poniedziałek, 28 grudnia 2015

od Reamonna - konkurs

Nadeszła zimna. Upojna jesień pełna złotych liści i czerwonych zachodów słońca przeminęła. Lśniące białe wzgórza witające nasze oczy o poranku świadczyły o zbliżających się w Telrain'ie świętach. Wiele koni zajęła się świątecznymi przygotowaniami. Przecież było tyle do roboty.
Ja, Reamonn, nie obchodzę świąt. Ostatnie święta były tymi - z mojego domu. Nie wspominam jednak radośnie tego czasu. Drugie święta obchodziłem jako morderca. Brałem wtedy udział w wielkiej królewskiej uczcie. Jednak w nadmiarze alkoholu na tego typu pałacowych imprezach nie zabawiłem tam zbyt długo, aby nie odnieść żadnych obrażeń. Te święta spędzam tutaj. Teraz nikt na mnie nie naciska, nie muszę się obawiać. Pierwsze spokoje święta.
Kiedy obudziłem się rano spojrzałem leniwie na drogę przedemną. Dobrze znana kamienna ścieżka przykryta była grubą pierzyną białego puchu. Patrzyłem w jej stronę przez chwilę próbując odnaleźć wzrokiem choćby jedno źdźbło trawy ukryte wśród śniegu. W końcu z rezygnacją opuściłem głowę pomiędzy przednie nogi. Mój pysk zanurzył się w śniegu. Przez chwilę czułem zimno. Po chwili jednak mój ciepły oddech roztopił śnieg. Nie mam pojęcia dlaczego leżałem tak jeszcze przez dłuższy czas bez celu chuchając na śnieg. Kiedy mój mózg w końcu 'rozmroził się' po spaniu na ziemi poderwałem się na nogi. Prychnąłem kilka razy otrzepując śnieg z grzywy i ogona. Złapałem mój płaszcz i zapiąłem go na szyi. Nie czekając ani chwili puściłem się biegiem przez las. Pędziłem wymijając drzewa, wzniecając w powietrze biały puch moimi kopytami. W nocy spadło tak dużo śniegu, że w niektórych momentach zapadałem się nawet po kolana.


W końcu dotarłem do łąki. Zatrzymałem się gwałtownie. Przedemną piętrzyły się ogromne ośnieżone góry. Ponad jednym ze szczytów unosił się oślepiający złoty krąg - słońce. Spojrzałem wzdłuż łąki. Dawne pole kwiatów, obecnie wzgórze białego, lśniącego kolorami tęczy śniegu. Wypuściłem z pyska duży obłok pary i puściłem się biegiem wydeptując ścieżkę na nieskalanie białym polu. Dawno nie byłem tak szczęśliwy. Czułem się lekki niczym ptak. Przyśpieszając z zawrotną prędkością wbiegłem do lasu. Przebiegając między drzewami obsypywałem z najniższych gałęzi śnieg. Oddając się całemu moim nogom i wiatrowi świszczącemu mi w uszach zamknąłem oczy. To było jak sen. Nigdy nie byłem tek spokojny. Ach, gdybym tylko mógł tak biec w nieskończoność, ach gdyby nigdy nie było żadnej przeszkody...
- REAMONN?! - usłyszałem krzyk przedemną. Nie miałem ochoty otwierać oczu. Coś jednak podpowiedziało mi, że muszę to zrobić. Otworzyłem oczy i...
o włos minąłem białą, wręcz zlewającą się ze śniegiem klacz. Zahamowałem, z trudem utrzymując się podczas tego na kopytach. Przez najbliższe kilka sekund staliśmy tak bez ruchu, ciężko oddychając.
- R-roxo? - stanąłem pewniej na nogach a następnie podszedłem kilka kroków w jej stronę.
- Co w ciebie wstąpiło? - spytała klacz odsuwając się do tyłu.
- Hęę? - zdziwiłem się. Po chwili jednak przypomniało mi się jak zachowywałem się ostatnio podczas napadu furii. Pomachałem grzywą, aby odgarnąć ją z oczu i uśmiechnąłem się, żeby pokazać, że wszystko w porządku.
- Co robisz? - spytała z ulgą przysuwając się bliżej.
- Amm... no wiesz... ta jakby... śnieg spadł... no i... - powiedziałem cicho i niepewnie kryjąc się pod moją grzywą.
- Nigdy nie wdziałeś śniegu? - spytała Roxo z patrząc z politowaniem.
- Kiedy spędzałem zimę na arenie widziałem tylko zakrwawiony śnieg - powiedziałem próbując jak najciszej i delikatniej wypowiedzieć przedostatnie słowo.
- Ah... - klacz powiedziała cicho, spoglądając speszona w dół. - A spędzałeś kiedyś święta?
- Nie lubię świąt. I tak nie ma co życzyć oprócz 'spokojnej śmierci' - mruknąłem cofając się. Wolałem zakończyć tę rozmowę zanim do końca popsuje mi humor.
- Jest wiele rzeczy, które można życzyć na święta. Ja będę je jednak obchodzić w własnym gronie - ja i Snow. Może chciałbyś dołączyć? - spytała uśmiechając się szeroko.
- Nie... nie mam prezentu... - powiedziałem zaskoczony jej propozycją. Ktoś zaprasza mnie na święta? Mnie? Ale to przywódca... nie mogłem odmówić. Spojrzałem w jej duże oczy. Nie, nie przywódca - Roxolanne. Jej nie mogłem odmówić. - Chociaż... może... zobaczę...
- Było by miło! I nie martw się o prezent. A i pamiętaj żeby przyjść z samego rana bo wtedy będziemy ubierać choinkę! - krzyknęła odbiegając i znikając między drzewami. Ja za to zostałem sam w lesie zastawiając się nad problemem prezentów dla dwóch klaczy.
W wigilijny poranek obudziłem się zaraz po wschodzi słońca. Zerwałem się szybko na nogi, złapałem dwie leżące w krzakach paczki i pobiegłem w stronę mieszkania Roxo. Było już południe kiedy zmęczony taszczeniem paczek przybyłem na miejsce.
- No nareszcie! - Roxolanne podbiegła, aby mnie przywitać. Popatrzyłem na nią przez chwilę zmieszany.
- To dla ciebie! - wyciągnąłem jeden z prezentów przed siebie, w jej stronę. Wokół nas nastała cisza. Zdziwiony spojrzałem na klacz i ujrzałem jej jeszcze bardziej zdezorientowany pysk. Po chwili usłyszałem cichy chichot, który stawał się coraz głośniejszy.
- Reamonn, głuptasie! Prezenty kładzie się kładzie się pod choinkę! - nagle obok Roxo pojawiła się Snow.
- Eh? - spojrzałem na nią. W końcu dotarły jednak do mnie jej słowa, ponieważ zabrałem prezent i schowałem pod pelerynę. - Przepraszam... - mruknąłem cicho.
- Nie szkodzi. W końcu to twoje pierwsze prawdziwe święta. - Roxolanne wystąpiła w mojej obronie.
- Gdzie mam je więc położyć? - spytałem. Lanne wskazała kopytem okazałe drzewko stojące pośrodku polany. Podszedłem bliżej i obejrzałem 'choinkę'. - Inaczej ją sobie wyobrażałem... - skomentowałem.
- Jeszcze nie ma bombek i światełek głuptasie! - Snow podbiegła do mnie. W pysku trzymała pudełko pełne kolorowych bombek. - Masz! Zawieś kilka!
- Okey... - powiedziałem delikatnie chwytając ozdobę i zawieszając ją na jednej z gałęzi. Spojrzałem na Snow. Ta uśmiechnęła się radośnie, kiwając głową. Widząc to sięgnąłem po resztę bombek. Kiedy je wieszałem, zauważyłem kontem oka Roxo wieszającą resztę po drugiej stronie drzewka.
Ubieranie choinki zajęło nam kilka godzin, tak, że gdy skończyliśmy było już ciemno. Oczywiście nie obyło się od przygód takich jak bombka, którą przez przypadek zamieniłem w gadającą czaszkę, czy zadań typu rozplątywanie Snow z łańcucha świątecznego. Drzewko jednak prezentowało się świetnie. Według mnie najładniejsza była duża gwiazda spoczywająca na czubku.



Roxolanne zniknęła na chwilę w domu. Po kilku minutach wróciła trzymając mnóstwo kolorowych paczek.
- Teraz możesz położyć swoje - powiedziała. Podszedłem więc i położyłem swoje prezenty obok reszty.
- Cieszę się, że mogę z wami spędzać te święta - powiedziała cicho Roxo napawając się widokiem drzewka.
- Właśnie! - krzyknęła Snow i zniknęła między drzewami. Zdziwiony patrzyłem na chyboczące gałęzie w miejscu gdzie przebiegła. Kiedy wróciła trzymała w pysku dziwny krzak.
- Jemioła... - powiedziała cicho Lanne. Na te słowa pegaz uśmiechnął się na tyle, na ile pozwalał jej trzymana w pysku roślina. Snow rozłożyła szeroko skrzydła i wzbiła się w powietrze kilkoma potężnymi machnięciami. Klacz zawisła ponad mną i Roxo. Pomachała kilka razy gałązką. Zdziwiony spojrzałem na Roxolanne stojącą naprzeciwko mnie. Coś tam było z tą jemiołą. A... no tak!
- To co? - uśmiechnąłem się.
- Może lepiej nie - powiedziała cicho patrząc w ziemię.
- Oj, no weź. Są święta! - powiedziałem zachęcając ją.
- No dobrze - powiedziała i przybliżyła swój pysk do mojego. Ja podszedłem bliżej i...
gorąco ją przytuliłem.
- Wesołych Świąt Roxo - powiedziałem zamykając oczy i jeszcze mocniej przytulając.


Od przywódczyni: Brawo, Rey. Słowa uznania za opowiadanie i dziękuję, że wziąłeś udział w konkursie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz