Gdy wypili sok, ruszyli z powrotem w stronę drzwi. Wyszli z Bassaltu i powoli kierowali się do stada. Podczas spaceru miało zdarzyć się coś, co już na zawsze miało zmienić świat klaczy. Mianowicie gdy szli lasem, nie stąd ni zowąd prosto z nieba spadła przed nich biała postać.
- Boże, nic Ci ie jest? - zapytała przejęta Snow.
- Jaki tam Boże? - uśmiechnęła się nieznajoma klacz. - Nic mi nie jest. Dzięki. - patrzyła w dół. Flame znała skądś ten głos. Co prawda brzmiał teraz jakby był przeprowadzony przez jakieś przesłodzone sito, ale był bardzo podobny. Zmierzyła klacz wzrokiem. Czy to możliwe, aby była to jej siostra? Eleanore jaką znała, była zwykłym karym koniem z runami na całym ciele, a dziewczyna która stała przed nią była siwa.. wręcz cremello o dwóch parach skrzydeł, z długą grzywą pozaplataną w niedbałe warkoczyki i wlekącym się za nią ogonem. Jedyna rzecz, jaka wskazywała jakiekolwiek podobieństwo tych dwóch klaczy, to błękitne runy rozciągające się po jej bladym ciele.
Dopiero, gdy spojrzały sobie w oczy, wszystko stało się jasne. Snow mocno przytuliła zdezorientowaną klacz.
- Eleanore! To na prawdę Ty! - krzyknęła przez łzy.
- Hę? Skąd wiesz jak mam na imię? - biała klacz odsunęła się na bezpieczną odległość.
- T-ty przecież jesteś.. Madame.. Eleanore.. Isabelle?
- A ja się pytam: skąd mnie znasz? - zapytała niczego nieświadoma. Czyżby straciła pamięć? Właśnie wtedy do rozmowy dołączył Darwen.
Darwen? Ale namieszałam :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz