- Ale nie ukrywam, że będzie ciężko. - westchnęła przyglądając się ranie klaczy.
-Dobrze. Rób coś. - ponaglił ją Reamonn.
- Musisz mi pomóc. - spojrzała na niego poważnie.
- K-kto? Ja? - rozejrzał się dookoła i w końcu wskazał siebie.
- Tak, Ty. - odpowiedziała i pokazała mu źródło w głębi jaskini. - Umyj pysk i kopyta. - rozkazała.
Przez najbliższe dwie godziny, Rey zamienił się w typowego chirurga. Podnosił, przytrzymywał, przemywał ranę, podawał narzędzia, zmieniał kroplówkę, pomagał zszywać, zawijał, odwijał. Snow Flame korzystając z okazji, jaka jej się przytrafiła, postanowiła zbadać również złamaną kiedyś pęcinę Roxo, która nawet wtedy nie udała się do niej. Zawsze wszystko rozwiązywała magią, ponieważ nienawidziła i widoku krwi i lekarzy. Nienawidziła oczywiście tylko zawodu Snow, ponieważ samą klacz kochała jak siostrę. Tak więc Reamonn przy rentgenie służył za żywą podpórkę i sądząc po liczbie wykonanych zdjęć, gdyby nie ważący tonę fartuch ochronny, promieniowałby bardziej niż elektrownia w Czarnobylu.
Kiedy skończyli, Roxo wyglądała jak weteran obu wojen, gdyż jeszcze jej cała jak dotąd biała sierść była pokropiona i pomalowana ciemną krwią nie wspominając o grzywie. Co gorsza, ciągle się nie budziła. Gdy 'chirurdzy' spojrzeli na niebo, już dawno nie było na nim słońca.. ani księżyca.
- I co teraz? - spytał ostrożnie
- Jeśli się obudzi, to powinno się udać. - westchnęła Snow. - Z nią całą ogólnie w porządku. Gorzej z tym, że straciła bardzo dużo krwi. Podaję ją jej w kroplówce, ale nic nie gwarantuję. - oznajmiła poważnym i zatroskanym głosem.
- A jakie są szanse?
- Trudno powiedzieć, każdy przypadek jest inny. Dwadzieścia, może trzydzieści procent. - powiedziała poważnie.
Ogier nie mógł uwierzyć. Tyle pracy i zachodu dla.. dwudziestu procent? Tyle czasu, sił.. Ale zaraz uświadomił sobie, że gdyby istniał choć jeden procent, Snow zrobiłaby absolutnie wszystko, aby ratować Lanne, a Lanne zrobiłaby dosłownie wszystko, żeby ratować jego. Taka już była od zawsze. Nic dziwnego. Oddałaby życie nawet za najgorszego wroga.
- Dlaczego ona to zrobiła? Dlaczego zupełnie się nie uleczyła? - zapytał
- Bo robi wszystko na własne kopyto. Była osłabiona po tym dużym zaklęciu. Nie była w stanie uleczyć rany tak, jak zwykle, więc tylko ją zatamowała. Na pewno miała nadzieję, że to wystarczy i gdy już powróci do pełni sił, sprawi, że skaleczenie zniknie. Zamiast tego była coraz słabsza, aż w końcu na tyle, że magia puściła. Z szyi poleciała krew, a ona widząc krew zemdlała. Już nie dała rady wstać i się obudzić. Znaczy.. Tak myślę. - wyjaśniła.
Z pokoju obok usłyszeli czyiś kaszel. Pacjentka się obudziła.
Reamonn?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz