wtorek, 8 grudnia 2015

Od Reamonn'a do D

Był to akurat jeden z tych pochmurniejszych dni. Niebo zakrywały szare i ciemnoszare chmury przesłaniając słońce, zakrywając każdy skrawek spokojnego błękitu. Na dodatek od rana bogowie płakali, więc grzywy i sierść koni pokrywały drobne kropelki deszczu. Tego właśnie dnia wracałem z areny do mojego lasu. Po codziennym treningu czułem się wyśmienicie. Szedłem wolnym krokiem po ścieżce wsłuchując się w rytmiczne uderzanie kopyt o mokrą drogę.
Minął już tydzień odkąd zyskałem rangę zabójcy. Nie powiem, żeby coś się zmieniło w moim życiu od tamtego czasu. Nie zostałem wysłany na jakąś specjalną misję niczym James Bond, nie brałem udziału w żadnej bitwie. Nie byłem też nazywany Réamonn'em Mordercą przez innych członków stada. Właściwie to ich prawie na oczy nie widziałem. Jedyną osobą, z którą mam obecnie kontakt jest Roxolanne. Choć i jej nie widziałem od tygodnia. Na pytania odnośnie czy nie czuję się tak samotnie odpowiadam, że kiedy tylko robi się nudno zapraszam moich sąsiadów na imprezkę. Jestem Nekromantą, więc pewnie wiecie, o których sąsiadów mi chodzi. Tak więc spacerowałem rozmyślając jak uczcić pokonanie kolejnych 73 szkieletów przyspieszając kroku.
Nagle tuż przed moim łbem wyrósł ogromy zad. W ostatniej chwili wyminąłem go z cichym jękiem.
- Haaaa... - mijając zad o kilka centymetrów wykonałem sprawny obrót, w mgnieniu oka znajdując się przy głowie przeciwnika, przyciskając mu moją długą lancę do szyi. - Gadaj ktoś ty, i co tutaj robisz - rzuciłem oschle.
- A czemu miałbym ci mówić? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Naaareszcie. - powiedziałem cichym głosem szeroko się uśmiechając. - Wiesz jak od dawna czekałem, żeby kogoś zabić? I przy okazji spełnię się jako morderca.
- Morderca? - spytał zaintrygowany ogier.
- Tego Stada - skwitowałem krótko. Nie miałem zamiaru prowadzić konwersacji z ofiarą, a z chwili na chwilę moja krew gotowała się coraz bardziej.
- Aaaaa... Roxolanne mi mówiła - powiedział krótko - Réamonn? Tak? - mówił obojętnym głosem, cały czas patrząc się przed siebie. Czyżby specjalnie unikał mojego wzroku.
- ... Ty jesteś ten nowy? - spytałem zawiedziony. Nie musiałem czekać na odpowiedź. Zrezygnowany opuściłem lancę, która się zdematerializowała. Odwróciłem się do ogiera tyłem wysoko podnosząc głowę. - Imię - powiedziałem. Brzmiało to bardziej jak rozkaz. Deszcz padał coraz mocniej. Moja przemoczona grzywa i płaszcz lepiły się do mojego ciała, przyklejone do niego i ulizane kroplami deszczu. Spojrzałem na końcówkę mojego rogu, przypatrując się skapującym z niego kroplom.
- D - odezwał się krótko ogier. Uśmiechnąłem się przelotnie. Raczej nie było sensu w mówieniu mu mojego imienia, skoro i tak je zna. Rzuciłem jedyne kilka słów na odchodne. - Jeśli lubisz walczyć to przyjdź jutro na arenę! - miałem nadzieję, że zrozumie o co mi chodzi i przygotuje się do pojedynku. Zadowolony z siebie, że udało mi się w końcu zamienić z kimś innym niż Roxo i Corrado parę słów, oraz, że w taki cudowny sposób uniknąłem zderzenia z brązowym zadem potruchtałem w deszczu do lasu. 
Kiedy dotarłem na Cmentarz poważnie się rozpadało, a ja byłem cały przemoczony. Kilkoma ruchami otrzepałem się z nadmiaru wody na sierści i położyłem pod dużym zawalonym nagrobkiem na suchym mchu. Zasypiając rozmyślałem nad techniką, której w walce może używać D.
Obudziło mnie szturchnięcie w głowę. Otworzyłem oczy i spojrzałem nad siebie. Na początku musiałem przymrużyć oczy przed rażącym światłem. Po chwili jednak rozpoznałem stojący przedemną kształt.
- Idziesz? - zapytał ogier. Z wyschniętą sierścią wydawał się powiększyć swoją objętość. Zdziwiłem się trochę myśląc, że śpię. Czując jednak guz po uderzeniu kopytem zrozumiałem, że to reczywistość.
- Chciało ci się tutaj przychodzić? - prychnąłem. Miałem już tego ogiera serdecznie dosyć. - Nie możesz iść spotkać się z innymi ze stada? Ja tu śpię. 
- Równie dobrze mogłbym ciebie zapytać o to samo. - odpowiedział rozglądając się po lesie. Ani razu nie spojrzał mi jeszcze prosto w oczy.
- Ej, D. Ja już taki jestem. Lubię zabijać i towarzystwo trupów. Ty jednak na takiego nie wyglądasz. Czemu wiec nie spędzisz czasu z innymi? - przekręciłem pytająco głowę. Miałem nadzieję, że jak się czegoś dowiem to łatwiej będzie mi się go potem pozbyć. Chociaż... gdyby był dobrym przeciwnikiem...

<Drishtri>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz