Powoli schodzili ze szczytu góry. Słońce leniwie znikało za horyzontem, i tak jak wcześniej wspomniała Snow, zaczynał panować półmrok. Oboje musieli szybko dojść na polanę w pobliżu stada, aby zobaczyć jak Roxolanne wznosi na niebo księżyc. Z tym oczywiście wiązała się jakaś ceremonia, o której Darwen kompletnie nic nie wiedział, lecz był jej ciekaw.
Przez las praktycznie cały czas galopowali. Zrobili tylko raz krótką przerwę, aby odsapnąć. Po chwili jednak znów wpędzili się w dziki galop. Czasami Darwen rzucał Snow Flame ukradkowe spojrzenia, aby ta przyspieszyła. Gdyby wykorzystał swoją prawdziwą szybkość, już dawno byliby na łące. Kiedy zatrzymali się, aby móc odsapnąć klacz była już bardzo zmęczona, a wiadomo, że skrzydła jednak też swoje warzą.
- Snow, jak chcesz to leć, ja na Ciebie zaczekam na miejscu - zaproponował ogier.
Pegaz lekko uniósł brew i spojrzał się wymownie na kompana.
- Jasne...
- A chcesz się przekonać?
- Stawiam moją najlepszą porcelanę, że nie zdążysz przede mną. Ba! Dorzucę nawet jeden rubin - mówiła klacz.
- Ok, ale jeżeli ja przegram, będę Ci winny kolację w najlepszej restauracji w Bassalcie - dodał ogier.
Snow ewidentnie kusiła los.
Po chwili ustalili jednak wszystkie zasady dotyczące wspólnego zakładu.
- Do startu, gotowi, START! - krzyknęła klacz wzbijając się w powietrze.
Nim ona machnęła trzy razy skrzydłami, Darwen był już na miejscu. Na Snow czekał co najmniej 4 minuty. Kiedy wylądowała, ze nieukrywanym zdziwieniem patrzyła na ogiera. Nie dowierzała, że taki ktoś jak on mógł ją pokonać.
- No to gdzie moja wygrana - szturchnął przyjacielsko klacz z wielkim uśmiechem na pysku.
<Snow Flame?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz