piątek, 11 grudnia 2015
Od Khaona do ...
Błąkając się beztrosko po łąkach i pagórkowatych terenach Środkowego Telrain' u, od czasu do czasu skubnąłem trochę trawy lub sięgnąłem do jeziora aby się napoić. Po drodze nie spotkałem żywej duszy, więc... bardzo dobrze! Takie samotne podróżowanie jest bardzo odprężające i relaksujące. Można pomyśleć, znaleźć trochę czasu dla siebie i tylko siebie.
Galopując swobodnie przez łąkę dotarłem do zagajnika gdzie postanowiłem się przespać i odpocząć przed dalszą podróżą. Znalazłem tam coś typu szałasu, który powstał po obaleniu się pnia sosny. Gałęzie zostały tam jakby ułożone w daszek. Ułożyłem kamienie w krąg i rozpaliłem małe, prymitywne ognisko. Zdejmując z siebie płaszcz w kolorze khaki rozłożyłem mapę i położyłem kompas na ziemi.
Zapadał zmrok. Znużony dniem posprzątałem po sobie. Położyłem się spać. Padłem jak zabity- zasnąłem kamiennym snem.
Gdy obudziłem się rankiem, zebrałem się na dalszą wędrówkę. Obmyłem pysk w pobliskim jeziorze i przekąsiłem trochę trawy. Ruszyłem dalej. Nagle usłyszałem głośne rżenie koni. Tabun biegł prostopadle do mnie...
<Jakis ktoś?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz