz, że możesz ją bronić? Zapamiętaj, kiedyś stanę się silniejszy od ciebie, tak że to ja będę jej bronił - zbliżyłem się odważnie patrząc w oczy smoczycy. Wcześniej moje serce kołotało ze strachu i niepewności. Teraz bije z siły i podekscytowania. Wszyscy bawili się mną przez te wszystkie lata. Rzucali po kątach, wydawali rozkazy. Tym razem jednak stanę się na tyle silny, że nikt mi nie będzie rozkazywał. Że będę mógł bronić i walczyć za to co zechcę.
- Uhh..? Co się dzieje? - spomiędzy łap Ember dobiegł cichy, zaspany głos, a po chwili wynurzyła się głowa Roxo.
<Roxolanne>
- Kaul... - 'czy jak mu tam było', był smokiem mojej drogiej klaczy. Co prawda nie widziałem go za dobrze, byłem jednak pewny, że ma czarny skrzydła. Wiedząc, że jest pod dobrą opieką ruszyłem w stronę Cmentarza. Zresztą, czy jej cokolwiek mogło tutaj grozić?
Kiedy dotarłem na skraj mojego lasu w oddali usłyszałem ryk. Po chwili poczułem uderzenie silnego wiatru od tyłu. Szybko się obróciłem stając twarzą w twarz ze środkową głową ogromnego smoka. Przez chwilę moje serce stanęło w miejscu. Zwierze wlepiało swoje oczy prosto we mnie. Wielkie, złote oczy, w których widziałem swoje odbicie. Nozdrza smoka rytmicznie podnosiły się i opadały podczas oddychania.
- Kalu... Kalru... Kula... Argh! - ugryzłem się w język. - Smok Roxolanne - zwierzęciu najwidoczniej nie spodobała się nazwa, ponieważ prychnęło niezadowolone. - Dobra, nieważne. Co tu robisz? - smok prychnął ponownie, ponieważ według niego jego imię było ważne. Po chwili przestał jednak się dąsać i opadł na ziemię. Podreptał kilka kroków do przodu wywołując drżenie ziemi. Zatrzymał się i odwrócił wszystkie trzy łby spoglądając na mnie. Spojrzałem w jego stronę zdziwiony. Ewidentnie czegoś chciał. Czego jednak może odemnie chcieć takie wszechpotężne monstrum?
Po dłuższym biegu, podczas którego starałem się nadążać za smokiem dobiegłem z powrotem do lasu. Gdy tylko znaleźliśmy się przy drzewach zwierzę rozłożyło swoje potężne skrzydła i wzbiło się w powietrze.
- No ej! Pocoś mnie tu prowadził?! - krzyknąłem za odlatującym smokiem. Pewny, że zwierze po prostu sobie ze mnie zakpiło ruszyłem w las. Skoro tu jestem to może poproszę jeszcze Roxo o naprawienie drogi na Cmentarz....
Gdy wyszedłem spomiędzy drzew na polanę, rozmyślając jak by to ująć moją prośbę stanąłem bez ruchu. Na środku polany leżał ogromny czarny smok. Jego długie kolce lśniły w słońcu, pazury były świeżo zaostrzone. Fioletowo - czarne łuski pokrywały nawet błonę ogromnych skrzydeł rozłożonych na trawie. Właściwie widząc Kukulkana nie powinienem się tak dziwić. To, co jednak mnie zaskoczyło była biała klacz leżąca pomiędzy przednimi łapami smoka. Nagle zwierze podniosło głowę i otworzyło oczy. Spojrzałem w ogromne, bursztynowo-niebieskie ślepia przypominające bardziej oczy konia, niż smoka. Po chwili dało się słyszeć gardłowe warczenie. Niespokojny potrząsnąłem głową. Kiedy znów spojrzałem przed siebie ujrzałem, że oczy smoka zwęziły się w małe szparki. Dopiero teraz do mnie dotarło kim była owa smoczyca.
- Ember... - powiedziałem cicho, robiąc się blady. Mimo mojej mocy miałbym duży problem ze smokiem, pokonanie jednak bogini-smoka było niemożliwe.
- Ty kłamliwy, nikczemny robaku... - warknęła. - Jesteś niczym twój ojciec. Uciekasz i chowasz się, a następnie niszczysz i zabijasz. Uwierz mi. Sprawię, że pożałujesz tego co zrobiłeś mojej małej - przy ostatnich słowach jej głos zmiękł i pogładziła z czułością pazurem po grzbiecie klaczy. Jej słowa... tak to była prawda. Jednak, czy jestem odpowiedzialny za czyny tego, kogo zwą moim ojcem?
- Mylisz się. On jest moim ojcem. Ja jednak nie jestem nim! - wyprostowałem się i podszedłem podnosząc się. Ember spojrzała na mnie i roześmiała się.
- A kim żeś jest żeby występować przeciw Bogowi? - prychnęła.
- To prawda, jestem nikim. Zapamiętaj jednak te słowa. Moje życie jednak się nie skończyło i nie skończy się szybko.
- I co ci po tym? Żyj sobie. Daleko od Roxolanne - warknęła kładąc nacisk na ostatnie słowa.
- Uważasz, że możesz ją bronić? Zapamiętaj, kiedyś stanę się silniejszy od ciebie, tak że to ja będę jej bronił - zbliżyłem się odważnie patrząc w oczy smoczycy. Wcześniej moje serce kołotało ze strachu i niepewności. Teraz bije z siły i podekscytowania. Wszyscy bawili się mną przez te wszystkie lata. Rzucali po kątach, wydawali rozkazy. Tym razem jednak stanę się na tyle silny, że nikt mi nie będzie rozkazywał. Że będę mógł bronić i walczyć za to co zechcę.
- Uhh..? Co się dzieje? - spomiędzy łap Ember dobiegł cichy, zaspany głos, a po chwili wynurzyła się głowa Roxo.
<Roxolanne>
Od Darwen'a C.D Snow Flame
Eleanore, Eleanore... To imię cały czas chodziło ogierowi po głowie i nie dawało spokoju. Pobudził wszystkie swoje szare komurki i rozpaczliwie poszukiwał klaczy o tym imieniu. Próbował kojarzyć fakty, które wiązały się z jakimi kolwiek partnerkami swoich braci, lecz żadna z nich nie miała na imię Eleanore. Nic nie mógł sobie przypomnieć.
- I co, wiesz, kto to jest? - Darwen zapytał po chwili Snow.
Ona natomiast stała w miejscu, bez żadnego ruchu, jej oczy napływały łzami.
- To wiesz kto to jest czy nie? - rzucił ponownie.
Klacz otarła łzy z oczu.
- Tak, to jest moja siostra. Zaginęła jakiś czas temu... Miała tylko na godzinę pójść do Bassaltu... i szybko wrócić- głos coraz bardziej jej się łamał, a łzy po jej pysku spływały teraz kaskadami - I... i... nie wróciła. Wmawiałam sobie, że pewnie coś kupuje i jest kolejka, że czegoś szuka. Aż w końcu mijały godziny, dni i tygodnie, a jej nadal nie ma. Najgorsze jest jednak to, że j nawet nie wiem co się z nią dzieje... Gdyby tylko dała znak, że żyje, chociażby taki malutki.
Teraz Snow już zanosiła się donośnym szlochem.
- Wiem, jak to jest, kiedy się kogoś straci... - powiedział smętnie Darwen.
- Wszyscy tak mówią. Nawet tego nie rozumieją - szlochała.
Na pocieszenie, ogier stuknął klacz lekko swoim kopytem w jej. Na pysku pegaza pojawił się niewyraźny uśmiech, lecz zniknął tak szybko jak się pojawił.
Snow Flame?
Od Snow Flame C.D. Darwen'a
- Dlaczego mnie szukałeś? - zapytała łagodnym głosem
- C-co? Skąd wiesz? - zmarszczył czoło.
- Po prostu wiem. - zapewniła i zaśmiała się lekko. Po chwili spoważniała.
- Ja.. Okay. Chodzi o ten naszyjnik na Twojej szyi. - powiedział oficjalnym tonem. - Pióro. - dodał.
- , a ja Snow Flame. Miło mi Cię poznać, Pióro. - klacz natychmiast sprowadziła go na ziemię.
- Oj, wybacz.. Jestem Darwen.
- No to jak w końcu? - uniosła jedną brew.
- Darwen. - ogier zaśmiał się cicho.
- Co jest nie tak z tym naszyjnikiem, Darwen? - spojrzała wymownie na konia.
- Posłuchaj. Znalazłem go kilka dni temu na Telrianie. Zawiesiłem go wtedy na drzewie, ale to imię, które tam zobaczyłem.. "Eleanore" Ono nie dało mi spokoju. Wiem, że znam kogoś o tym imieniu i wcale nie chodzi tu o moją matkę. Chciałem dowiedzieć się może czegoś od Ciebie. Ty powinnaś wiedzieć kto to jest.
- Madame Eleanore Isabelle. - ogłosiła wymownie. W ogierze coś drgnęło.
Darwen?
- C-co? Skąd wiesz? - zmarszczył czoło.
- Po prostu wiem. - zapewniła i zaśmiała się lekko. Po chwili spoważniała.
- Ja.. Okay. Chodzi o ten naszyjnik na Twojej szyi. - powiedział oficjalnym tonem. - Pióro. - dodał.
- , a ja Snow Flame. Miło mi Cię poznać, Pióro. - klacz natychmiast sprowadziła go na ziemię.
- Oj, wybacz.. Jestem Darwen.
- No to jak w końcu? - uniosła jedną brew.
- Darwen. - ogier zaśmiał się cicho.
- Co jest nie tak z tym naszyjnikiem, Darwen? - spojrzała wymownie na konia.
- Posłuchaj. Znalazłem go kilka dni temu na Telrianie. Zawiesiłem go wtedy na drzewie, ale to imię, które tam zobaczyłem.. "Eleanore" Ono nie dało mi spokoju. Wiem, że znam kogoś o tym imieniu i wcale nie chodzi tu o moją matkę. Chciałem dowiedzieć się może czegoś od Ciebie. Ty powinnaś wiedzieć kto to jest.
- Madame Eleanore Isabelle. - ogłosiła wymownie. W ogierze coś drgnęło.
Darwen?
Od Darwen'a C.D Snow Flame
Darwen już od paru ładnych dni należał do stada Heaven Hooves, lecz mimo to, nie znalazł jeszcze konia, do którego należał złoty naszyjnik. Po napisie na nim mógł się jednak domyślić, że jego właścicielem jest jakaś klacz. W tym dniu, miało się odbyć zebranie wszystkich członków stada, a przy odrobinie szczęścia poszukiwana prez niego klacz będzie miała zawieszony na szyi złoty medalion.
Kiedy dochodziła już 19, wszystkie konie były zebrane na wielkim placu w pobliżu Areny Smoków. Czekały już tylko na przywódczynię, Roxolanne. Ogier rozglądał się niespokojnie w poszukiwaniu nieznajomej. W końcu ją zobaczył. Błękitna skrzydlata klacz ze złotym medalionem.Teraz musiał się tylko dowiedzieć, jak ta członkini stada ma na imię. Bał się trochę podejść do niej, tylko po to, aby zadać jej tylko jedno, głupie pytanie. Na szczęście nie musiał długo czekać, aby poznać jej imię.
- Snow Flame, wyjdź proszę na środek - dało się słyszeć głos przywódczyni.
Błękitna klacz wyszła w centrum placu, a Roxolanne chwaliła ją za jakieś zasługi dla stada.
Kiedy całe zebranie się skończyło, Darwen podszedł niepewnie do Snow Flame. Spojrzał na jej naszyjnik, ona spojrzała na niego i zadała mu pytanie.
-...
<Snow Flame?>
Kiedy dochodziła już 19, wszystkie konie były zebrane na wielkim placu w pobliżu Areny Smoków. Czekały już tylko na przywódczynię, Roxolanne. Ogier rozglądał się niespokojnie w poszukiwaniu nieznajomej. W końcu ją zobaczył. Błękitna skrzydlata klacz ze złotym medalionem.Teraz musiał się tylko dowiedzieć, jak ta członkini stada ma na imię. Bał się trochę podejść do niej, tylko po to, aby zadać jej tylko jedno, głupie pytanie. Na szczęście nie musiał długo czekać, aby poznać jej imię.
- Snow Flame, wyjdź proszę na środek - dało się słyszeć głos przywódczyni.
Błękitna klacz wyszła w centrum placu, a Roxolanne chwaliła ją za jakieś zasługi dla stada.
Kiedy całe zebranie się skończyło, Darwen podszedł niepewnie do Snow Flame. Spojrzał na jej naszyjnik, ona spojrzała na niego i zadała mu pytanie.
-...
<Snow Flame?>
Od Khaon'a C.D. Corrado
- Bardzo miło mi Cię poznać, ale teraz mam swoje sprawy i muszę się skoncentrować. - powiedziałem z ironią w głosie i sztucznym uśmiechem
- Jeżeli cię urazi...
- Wyjdź. - przecedziłem przez zęby
- Przepraszam! - szepnął skruszonym głosem
- Wyjdź!! - wrzasnąłem
Ogier jeszcze na mnie spojrzał swoimi ciemnymi oczyma i w pośpiechu opuścił moją chatę. Muszę przyznać, że poczułem się podle, ale muszę to chronić przed innymi! To ważne- jest jak sekret, o którym nikt nie może się dowiedzieć i trzeba go chronić za wszelką cenę, jak oka we łbie.
- Tak, przecież to ja jestem ten zły, to ja jestem najgorszy, to ja powinienem odejść.- mówiłem do siebie - Nikt mnie nie polubi, bo jestem, jaki jestem. Ale, jeżeli ja nie dopuszczę ich do siebie... Oni i tak nie przyjdą! Oni i tak mnie nie zrozumieją...
Nie mogłem zrozumieć, że CAŁA WINA leży po MOJEJ stronie. Wiedziałem, że nie jestem aniołem, ale nie jestem też diabłem więc korona mi z głowy nie spadnie jeżeli przeproszę ogiera. Pobiegłem w stronę centrum naszego miasteczka i ujrzałem ciemno kasztanowatego konia.
Zwolniłem i odszedłem go wolnym kłusem. To był on, Koń spod mojej chaty! Chwilę się wahałem, ale muszę.
- Emm... Przepraszam za moje zachowanie... - odparłem skruszonym głosem
- Jeżeli cię urazi...
- Wyjdź. - przecedziłem przez zęby
- Przepraszam! - szepnął skruszonym głosem
- Wyjdź!! - wrzasnąłem
Ogier jeszcze na mnie spojrzał swoimi ciemnymi oczyma i w pośpiechu opuścił moją chatę. Muszę przyznać, że poczułem się podle, ale muszę to chronić przed innymi! To ważne- jest jak sekret, o którym nikt nie może się dowiedzieć i trzeba go chronić za wszelką cenę, jak oka we łbie.
- Tak, przecież to ja jestem ten zły, to ja jestem najgorszy, to ja powinienem odejść.- mówiłem do siebie - Nikt mnie nie polubi, bo jestem, jaki jestem. Ale, jeżeli ja nie dopuszczę ich do siebie... Oni i tak nie przyjdą! Oni i tak mnie nie zrozumieją...
Nie mogłem zrozumieć, że CAŁA WINA leży po MOJEJ stronie. Wiedziałem, że nie jestem aniołem, ale nie jestem też diabłem więc korona mi z głowy nie spadnie jeżeli przeproszę ogiera. Pobiegłem w stronę centrum naszego miasteczka i ujrzałem ciemno kasztanowatego konia.
Zwolniłem i odszedłem go wolnym kłusem. To był on, Koń spod mojej chaty! Chwilę się wahałem, ale muszę.
- Emm... Przepraszam za moje zachowanie... - odparłem skruszonym głosem
<Corrado? Ale ze mnie gorąca głowaXD>
Od Skylor C.D. Corrado
Szła przy Corradzie podziwiając niesamowite kwiaty. Tak jak powiedział, im bliżej końca tunelu, tym intensywniejszy kolor miały kwiaty. Pachniały też coraz mocniej i wyraziściej, przez co zaczynała robić się senna. Po jakichś 10 minutach marszu, gdzie kwiaty były tak czerwone, że aż raziły, Sky zaczęła czuć dziwne zapachy. Nie były to normalne zapachy świeżych róż, ba! W ogóle nie przypominały zapachu kwiatów. Skylor zmarszczyła brwi i zaczęła wąchać. Kątem oka zauważyła, jak Corrado uśmiecha się, patrząc na nią. Czyli wszystko było zaplanowane, tak? Ok, nie ma się czym martwić.
Po tej myśli klacz rozluźniła się, ale wciąż próbowała sobie przypomnieć, co oznacza ten dziwaczny zapach. Wcale nie był brzydki...ale nie był też ładny. Był taki...nieokreślony.
Nagle Skylor poczuła, jak miękną jej nogi. Mroczki zaczęły latać jej przed oczami i nagle poczuła, jak prawie upada na ziemię. Poczuła jeszcze, jak ogier przytrzymuje ją i delikatnie kładzie na ziemi. Nie, Sky nie czuła się źle. Po prostu....napadła ją wizja. Tak. Wizja.
Zobaczyła wilczycę, która się nią opiekowała. Bawiła się z nią na ogromnej, magicznej polanie, na której nigdy nie było zimy i ciągle rosły tam kwiaty z dosłownie wszystkich sezonów. To było ich ukochane miejsce do zabawy.
Sky rozpoznała to miejsce i uśmiechnęła się. Po kilkunastu sekundach zaczęła odczuwać zapachy. Dokładnie te zapachy, które czuła w tunelu! I po chwili uzmysłowiła sobie, że tak samo pachniało na tej polanie. Doskonale pamiętała ten zapach. Zapach wspaniałego dzieciństwa.
Otworzyła oczy i powoli podniosła się. Corr spojrzał na nią pytająco.
- I jak?
- To pokazuje zapachy najlepszych momentów w życiu, tak? Przypomina, co się działo za tych pięknych czasów....Szkoda, bo kochałam tamtą wilczycę i wiem, że już nigdy jej nie spotkam...
<Corrado? tak jakoś dziwnie wyszło, ale trudno xdd>
Po tej myśli klacz rozluźniła się, ale wciąż próbowała sobie przypomnieć, co oznacza ten dziwaczny zapach. Wcale nie był brzydki...ale nie był też ładny. Był taki...nieokreślony.
Nagle Skylor poczuła, jak miękną jej nogi. Mroczki zaczęły latać jej przed oczami i nagle poczuła, jak prawie upada na ziemię. Poczuła jeszcze, jak ogier przytrzymuje ją i delikatnie kładzie na ziemi. Nie, Sky nie czuła się źle. Po prostu....napadła ją wizja. Tak. Wizja.
Zobaczyła wilczycę, która się nią opiekowała. Bawiła się z nią na ogromnej, magicznej polanie, na której nigdy nie było zimy i ciągle rosły tam kwiaty z dosłownie wszystkich sezonów. To było ich ukochane miejsce do zabawy.
Sky rozpoznała to miejsce i uśmiechnęła się. Po kilkunastu sekundach zaczęła odczuwać zapachy. Dokładnie te zapachy, które czuła w tunelu! I po chwili uzmysłowiła sobie, że tak samo pachniało na tej polanie. Doskonale pamiętała ten zapach. Zapach wspaniałego dzieciństwa.
Otworzyła oczy i powoli podniosła się. Corr spojrzał na nią pytająco.
- I jak?
- To pokazuje zapachy najlepszych momentów w życiu, tak? Przypomina, co się działo za tych pięknych czasów....Szkoda, bo kochałam tamtą wilczycę i wiem, że już nigdy jej nie spotkam...
<Corrado? tak jakoś dziwnie wyszło, ale trudno xdd>
Od Snow Flame C.D. Darwen'a
Snow spacerowała wzdłuż terenu stada. Jak na razie, nic nie wskazywało na to, że stanie się coś wyjątkowego. Na drzewie nieopodal spostrzegła jakąś błyskotkę. Podeszła bliżej i utkwiła wzrok w złotym naszyjniku.
- Jaki piękny.. - pomyślała.
Rozejrzała się na boki, ale nikogo tam nie było. Towarzyszył jej tylko wiatr. Przytrzymała delikatnie medalik i przeczytała napis. " Dla kochanej siostrzyczki" Te słowa poruszyły w jej sercu dawno już zapomniane uczucia. Uśmiechnęła się do siebie, a do oczy zaczęły napływać łzy. Tak dawno odeszła. Pod spodem widniał jeszcze napis. Zatarte imię. Eleanore.
- Eleanore. - przeczytała. - Eleanore? Eleanore! Madame?! Jesteś tu gdzieś? - klacz pegaza widocznie się ożywiła. Szybko zdjęła złote pióro z drzewa i zaczęła się rozglądać. Wbiegła na górę i przymrużyła oczy patrząc prawie na słońce. Nikogo nie było. Wyraz zażenowania na jej twarzy powoli był coraz głębszy. Westchnęła biorąc do płuc świeże powietrze. Założyła medalion na szyję i poszła do stada.
Darwen?
- Jaki piękny.. - pomyślała.
Rozejrzała się na boki, ale nikogo tam nie było. Towarzyszył jej tylko wiatr. Przytrzymała delikatnie medalik i przeczytała napis. " Dla kochanej siostrzyczki" Te słowa poruszyły w jej sercu dawno już zapomniane uczucia. Uśmiechnęła się do siebie, a do oczy zaczęły napływać łzy. Tak dawno odeszła. Pod spodem widniał jeszcze napis. Zatarte imię. Eleanore.
- Eleanore. - przeczytała. - Eleanore? Eleanore! Madame?! Jesteś tu gdzieś? - klacz pegaza widocznie się ożywiła. Szybko zdjęła złote pióro z drzewa i zaczęła się rozglądać. Wbiegła na górę i przymrużyła oczy patrząc prawie na słońce. Nikogo nie było. Wyraz zażenowania na jej twarzy powoli był coraz głębszy. Westchnęła biorąc do płuc świeże powietrze. Założyła medalion na szyję i poszła do stada.
Darwen?
Od Darwen'a do Snow Flame
Darwen biegł przez bezkresne doliny Telrain'u. Swoją rodzinę opuścił już dwa tygodnie temu i nie czuł się z tym dobrze. Miał nawet wyrzuty sumienia. Parę razy chciał zawrócić, ale przysięgnął sobie, że zacznie swoje nędzne życie od nowa. Teraz kłusował przez łąkę, na której kłębiło się od przepięknych, kolorowych kwiatów pachnących najcudowniejszą wonią, jaką kiedykolwiek czuł. Zaczął je energicznie zbierać, lecz po chwili wszystkie wyrzucił. Chciał te kwiaty dać matce, niestety przypomniał sobie, że ona jest na drugim końcu krainy. Ze złości i bezsilności zarył kopytem w ziemię. Nagle jednak poczuł coś w rodzaju lekkie ukłucia. Wyjął kopyto z ziemi i w miejscu, gdzie było wbite, znalazł złoty medalion w kształcie pióra. Darwen chwycił go delikatnie i położył delikatnie na trawę. Przyglądał się mu przez chwilę, po czym przewrócił naszyjnik na drugą stronę. Był na nim wygrawerowany napis: ,,Dla mojej ukochanej siostrzyczki". Ogier jeszcze raz przestudiować napis i odsłonił zamazaną glebą część. To było imię klaczy, która chciała podarować tą biżuterię. Eleanore. Darwen'owi wydawało się, że słyszał już gdzieś to imię. Postanowił, że powiesi medalion na gałęzi starego dębu, drzewa, które odzielało polanę od lasu.
~Parę dni później~
Ogier wrócił pod drzewo, gdzie zostawił naszyjnik, ale już go tam nie było. Postanowił odnaleźć konia, do którego on należy.
~Parę dni później~
Ogier wrócił pod drzewo, gdzie zostawił naszyjnik, ale już go tam nie było. Postanowił odnaleźć konia, do którego on należy.
<Snow Flame?>
Od Corrado C.D. Khaona
Corrado zaczał natarczywie pukać do drzwi. Gdy koń w końcu otworzył, ten wymówił szybko duużo słów.
- Cześć, jestem Corrado, a Ty? Pewnie jesteś tu nowy, nie? Ja nie jestem już taki nowy, ale przecież możemy się poznać. Czym się interesujesz? Masz jakieś magiczne umiejętności? Ja kontroluję wodę, a ty? Było by super gdybyś też potrafił. A.. - nie dokończył, bo koń zasłonił mu pysk kopytem.
- Oj, no dobrze, dobrze. Możesz wejść. - westchnął. - Tylko błagam. Przestań gadać. - wycedził.
- Ale super kula! Skąd taką masz? - zapytał podbiegając do śnieżnej kuli.
W środku niej stała dziewczynka- baletnica otoczona łabędziami. - Czy to człowiek? - zachwycił się
- N-nie.. Tak. Zostaw. - rozkazał gbur.
Khaon?
- Cześć, jestem Corrado, a Ty? Pewnie jesteś tu nowy, nie? Ja nie jestem już taki nowy, ale przecież możemy się poznać. Czym się interesujesz? Masz jakieś magiczne umiejętności? Ja kontroluję wodę, a ty? Było by super gdybyś też potrafił. A.. - nie dokończył, bo koń zasłonił mu pysk kopytem.
- Oj, no dobrze, dobrze. Możesz wejść. - westchnął. - Tylko błagam. Przestań gadać. - wycedził.
- Ale super kula! Skąd taką masz? - zapytał podbiegając do śnieżnej kuli.
W środku niej stała dziewczynka- baletnica otoczona łabędziami. - Czy to człowiek? - zachwycił się
- N-nie.. Tak. Zostaw. - rozkazał gbur.
Khaon?
od Reamonna - konkurs
Nadeszła zimna. Upojna jesień pełna złotych liści i czerwonych zachodów słońca przeminęła. Lśniące białe wzgórza witające nasze oczy o poranku świadczyły o zbliżających się w Telrain'ie świętach. Wiele koni zajęła się świątecznymi przygotowaniami. Przecież było tyle do roboty.
Ja, Reamonn, nie obchodzę świąt. Ostatnie święta były tymi - z mojego domu. Nie wspominam jednak radośnie tego czasu. Drugie święta obchodziłem jako morderca. Brałem wtedy udział w wielkiej królewskiej uczcie. Jednak w nadmiarze alkoholu na tego typu pałacowych imprezach nie zabawiłem tam zbyt długo, aby nie odnieść żadnych obrażeń. Te święta spędzam tutaj. Teraz nikt na mnie nie naciska, nie muszę się obawiać. Pierwsze spokoje święta.
Kiedy obudziłem się rano spojrzałem leniwie na drogę przedemną. Dobrze znana kamienna ścieżka przykryta była grubą pierzyną białego puchu. Patrzyłem w jej stronę przez chwilę próbując odnaleźć wzrokiem choćby jedno źdźbło trawy ukryte wśród śniegu. W końcu z rezygnacją opuściłem głowę pomiędzy przednie nogi. Mój pysk zanurzył się w śniegu. Przez chwilę czułem zimno. Po chwili jednak mój ciepły oddech roztopił śnieg. Nie mam pojęcia dlaczego leżałem tak jeszcze przez dłuższy czas bez celu chuchając na śnieg. Kiedy mój mózg w końcu 'rozmroził się' po spaniu na ziemi poderwałem się na nogi. Prychnąłem kilka razy otrzepując śnieg z grzywy i ogona. Złapałem mój płaszcz i zapiąłem go na szyi. Nie czekając ani chwili puściłem się biegiem przez las. Pędziłem wymijając drzewa, wzniecając w powietrze biały puch moimi kopytami. W nocy spadło tak dużo śniegu, że w niektórych momentach zapadałem się nawet po kolana.
W końcu dotarłem do łąki. Zatrzymałem się gwałtownie. Przedemną piętrzyły się ogromne ośnieżone góry. Ponad jednym ze szczytów unosił się oślepiający złoty krąg - słońce. Spojrzałem wzdłuż łąki. Dawne pole kwiatów, obecnie wzgórze białego, lśniącego kolorami tęczy śniegu. Wypuściłem z pyska duży obłok pary i puściłem się biegiem wydeptując ścieżkę na nieskalanie białym polu. Dawno nie byłem tak szczęśliwy. Czułem się lekki niczym ptak. Przyśpieszając z zawrotną prędkością wbiegłem do lasu. Przebiegając między drzewami obsypywałem z najniższych gałęzi śnieg. Oddając się całemu moim nogom i wiatrowi świszczącemu mi w uszach zamknąłem oczy. To było jak sen. Nigdy nie byłem tek spokojny. Ach, gdybym tylko mógł tak biec w nieskończoność, ach gdyby nigdy nie było żadnej przeszkody...
- REAMONN?! - usłyszałem krzyk przedemną. Nie miałem ochoty otwierać oczu. Coś jednak podpowiedziało mi, że muszę to zrobić. Otworzyłem oczy i...
o włos minąłem białą, wręcz zlewającą się ze śniegiem klacz. Zahamowałem, z trudem utrzymując się podczas tego na kopytach. Przez najbliższe kilka sekund staliśmy tak bez ruchu, ciężko oddychając.
- R-roxo? - stanąłem pewniej na nogach a następnie podszedłem kilka kroków w jej stronę.
- Co w ciebie wstąpiło? - spytała klacz odsuwając się do tyłu.
- Hęę? - zdziwiłem się. Po chwili jednak przypomniało mi się jak zachowywałem się ostatnio podczas napadu furii. Pomachałem grzywą, aby odgarnąć ją z oczu i uśmiechnąłem się, żeby pokazać, że wszystko w porządku.
- Co robisz? - spytała z ulgą przysuwając się bliżej.
- Amm... no wiesz... ta jakby... śnieg spadł... no i... - powiedziałem cicho i niepewnie kryjąc się pod moją grzywą.
- Nigdy nie wdziałeś śniegu? - spytała Roxo z patrząc z politowaniem.
- Kiedy spędzałem zimę na arenie widziałem tylko zakrwawiony śnieg - powiedziałem próbując jak najciszej i delikatniej wypowiedzieć przedostatnie słowo.
- Ah... - klacz powiedziała cicho, spoglądając speszona w dół. - A spędzałeś kiedyś święta?
- Nie lubię świąt. I tak nie ma co życzyć oprócz 'spokojnej śmierci' - mruknąłem cofając się. Wolałem zakończyć tę rozmowę zanim do końca popsuje mi humor.
- Jest wiele rzeczy, które można życzyć na święta. Ja będę je jednak obchodzić w własnym gronie - ja i Snow. Może chciałbyś dołączyć? - spytała uśmiechając się szeroko.
- Nie... nie mam prezentu... - powiedziałem zaskoczony jej propozycją. Ktoś zaprasza mnie na święta? Mnie? Ale to przywódca... nie mogłem odmówić. Spojrzałem w jej duże oczy. Nie, nie przywódca - Roxolanne. Jej nie mogłem odmówić. - Chociaż... może... zobaczę...
- Było by miło! I nie martw się o prezent. A i pamiętaj żeby przyjść z samego rana bo wtedy będziemy ubierać choinkę! - krzyknęła odbiegając i znikając między drzewami. Ja za to zostałem sam w lesie zastawiając się nad problemem prezentów dla dwóch klaczy.
W wigilijny poranek obudziłem się zaraz po wschodzi słońca. Zerwałem się szybko na nogi, złapałem dwie leżące w krzakach paczki i pobiegłem w stronę mieszkania Roxo. Było już południe kiedy zmęczony taszczeniem paczek przybyłem na miejsce.
- No nareszcie! - Roxolanne podbiegła, aby mnie przywitać. Popatrzyłem na nią przez chwilę zmieszany.
- To dla ciebie! - wyciągnąłem jeden z prezentów przed siebie, w jej stronę. Wokół nas nastała cisza. Zdziwiony spojrzałem na klacz i ujrzałem jej jeszcze bardziej zdezorientowany pysk. Po chwili usłyszałem cichy chichot, który stawał się coraz głośniejszy.
- Reamonn, głuptasie! Prezenty kładzie się kładzie się pod choinkę! - nagle obok Roxo pojawiła się Snow.
- Eh? - spojrzałem na nią. W końcu dotarły jednak do mnie jej słowa, ponieważ zabrałem prezent i schowałem pod pelerynę. - Przepraszam... - mruknąłem cicho.
- Nie szkodzi. W końcu to twoje pierwsze prawdziwe święta. - Roxolanne wystąpiła w mojej obronie.
- Gdzie mam je więc położyć? - spytałem. Lanne wskazała kopytem okazałe drzewko stojące pośrodku polany. Podszedłem bliżej i obejrzałem 'choinkę'. - Inaczej ją sobie wyobrażałem... - skomentowałem.
- Jeszcze nie ma bombek i światełek głuptasie! - Snow podbiegła do mnie. W pysku trzymała pudełko pełne kolorowych bombek. - Masz! Zawieś kilka!
- Okey... - powiedziałem delikatnie chwytając ozdobę i zawieszając ją na jednej z gałęzi. Spojrzałem na Snow. Ta uśmiechnęła się radośnie, kiwając głową. Widząc to sięgnąłem po resztę bombek. Kiedy je wieszałem, zauważyłem kontem oka Roxo wieszającą resztę po drugiej stronie drzewka.
Ubieranie choinki zajęło nam kilka godzin, tak, że gdy skończyliśmy było już ciemno. Oczywiście nie obyło się od przygód takich jak bombka, którą przez przypadek zamieniłem w gadającą czaszkę, czy zadań typu rozplątywanie Snow z łańcucha świątecznego. Drzewko jednak prezentowało się świetnie. Według mnie najładniejsza była duża gwiazda spoczywająca na czubku.
Roxolanne zniknęła na chwilę w domu. Po kilku minutach wróciła trzymając mnóstwo kolorowych paczek.
- Teraz możesz położyć swoje - powiedziała. Podszedłem więc i położyłem swoje prezenty obok reszty.
- Cieszę się, że mogę z wami spędzać te święta - powiedziała cicho Roxo napawając się widokiem drzewka.
- Właśnie! - krzyknęła Snow i zniknęła między drzewami. Zdziwiony patrzyłem na chyboczące gałęzie w miejscu gdzie przebiegła. Kiedy wróciła trzymała w pysku dziwny krzak.
- Jemioła... - powiedziała cicho Lanne. Na te słowa pegaz uśmiechnął się na tyle, na ile pozwalał jej trzymana w pysku roślina. Snow rozłożyła szeroko skrzydła i wzbiła się w powietrze kilkoma potężnymi machnięciami. Klacz zawisła ponad mną i Roxo. Pomachała kilka razy gałązką. Zdziwiony spojrzałem na Roxolanne stojącą naprzeciwko mnie. Coś tam było z tą jemiołą. A... no tak!
- To co? - uśmiechnąłem się.
- Może lepiej nie - powiedziała cicho patrząc w ziemię.
- Oj, no weź. Są święta! - powiedziałem zachęcając ją.
- No dobrze - powiedziała i przybliżyła swój pysk do mojego. Ja podszedłem bliżej i...
gorąco ją przytuliłem.
- Wesołych Świąt Roxo - powiedziałem zamykając oczy i jeszcze mocniej przytulając.
Od przywódczyni: Brawo, Rey. Słowa uznania za opowiadanie i dziękuję, że wziąłeś udział w konkursie :)
Ja, Reamonn, nie obchodzę świąt. Ostatnie święta były tymi - z mojego domu. Nie wspominam jednak radośnie tego czasu. Drugie święta obchodziłem jako morderca. Brałem wtedy udział w wielkiej królewskiej uczcie. Jednak w nadmiarze alkoholu na tego typu pałacowych imprezach nie zabawiłem tam zbyt długo, aby nie odnieść żadnych obrażeń. Te święta spędzam tutaj. Teraz nikt na mnie nie naciska, nie muszę się obawiać. Pierwsze spokoje święta.
Kiedy obudziłem się rano spojrzałem leniwie na drogę przedemną. Dobrze znana kamienna ścieżka przykryta była grubą pierzyną białego puchu. Patrzyłem w jej stronę przez chwilę próbując odnaleźć wzrokiem choćby jedno źdźbło trawy ukryte wśród śniegu. W końcu z rezygnacją opuściłem głowę pomiędzy przednie nogi. Mój pysk zanurzył się w śniegu. Przez chwilę czułem zimno. Po chwili jednak mój ciepły oddech roztopił śnieg. Nie mam pojęcia dlaczego leżałem tak jeszcze przez dłuższy czas bez celu chuchając na śnieg. Kiedy mój mózg w końcu 'rozmroził się' po spaniu na ziemi poderwałem się na nogi. Prychnąłem kilka razy otrzepując śnieg z grzywy i ogona. Złapałem mój płaszcz i zapiąłem go na szyi. Nie czekając ani chwili puściłem się biegiem przez las. Pędziłem wymijając drzewa, wzniecając w powietrze biały puch moimi kopytami. W nocy spadło tak dużo śniegu, że w niektórych momentach zapadałem się nawet po kolana.
W końcu dotarłem do łąki. Zatrzymałem się gwałtownie. Przedemną piętrzyły się ogromne ośnieżone góry. Ponad jednym ze szczytów unosił się oślepiający złoty krąg - słońce. Spojrzałem wzdłuż łąki. Dawne pole kwiatów, obecnie wzgórze białego, lśniącego kolorami tęczy śniegu. Wypuściłem z pyska duży obłok pary i puściłem się biegiem wydeptując ścieżkę na nieskalanie białym polu. Dawno nie byłem tak szczęśliwy. Czułem się lekki niczym ptak. Przyśpieszając z zawrotną prędkością wbiegłem do lasu. Przebiegając między drzewami obsypywałem z najniższych gałęzi śnieg. Oddając się całemu moim nogom i wiatrowi świszczącemu mi w uszach zamknąłem oczy. To było jak sen. Nigdy nie byłem tek spokojny. Ach, gdybym tylko mógł tak biec w nieskończoność, ach gdyby nigdy nie było żadnej przeszkody...
- REAMONN?! - usłyszałem krzyk przedemną. Nie miałem ochoty otwierać oczu. Coś jednak podpowiedziało mi, że muszę to zrobić. Otworzyłem oczy i...
o włos minąłem białą, wręcz zlewającą się ze śniegiem klacz. Zahamowałem, z trudem utrzymując się podczas tego na kopytach. Przez najbliższe kilka sekund staliśmy tak bez ruchu, ciężko oddychając.
- R-roxo? - stanąłem pewniej na nogach a następnie podszedłem kilka kroków w jej stronę.
- Co w ciebie wstąpiło? - spytała klacz odsuwając się do tyłu.
- Hęę? - zdziwiłem się. Po chwili jednak przypomniało mi się jak zachowywałem się ostatnio podczas napadu furii. Pomachałem grzywą, aby odgarnąć ją z oczu i uśmiechnąłem się, żeby pokazać, że wszystko w porządku.
- Co robisz? - spytała z ulgą przysuwając się bliżej.
- Amm... no wiesz... ta jakby... śnieg spadł... no i... - powiedziałem cicho i niepewnie kryjąc się pod moją grzywą.
- Nigdy nie wdziałeś śniegu? - spytała Roxo z patrząc z politowaniem.
- Kiedy spędzałem zimę na arenie widziałem tylko zakrwawiony śnieg - powiedziałem próbując jak najciszej i delikatniej wypowiedzieć przedostatnie słowo.
- Ah... - klacz powiedziała cicho, spoglądając speszona w dół. - A spędzałeś kiedyś święta?
- Nie lubię świąt. I tak nie ma co życzyć oprócz 'spokojnej śmierci' - mruknąłem cofając się. Wolałem zakończyć tę rozmowę zanim do końca popsuje mi humor.
- Jest wiele rzeczy, które można życzyć na święta. Ja będę je jednak obchodzić w własnym gronie - ja i Snow. Może chciałbyś dołączyć? - spytała uśmiechając się szeroko.
- Nie... nie mam prezentu... - powiedziałem zaskoczony jej propozycją. Ktoś zaprasza mnie na święta? Mnie? Ale to przywódca... nie mogłem odmówić. Spojrzałem w jej duże oczy. Nie, nie przywódca - Roxolanne. Jej nie mogłem odmówić. - Chociaż... może... zobaczę...
- Było by miło! I nie martw się o prezent. A i pamiętaj żeby przyjść z samego rana bo wtedy będziemy ubierać choinkę! - krzyknęła odbiegając i znikając między drzewami. Ja za to zostałem sam w lesie zastawiając się nad problemem prezentów dla dwóch klaczy.
W wigilijny poranek obudziłem się zaraz po wschodzi słońca. Zerwałem się szybko na nogi, złapałem dwie leżące w krzakach paczki i pobiegłem w stronę mieszkania Roxo. Było już południe kiedy zmęczony taszczeniem paczek przybyłem na miejsce.
- No nareszcie! - Roxolanne podbiegła, aby mnie przywitać. Popatrzyłem na nią przez chwilę zmieszany.
- To dla ciebie! - wyciągnąłem jeden z prezentów przed siebie, w jej stronę. Wokół nas nastała cisza. Zdziwiony spojrzałem na klacz i ujrzałem jej jeszcze bardziej zdezorientowany pysk. Po chwili usłyszałem cichy chichot, który stawał się coraz głośniejszy.
- Reamonn, głuptasie! Prezenty kładzie się kładzie się pod choinkę! - nagle obok Roxo pojawiła się Snow.
- Eh? - spojrzałem na nią. W końcu dotarły jednak do mnie jej słowa, ponieważ zabrałem prezent i schowałem pod pelerynę. - Przepraszam... - mruknąłem cicho.
- Nie szkodzi. W końcu to twoje pierwsze prawdziwe święta. - Roxolanne wystąpiła w mojej obronie.
- Gdzie mam je więc położyć? - spytałem. Lanne wskazała kopytem okazałe drzewko stojące pośrodku polany. Podszedłem bliżej i obejrzałem 'choinkę'. - Inaczej ją sobie wyobrażałem... - skomentowałem.
- Jeszcze nie ma bombek i światełek głuptasie! - Snow podbiegła do mnie. W pysku trzymała pudełko pełne kolorowych bombek. - Masz! Zawieś kilka!
- Okey... - powiedziałem delikatnie chwytając ozdobę i zawieszając ją na jednej z gałęzi. Spojrzałem na Snow. Ta uśmiechnęła się radośnie, kiwając głową. Widząc to sięgnąłem po resztę bombek. Kiedy je wieszałem, zauważyłem kontem oka Roxo wieszającą resztę po drugiej stronie drzewka.
Ubieranie choinki zajęło nam kilka godzin, tak, że gdy skończyliśmy było już ciemno. Oczywiście nie obyło się od przygód takich jak bombka, którą przez przypadek zamieniłem w gadającą czaszkę, czy zadań typu rozplątywanie Snow z łańcucha świątecznego. Drzewko jednak prezentowało się świetnie. Według mnie najładniejsza była duża gwiazda spoczywająca na czubku.
Roxolanne zniknęła na chwilę w domu. Po kilku minutach wróciła trzymając mnóstwo kolorowych paczek.
- Teraz możesz położyć swoje - powiedziała. Podszedłem więc i położyłem swoje prezenty obok reszty.
- Cieszę się, że mogę z wami spędzać te święta - powiedziała cicho Roxo napawając się widokiem drzewka.
- Właśnie! - krzyknęła Snow i zniknęła między drzewami. Zdziwiony patrzyłem na chyboczące gałęzie w miejscu gdzie przebiegła. Kiedy wróciła trzymała w pysku dziwny krzak.
- Jemioła... - powiedziała cicho Lanne. Na te słowa pegaz uśmiechnął się na tyle, na ile pozwalał jej trzymana w pysku roślina. Snow rozłożyła szeroko skrzydła i wzbiła się w powietrze kilkoma potężnymi machnięciami. Klacz zawisła ponad mną i Roxo. Pomachała kilka razy gałązką. Zdziwiony spojrzałem na Roxolanne stojącą naprzeciwko mnie. Coś tam było z tą jemiołą. A... no tak!
- To co? - uśmiechnąłem się.
- Może lepiej nie - powiedziała cicho patrząc w ziemię.
- Oj, no weź. Są święta! - powiedziałem zachęcając ją.
- No dobrze - powiedziała i przybliżyła swój pysk do mojego. Ja podszedłem bliżej i...
gorąco ją przytuliłem.
- Wesołych Świąt Roxo - powiedziałem zamykając oczy i jeszcze mocniej przytulając.
Od przywódczyni: Brawo, Rey. Słowa uznania za opowiadanie i dziękuję, że wziąłeś udział w konkursie :)
Od Roxolanne C.D. Reamonn
- Wiesz.. ja chciałam Ci powiedzieć.. - zająknęła się. Z każdą chwilą coraz mniej przekonana była o tym, czy powinna mu wyjawić prawdę.
- Co? - Rey nic nie rozumiał.
Właśnie wtedy klacz przyjrzała mu się uważnie. Oprócz tego, że był nekromantą, to niczym, zupełnie niczym nie przypominał Acoose. Był odważny, Bóg był parszywym tchórzem klękającym przed wszystkimi innymi mieszkańcami Doliny Królów. Nie wiedziała, czy rzeczywiście był im wierny czy robił to, żeby ratować swój zad. Właściwie, to po co istniał? Był raczej tym złym charakterem. Co oddawał swoim ziemskim poddanym? Strach i śmierć. Gdyby chociaż znalazła w nim coś dobrego.. Od zawsze nim gardziła. Czy robiła to, bo czuła się od niego wyższa? W żadnym wypadku! Nienawidziła go, bo jeśli coś by się stało, to on był zawsze odpowiedzialny za całe zło świata i za wszystkie zgony. Nigdy nie zrobił nic dobrego, a jej rodzina zginęła przej jego ojca, Caruso.
Chwila moment. Właśnie w TEJ chwili Roxo zdała sobie sprawę z rzeczy oczywistej. Reamonn jest potomkiem Caruso. Mordercy jej rodziny. Szybko potrząsnęła głową.
- Roxo? Wszystko dobrze? - zapytał.
- Nie. Nie. Nic nie jest dobrze. Zostaw mnie, muszę pobyć sama. - cicho rozkazała.
- Jasne.. Um.. Cześć. - odrzekł i poszedł w las.
Klacz otrząsnęła się. Zaczęła spacerować po łące. Obserwowała ptaki, wybijające się kwiaty. Widok był magiczny. Bardzo. W końcu znalazła psychiczny spokój, bo gdy tylko jest przy niej Rey, to się zmienia. Wiedziała, że to nie jego wina, a jednak coś nie pozwalało jej powiedzieć mu kim jest. Coś próbowało nią manipulować, narzucić jej swoje zasady, ale ona za każdym razem skutecznie to odrzucała. W jednej chwili gwałtownie stanęła i odwróciła się patrząc w niebo. Prosto ku niej leciał smok.
Była na tyle przestraszona, że stanęła jak wryta. Przecież Kukulkana dzisiaj nie było. Sama wysłała go po więcej Złotych Monet na pustynie po drugiej stronie Gór Mglistych.
Reamonn?
- Co? - Rey nic nie rozumiał.
Właśnie wtedy klacz przyjrzała mu się uważnie. Oprócz tego, że był nekromantą, to niczym, zupełnie niczym nie przypominał Acoose. Był odważny, Bóg był parszywym tchórzem klękającym przed wszystkimi innymi mieszkańcami Doliny Królów. Nie wiedziała, czy rzeczywiście był im wierny czy robił to, żeby ratować swój zad. Właściwie, to po co istniał? Był raczej tym złym charakterem. Co oddawał swoim ziemskim poddanym? Strach i śmierć. Gdyby chociaż znalazła w nim coś dobrego.. Od zawsze nim gardziła. Czy robiła to, bo czuła się od niego wyższa? W żadnym wypadku! Nienawidziła go, bo jeśli coś by się stało, to on był zawsze odpowiedzialny za całe zło świata i za wszystkie zgony. Nigdy nie zrobił nic dobrego, a jej rodzina zginęła przej jego ojca, Caruso.
Chwila moment. Właśnie w TEJ chwili Roxo zdała sobie sprawę z rzeczy oczywistej. Reamonn jest potomkiem Caruso. Mordercy jej rodziny. Szybko potrząsnęła głową.
- Roxo? Wszystko dobrze? - zapytał.
- Nie. Nie. Nic nie jest dobrze. Zostaw mnie, muszę pobyć sama. - cicho rozkazała.
- Jasne.. Um.. Cześć. - odrzekł i poszedł w las.
Klacz otrząsnęła się. Zaczęła spacerować po łące. Obserwowała ptaki, wybijające się kwiaty. Widok był magiczny. Bardzo. W końcu znalazła psychiczny spokój, bo gdy tylko jest przy niej Rey, to się zmienia. Wiedziała, że to nie jego wina, a jednak coś nie pozwalało jej powiedzieć mu kim jest. Coś próbowało nią manipulować, narzucić jej swoje zasady, ale ona za każdym razem skutecznie to odrzucała. W jednej chwili gwałtownie stanęła i odwróciła się patrząc w niebo. Prosto ku niej leciał smok.
Była na tyle przestraszona, że stanęła jak wryta. Przecież Kukulkana dzisiaj nie było. Sama wysłała go po więcej Złotych Monet na pustynie po drugiej stronie Gór Mglistych.
Reamonn?
Od Reamonn'a CD Roxolanne
Utkwiłem wzrok w białej klaczy stojącej przedemną. Roxolanne chciała mi coś powiedzieć. Coś co widocznie kłopotało ją od dłuższego czasu. No właśnie, kłopoty. Czyż nie miałem ich nadto? Jeden doszedł tego samego dnia, w porze obiadowej. Wiedziałem, że kiedyś w końcu będę musiał przestać uciekać, stanąć w miejscu i odbyć bardzo długą rozmowę, aby się od wszystkiego uwolnić. Ten czas jednak jeszcze nie nadszedł.
- Ja też muszę ci coś powiedzieć... - zacząłem powoli niepewnym głosem. Kilka razy uderzyłem kopytem w ziemię, aby zdobyć dodatkową uwagę klaczy. Roxo spojrzała na mnie zdziwiona.
- Rey? O co chodzi? - spytała cicho i delikatnie.
- Erm... - zacząłem lekko speszony - znasz może jakiegoś dobrego architekta który odbudowuje starożytne kolosea? - wypaliłem na jednym tchu próbując ukryć się przed jej wzrokiem. Tak, to był mój dzisiejszy problem. Kiedy posiadam w sobie zbyt dużo emocji mam zdolność do niekontrowanego zabijania (o czym już się przekonaliście) i niszczenia. Tak więc, w kilku słowach: ROZWALIŁEM KOLOSEUM!
- Ah? - Lanne stała bez ruchu. Popatrzyłem na jej pysk i lekko się uśmiechnąłem. Powód był prosty. Oblicze klaczy w tym momencie mogło wyrażać tylko jedno, a mianowicie wielkie 'Co proszę?'. Po chwili jednak zaczęły docierać do mnie moje słowa, ponieważ jej wyraz twarz wrócił do normalnego. Głowa za to zaczęła opadać w dół z rezygnacją i politowaniem. Wokół zapanowała cisza. Spojrzałem na klacz spomiędzy grzywy. Gdy tak stała bez ruchu, podszedłem kilka kroków bliżej.
- Roxo... wszystko w porządku? - spytałem niepewnie.
- Zejdź mi z oczu! Jak mogłeś zrujnować całe wiekowe koloseum? Wiesz ile to lat historii zawierało? - klacz gwałtownie podniosła głowę i ryknęła. Podeszła bliżej do mnie, jej oczy płonęły furią. Instynktownie odskoczyłem kilka kroków na bezpieczną odległość. Tym razem nie była to jednak tylko złość. Można w niej było wyczuć drobną, ukrytą nutkę śmiechu i rozbawienia. Postanowiłem zaryzykować.
- Taaaa... zabrałem cała historię tego cudownego miejsca do grobu - mruknąłem i zacząłem się śmiać. W jednej chwili Roxolanne przestała parskać ze złością i popatrzyła na mnie. Przez chwilę był to wzrok politowania dla szaleńca. W końcu jednak złapała, żart i roześmiała się cicho.
- Ty to byś wszystko tylko niszczył i rozwalał - skomentowała rozbawionym głosem.
- A ty będziesz to po mnie naprawiać? - spytałem nonszalancko się uśmiechając.
- Jeszcze czego - prychnęła i stanęła tyłem do mnie, tak żeby mogła widzieć moją głowę.
- Nooo... właśnie... odbudujesz to koloseum? - spytałem miłym i uprzejmym głosem przybliżając się.
- Ta... nape... - już chciała zaprotestować, kiedy dotarło do niej o co mi chodziło. Z moją mocą i emocjonalnością muszę mieć miejsce, aby się odpowiednio wyżyć. W tym wypadku walka na arenie była najlepszym wyjściem. Kto wie do czego mógłbym się posunąć gdybym nie walczył przez dłuższy czas... - Tak! Zaraz postaram się kogoś znaleźć! - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę lasu machając ogonem na pożegnanie. Coś jednak podpowiedziało mi, że nie mogę ciągle uciekać. Muszę kiedyś zacząć rozładowywać spoczywające na moich brakach problemy. I najlepiej zacząć to teraz.
- Zaczekaj! - krzyknąłem i pokłusowałem w jej stronę. Klacz stanęła i odwróciła się.
- Hm? Coś jeszcze? - spytała zaskoczona. Stanąłem przed nią patrząc jej prosto w oczy.
- Tak. Co ważnego chciałaś mi powiedzieć?
<Roxolanne>
- Ja też muszę ci coś powiedzieć... - zacząłem powoli niepewnym głosem. Kilka razy uderzyłem kopytem w ziemię, aby zdobyć dodatkową uwagę klaczy. Roxo spojrzała na mnie zdziwiona.
- Rey? O co chodzi? - spytała cicho i delikatnie.
- Erm... - zacząłem lekko speszony - znasz może jakiegoś dobrego architekta który odbudowuje starożytne kolosea? - wypaliłem na jednym tchu próbując ukryć się przed jej wzrokiem. Tak, to był mój dzisiejszy problem. Kiedy posiadam w sobie zbyt dużo emocji mam zdolność do niekontrowanego zabijania (o czym już się przekonaliście) i niszczenia. Tak więc, w kilku słowach: ROZWALIŁEM KOLOSEUM!
- Ah? - Lanne stała bez ruchu. Popatrzyłem na jej pysk i lekko się uśmiechnąłem. Powód był prosty. Oblicze klaczy w tym momencie mogło wyrażać tylko jedno, a mianowicie wielkie 'Co proszę?'. Po chwili jednak zaczęły docierać do mnie moje słowa, ponieważ jej wyraz twarz wrócił do normalnego. Głowa za to zaczęła opadać w dół z rezygnacją i politowaniem. Wokół zapanowała cisza. Spojrzałem na klacz spomiędzy grzywy. Gdy tak stała bez ruchu, podszedłem kilka kroków bliżej.
- Roxo... wszystko w porządku? - spytałem niepewnie.
- Zejdź mi z oczu! Jak mogłeś zrujnować całe wiekowe koloseum? Wiesz ile to lat historii zawierało? - klacz gwałtownie podniosła głowę i ryknęła. Podeszła bliżej do mnie, jej oczy płonęły furią. Instynktownie odskoczyłem kilka kroków na bezpieczną odległość. Tym razem nie była to jednak tylko złość. Można w niej było wyczuć drobną, ukrytą nutkę śmiechu i rozbawienia. Postanowiłem zaryzykować.
- Taaaa... zabrałem cała historię tego cudownego miejsca do grobu - mruknąłem i zacząłem się śmiać. W jednej chwili Roxolanne przestała parskać ze złością i popatrzyła na mnie. Przez chwilę był to wzrok politowania dla szaleńca. W końcu jednak złapała, żart i roześmiała się cicho.
- Ty to byś wszystko tylko niszczył i rozwalał - skomentowała rozbawionym głosem.
- A ty będziesz to po mnie naprawiać? - spytałem nonszalancko się uśmiechając.
- Jeszcze czego - prychnęła i stanęła tyłem do mnie, tak żeby mogła widzieć moją głowę.
- Nooo... właśnie... odbudujesz to koloseum? - spytałem miłym i uprzejmym głosem przybliżając się.
- Ta... nape... - już chciała zaprotestować, kiedy dotarło do niej o co mi chodziło. Z moją mocą i emocjonalnością muszę mieć miejsce, aby się odpowiednio wyżyć. W tym wypadku walka na arenie była najlepszym wyjściem. Kto wie do czego mógłbym się posunąć gdybym nie walczył przez dłuższy czas... - Tak! Zaraz postaram się kogoś znaleźć! - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę lasu machając ogonem na pożegnanie. Coś jednak podpowiedziało mi, że nie mogę ciągle uciekać. Muszę kiedyś zacząć rozładowywać spoczywające na moich brakach problemy. I najlepiej zacząć to teraz.
- Zaczekaj! - krzyknąłem i pokłusowałem w jej stronę. Klacz stanęła i odwróciła się.
- Hm? Coś jeszcze? - spytała zaskoczona. Stanąłem przed nią patrząc jej prosto w oczy.
- Tak. Co ważnego chciałaś mi powiedzieć?
<Roxolanne>
Subskrybuj:
Posty (Atom)