środa, 9 grudnia 2015

Réamonn CD Roxolanne

W tych kilku chwilach cały mój świat się zmienił. Byłem pełny furii i przerażenia. Biegłem przez las, instynktownie unikając drzew i celując we wszystko co się ruszało. Z mojej głowy zniknęło wiele słów, których dotąd zwykłem używać. Moje myśli były puste. Nie myślałem o nikim, ani o niczym. Czułem się, jakby moją głowę wypełniała pustka i chciałbym kogoś za to ukarać. Nie. Właściwie to nic nie czułem. Pragnienie, instynkt, inny od tego, który posiada reszta koni kierował moim ciałem. Nie mam pojęcia czemu jestem inny. Czy jestem inny specjalnie, czy zawsze taki byłem?
Przez chwilę myślałem, że wszystko się zmieniło. Zapomniałem o tym rządnym krwi potworze, z którym kiedyś dzieliłem myśli. Byłem pewien, że raz na zawsze zostałem od niego uwolniony. Przez tę klacz i stado.
Ciąłem na oślep, znęcając się nad zwierzętami, a z każdą kolejną śmiercią czułem się coraz lepiej. Lecz czy to pomoże pozbyć się moich problemów? Czy nie wrócą one po jakimś czasie? Czy wtedy cały czas będę to robić, unikając ich i pozwalając, aby przejęły resztę mnie?
,,Mnie''. Mnie, który i tak już nie istnieje. To czym teraz jestem to strzępek uczuć w grubej linie żądzy morderstwa i cierpienia innych. Wyniszczają się one stopniowo nawzajem, zostawiając w środku mnie pustkę. Usuwają moje pragnienia, a z nimi wspomnienia. Właśnie, wspomnienia. Płytkie, głupie karty przeszłości, które w tak dużym stopniu wpływają na nasze decyzje. Miałem wrażenie jednak, że jedna z tych kart, jakże ważna zgubiła się gdzieś daleko i nie uzyskam ukojenia, póki jej nie odzyskam. 
,,Ukojenie''. Cóż za błogie słowo. Co one jednak znaczy? Śmierć, oczywiście! Co może bardziej przynieść spokój i koniec problemom niż śmierć? Za każdym razem, kiedy czuję na moim ciele jeszcze ciepłą krew przeciwnika, cieszę się. Oto odnalazł on ukojenie. Sam do niego dążę. Do ukojenia i spokoju. Może najprościej byłoby rozwiązać te wszystkie problemy po prostu umierając? 
Kiedy właśnie zamachiwałem się lancą na dużego jelenia, patrząc z furią i bezwahania w jego ogromne, przerażone, szkliste oczy poczułem uderzenie w bok. Przewracając się na bok ścieżki przygnieciony ciężarem lekko ocknąłem się. Uniosłem głowę. Zobaczyłem leżącą mnie mnie klacz. Jej biała sierść była brudna od krwi, którą byłem pokryty. Głowę miała zasłoniętą grzywą. Kiedy lekko ją uniosła kilka czarnym kosmyków opadło na bok, a ja zobaczyłem załzawione oczy.
- C-co r-rob-bi-sz... - powiedziała cichym głosem. Wciąż szczerząc zęby i patrząc na nią oczami pełnymi nieludzkiej żądzy przekręciłem lekko głowę. - CO TY ROBISZ! - krzyknęła przez łzy. Słysząc jej głos gwałtownie ocknąłem się. Przypatrując się jej zrobiłem zdziwioną minę. W lesie zapanował cisza. Nikt z nas się nie odzywał, ptaki przestały śpiewać. Gdzieś daleko dało się słyszeć ryk, długi lament zranionej matki, która znalazła martwe dziecko.
- Czemu to robisz? - odezwała się w końcu cicho klacz. Miałem ochotę żartować, podskoczyć i pobiegać, pobawić się w zabijanie. Jednak czułem, że nie mogę tego zrobić. Nie, póki ona tu była. Zamilkłem. - Jaki jest w tym twój cel?
- Nie wiem. Prawdopodobnie próbuję zapełnić brakującą lukę w moim życiu - odpowiedziałem patrząc głęboko w las. Nie odważyłem się spojrzeć na klacz. Mimo, że uwielbiałem widok krwi, jednak Roxolanne pokryta krwią była rzeczą, której wolałbym nie widzieć. Jej sierść była jak czysty, świeży śnieg, który brudny traci swój blask. - Lukę, którą jest całe moje życie.
- Czy ta pustka ma coś związanego z twoją przeszłością, z twoim bratem? - spytała delikatnie. Wiedziałem, że w tej chwili nie mogę uciec od tematu. 
- Niekoniecznie. Jestem wdzięczny za moją moc, przyzwyczaiłem się do poświęcania ofiar - odpowiedziałem krótko. Liście na drzewach cicho zaszeleściły. Czułem jak cały las, od młodych gałązek po stuletnie korzenie zachęca mnie abym mówił dalej. Moje nozdrza wypełnił przyjemny zapach krwi. Ciekawe, czy klaczy to nie przeszkadzało... Nie odwróciłem się jednak w jej stronę, aby to stwierdzić.
- Czy tęsknisz za rodziną? - spytała cicho.
- Wątpię. Kiedy mnie wygnali przez dłuższy czas czułem urazę, a potem po prostu przestałem o tym myśleć - odpowiedziałem obojętnie.
- Jak można nie tęsknić za kimś bliskim?
- Nie można - rzuciłem krótko. - Oni nie byli jednak osobami bliskimi do mnie. Gdyby mi zależało wróciłbym do nich i prosił o wybaczenie - stwierdziłem.
- Zawsze musimy za kimś tęsknić, ponieważ wtedy mamy powód do życia. Ty też za nimi tęskniłeś. Po prostu usiłowałeś zapełnić ten ból innymi uczuciami. Wypełnić to lukę obojętnością i nienawiścią - odpowiedziała po chwili zastanowienia.
- Nieprawda - mruknąłem. - Posiadanie pustej luki oznacza śmierć. Nie da się tak żyć - stwierdziłem sucho.
- To prawda. Ty powinieneś już umrzeć. Żyjesz jednak dzięki swojej mocy - te krótkie słowa rozłożyły mnie doszczętnie. To prawda. Ja już byłem pusty. Żyłem tylko dzięki mojej mocy, dzięki której mogłem zapełnić moje luki rządzą mordu. Nie słyszałem już dalszych słów klaczy. Tylko moje serce biło bardzo głośno, gwałtownie pompując krew. W jednej chwili zrozumiałem to, czego dotąd poszukiwałem w życiu. Sprawa była prosta. 
Szukałem sposobu, aby odnaleźć spokój i ukojenie, odnaleźć ratunek. Dla mnie już jednak nie było ratunku. Nie mogłem się jednak mimo tego poddawać. Dlatego jestem silny, aby dalej tak żyć. Aby żyć dla tych, dla których znaczę więcej. 
Powoli podniosłem się strącając z mojego boku ubrudzoną w zaschniętej krwi głowę klaczy. Moja sierść była czerwona i posklejana. Długa grzywa i ogon były sklejone w długie, brudne strąki. Podszedłem do pnia drzewa i oparłem o nie głowę. Przesunąłem łeb w dół, wzdłuż pnia, na którym został czerwony ślad. Czerwone znamię.
Znamię dziwnej tajemnicy ukrytej za mną. Za powodem mojego istnienia.
- Powiedz mi proszę... - zwróciłem się cicho do klaczy - ... jak przebaczyć?

<Roxolanne>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz