wtorek, 8 grudnia 2015

Réamonn CD Roxolanne 

To mogę przyznać. Zdziwiony byłem, i to bardzo. Ogromny smok o trzech głowach. W dodatku inni wydawali się liczyć na to, że mu pomogę. Co ja właściwie mogłem zrobić? Bezsensowne napieranie na głaz i tak nic nie dało. Odsunąłem się i oceniłem całą sytuację. Na oko głaz mógł ważyć mniej więcej tyle co 3 ogierów. Dodatkowo nie mogliśmy go tak po prostu przepchnąć. Przez chwilę nawet pomyślałem, że właściwie to chętnie dobiłbym tego smoka. I wtedy do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Oceniłem ponownie odległość. Obszedłem smoka, żeby znaleźć miejsce wolne od twardych, opalowych łusek. Zauważyłem jedno pod ramieniem. Wypowiedziałem kilka słów. Nad moją głową pojawiła się lanca. Precyzyjnie wycelowałem ją w pachę smoka. Wtedy najwyraźniej do Roxolanne dotarło co chcę zrobić, ponieważ rzuciła się w moją stronę krzycząc.
- STÓJ!!!!! - przerażona krzyknęła, kiedy wbiłem lance w smoka. Rozległ się potężny ryk, grzmot wstrząsnął doliną. Lanca siedziała po rękojeść w smoczym ciele. Co dziwne, nie wyciekała żadna krew. Smok padł bez tchu na ziemię. - CO ŻEŚ ZROBIŁ?! - podbiegła do mnie Roxolanne pełna furii z załzawionymi oczami. - Ty, ty...
- Hej, patrz... - zbliżyłem głowę i szepnąłem jej cicho do ucha. Pociągnąłem wyciągając broń ze smoka. Razem z ostrzem z ciała wydostał się też dziwny biały obłok, otaczając ostrze niczym świetlista aura. - Widzisz? - pokazałem jej lancę.
- Kukulkan? - spytała przez lzy. - To on?
- Yhym - uśmiechnąłem się łagodnie. - OD TURLAJCIE KAMIEŃ! - krzyknąłem. Kiedy reszta koni była zajęta spychaniem głazu ze skrzydła, które teraz nie czuło bólu ja stałem obok i przytulałem Roxo. Nigdy nie myślałem, że tak spanikuje. Gdybym jednak jej powiedział nie zgodziłaby się. Jestem nekromantą, mogę więc dowolnie zabierać i oddawać ciału duszę. Nawet teraz kiedy wszystko było dobrze, czułem jak klacz się trzęsie. Było to dziwne uczucie. Nigdy nikogo nie pocieszałem. Postanowiłem więc ją puścić pomóc reszcie.
Wspólnymi siłami zwaliliśmy kamień, potem zwróciłem smokowi duszę. Następnie nastąpiły czułe powitania kochającej się dwójki, a ja korzystając z okazji ewakułowałem się najdalej jak można. Na Cmentarz.
Siedziałem właśnie nad Gorącymi Źródłami oglądając bajeczny zachód słońca i delektując się szumem wodospadów, kiedy usłyszałem głośnie trzepnięcie skrzydeł i wesoły okrzyk.
- REEEY! - obok mnie zawisł w powietrzu ogromny, czarny, trzygłowy smok. Spomiędzy dwóch głów wyłoniła się kolejna, tym razem należąca do białej klaczy. Roxo uśmiechała się szeroko. - Przyszliśmy ci podziękować! - zawołała zeskakując ze smoka, który zleciał, aby delikatnie wylądować na skałach poniżej. Klacz podeszła bliżej i stanęła koło mnie.
- Widzę, że humor dopisuje - powiedziałem nie zwracając na nią uwagi, patrząc przed siebie.
- Hej, Hej, czemu od nas uciekłeś? - zapytała ciekawsko przybliżając się. - Wszyscy chcieli ci podziękować.
- Właśnie dlatego poszedłem - prychnąłem. - Nie lubię bezpośrednich kontaktów- A kto mnie niby dzisiaj przytulał? - spytała uśmiechając się. Przez chwilę zaczerwieniłem się, ale zdążyłem szybko się opanować. - Myślałem, że to pomoże. W końcu to ty tak zareagowałaś. Przecież wiedziałaś od początku, że...
- Że jesteś nemorantą i możesz... bla bla - przerwała mi zirytowana w połowie zadania.
- Nekromanta - poprawiłem, kładą duży nacisk na litery, które pomyliła. - Po co przyszłaś?
- Żeby ci podziękować. Mówiłam już - odpowiedziała.
- Nie ma takiej potrzeby - przewróciłem obojętnie oczami wciąż na nią nie patrząc.
- W-k-u-r-z-a-s-z m-n-i-e - klacz przeliterowała powoli dwa wyrazy. Nie widząc mojej reakcji schyliła się lekko, a następnie wybijając się z ugiętych nóg skoczyła na mnie spychając mnie ze skały. Poczułem, że tracę ziemię pod nogami, a jakieś 30 metrów podemną znajduje się jezioro.
- Waaaah! - jęknąłem, kiedy zacząłem spadać. Poczułem, że nademna leci lanne, kiedy w czasie spadania uderzyła mnie w kark swoim kopytem. - Ieeeeee! - z radosnym okrzykiem uderzyłem o taflę wody. Odgłos uderzenia i ból twardej powierzchni zaćmiły moje zmysły. Po chwili znalazłem się w niesamowitej krainie. Otoczony przez ciepłą wodę, nie mogąc zaczerpnąć powietrza przyglądałem się klaczy zanurzającej się wśród miliona bąbelków. Coś było nie tak... Było zbyt cicho, spokojnie, każda sekunda wydawała się coraz dłuższa. Nasze grzywy zasłaniały nam oczy, opadaliśmy w ciemną toń.
Kiedy poczułem brak powietrza machnąłem kilka razy kopytami, tak, że znalazłem się na powierzchni. Rozejrzałem się i kiedy zobaczyłem, że Roxolanne również się wynurzyła skierowałem się ku brzegowi. Kiedy stanęliśmy na skale cali mokrzy przyjrzałem się jej. Mokra grzywa i sierść były gładko ulizane do jej ciała. Nadal jednak przypominała siebie. Ja wręcz przeciwnie. Moja długa grzywa pokrywała całą moją głowę tak, że gdyby nie róg nie można by było odróżnić z której strony mam ogon. Peleryna za to spływała prosto na dół oblepiając moją prawą nogę. Roxo spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać.
- Ale wyglądasz!
- Idiotka - mruknąłem odwracając głowę.
- Dureń - skomentowała.
- Ja nie żartuję! Mam dosyć! Czemu wpychacie te swoje chrapy w to jaki jestem?! - wybuchłem. - Idę odpocząć. Zostaw mnie w spokoju - w tej chwili czułem się dziwnie. Moje ciało wypełniało tylko jedno pragnienie. Chciałem pójść do lasu i pozabijać wiele zwierząt. I to natychmiast.

<Roxolanne>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz