Świetliki odpowiedziały za niego. Wplątały mu się w grzywę, a jeden z nich usiadł mu na chrapach.
- To chyba znaczy "Tak!" - zaśmiała się klacz. - Gonisz. - krzyknęła i jak najszybciej pobiegła między trzy sosny zrzucające na nią półcień sprawiający wrażenie jakby całe jej ciało było czarne i jakoby pokryte złotymi runami. Było to zjawisko niezwykłe i piękne.
- Nie masz szans. - zapewnił Corrado i pobiegł za nią. Zaczęli się mijać między drzewami, a każdy ich krok sprawiał, że odpoczywające światełka wzbijały się w powietrze. W końcu gdy ogier prawie ją złapał, Skylor nie zauważyła go i wpadła na niego tyłem. - Uważaj! - ogier złapał ją chroniąc przed upadkiem.
- Dziękuję. - podziękowała z uśmiechem i popatrzyła w jego oczy. - Liczę do trzech i Cię gonię! - oznajmiła śmiejąc się, a koń korzystając z darowanego czasu pobiegł jak najdalej. Gdy biegła w jego stronę, niesforny kosmyk grzywy przysłonił jej widoczność i wpadła na ogiera przewracając go na plecy.To był właśnie ten moment w którym popatrzyli sobie w oczy. Skylor nigdy by się nie spodziewała, że to się stanie, a jednak. Uśmiechnęła się do niego szeroko. W świetle robaczków świętojańskich emanujących łagodnymi płomieniami światła, koń wykonał precyzyjny ruch głowy podnosząc ją odrobinę w górę i delikatnie pocałował zdziwioną Sky.
Skylor? To jeszcze nic nie znaczy :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz