Utkwiłem wzrok w białej klaczy stojącej przedemną. Roxolanne chciała mi coś powiedzieć. Coś co widocznie kłopotało ją od dłuższego czasu. No właśnie, kłopoty. Czyż nie miałem ich nadto? Jeden doszedł tego samego dnia, w porze obiadowej. Wiedziałem, że kiedyś w końcu będę musiał przestać uciekać, stanąć w miejscu i odbyć bardzo długą rozmowę, aby się od wszystkiego uwolnić. Ten czas jednak jeszcze nie nadszedł.
- Ja też muszę ci coś powiedzieć... - zacząłem powoli niepewnym głosem. Kilka razy uderzyłem kopytem w ziemię, aby zdobyć dodatkową uwagę klaczy. Roxo spojrzała na mnie zdziwiona.
- Rey? O co chodzi? - spytała cicho i delikatnie.
- Erm... - zacząłem lekko speszony - znasz może jakiegoś dobrego architekta który odbudowuje starożytne kolosea? - wypaliłem na jednym tchu próbując ukryć się przed jej wzrokiem. Tak, to był mój dzisiejszy problem. Kiedy posiadam w sobie zbyt dużo emocji mam zdolność do niekontrowanego zabijania (o czym już się przekonaliście) i niszczenia. Tak więc, w kilku słowach: ROZWALIŁEM KOLOSEUM!
- Ah? - Lanne stała bez ruchu. Popatrzyłem na jej pysk i lekko się uśmiechnąłem. Powód był prosty. Oblicze klaczy w tym momencie mogło wyrażać tylko jedno, a mianowicie wielkie 'Co proszę?'. Po chwili jednak zaczęły docierać do mnie moje słowa, ponieważ jej wyraz twarz wrócił do normalnego. Głowa za to zaczęła opadać w dół z rezygnacją i politowaniem. Wokół zapanowała cisza. Spojrzałem na klacz spomiędzy grzywy. Gdy tak stała bez ruchu, podszedłem kilka kroków bliżej.
- Roxo... wszystko w porządku? - spytałem niepewnie.
- Zejdź mi z oczu! Jak mogłeś zrujnować całe wiekowe koloseum? Wiesz ile to lat historii zawierało? - klacz gwałtownie podniosła głowę i ryknęła. Podeszła bliżej do mnie, jej oczy płonęły furią. Instynktownie odskoczyłem kilka kroków na bezpieczną odległość. Tym razem nie była to jednak tylko złość. Można w niej było wyczuć drobną, ukrytą nutkę śmiechu i rozbawienia. Postanowiłem zaryzykować.
- Taaaa... zabrałem cała historię tego cudownego miejsca do grobu - mruknąłem i zacząłem się śmiać. W jednej chwili Roxolanne przestała parskać ze złością i popatrzyła na mnie. Przez chwilę był to wzrok politowania dla szaleńca. W końcu jednak złapała, żart i roześmiała się cicho.
- Ty to byś wszystko tylko niszczył i rozwalał - skomentowała rozbawionym głosem.
- A ty będziesz to po mnie naprawiać? - spytałem nonszalancko się uśmiechając.
- Jeszcze czego - prychnęła i stanęła tyłem do mnie, tak żeby mogła widzieć moją głowę.
- Nooo... właśnie... odbudujesz to koloseum? - spytałem miłym i uprzejmym głosem przybliżając się.
- Ta... nape... - już chciała zaprotestować, kiedy dotarło do niej o co mi chodziło. Z moją mocą i emocjonalnością muszę mieć miejsce, aby się odpowiednio wyżyć. W tym wypadku walka na arenie była najlepszym wyjściem. Kto wie do czego mógłbym się posunąć gdybym nie walczył przez dłuższy czas... - Tak! Zaraz postaram się kogoś znaleźć! - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę lasu machając ogonem na pożegnanie. Coś jednak podpowiedziało mi, że nie mogę ciągle uciekać. Muszę kiedyś zacząć rozładowywać spoczywające na moich brakach problemy. I najlepiej zacząć to teraz.
- Zaczekaj! - krzyknąłem i pokłusowałem w jej stronę. Klacz stanęła i odwróciła się.
- Hm? Coś jeszcze? - spytała zaskoczona. Stanąłem przed nią patrząc jej prosto w oczy.
- Tak. Co ważnego chciałaś mi powiedzieć?
<Roxolanne>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz