- I gdzie zamieszkasz..? - spytałem. Wadera zamilkła. Popatrzyła się przez chwilę pośród drzewa i zmarszczyła brwi. Chyba się nad czymś mocno zastanawiała.
- Gdzieś z daleka... od innych... - powiedziała cicho i ułożyła głowę między łapami.
- Nie przesadzasz? - zaśmiałem się cicho. Roxo tylko głośno westchnęła.
- Nie... tak już będzie - mruknęła cicho smętnym głosem. Wyciągnąłem jedną łapę i ułożyłem ją na jej sierści. Gdy nie zareagowała przeczesałem delikatnie jej włosy. Były niesamowicie puszyste. Zachęcony ciepłem schyliłem się i zatopiłem pysk w jej futrze.
- Jak więc mogę to naprawić? - mruknąłem cicho, zamykając oczy. Westchnąłem z radością, czując zapach jej futra.
- Mówiłam już. Potrzeba prawdziwej miłości... - uśmiechnąłem się, kiedy wadera nie zareagowała na moje działania.
- Tu jej nie znajdziesz - zaśmiałem się cicho.
- Uh? - wilczyca uniosła pysk i spojrzała na mnie.
- Ja nie umiem kochać. Po prostu jesteś moją zabawką - stwierdziłem fakty i zacząłem bawić się jej sierścią.
- Przywaliłabym ci, ale dzięki - na jej pysku pojawił się delikatny, wymuszony uśmiech.
- Ah, Roxu... - mruknąłem i zaśmiałem się pod nosem. Lubiłem ją jako wilka. Możliwość ujrzenia jej, jako rządnego krwi drapieżnika była interesująca. W momencie, kiedy obaj byliśmy zmuszeni do zabijania, ja z moimi umiejętnościami czułem się wyższy.
- Czy ty nigdy nie miałeś... - wilczyca znowu odwróciła ode mnie głowę i ułożyła ją na powrót między swoimi łapami.
- Doła? - mruknąłem, przytaczając znany nastolatkom tekst.
- Może... - poczułem jak napręża się, kiedy polizałem jej sierść. Widząc jej reakcje uśmiechnąłem się szeroko i podniosłem.
- To co, zbieramy się? - spytałem, otrzepując się z ziemi.
- Mam doła... - jej głos był lekko przytłumiony poprzez łapy, którymi zakrywała pysk.
- Tshhhhh - zachichotałem pod nosem. Podniosłem łapę do góry i delikatnie oblizałem pazury. - Będzie dobrze - podszedłem do niej. Delikatnie złapałem ją za ucho i pociągnąłem. Ona jednak tylko pomachała skrzydłami, tak abym zostawił ją w spokoju. Uśmiechnąłem się szerzej i ugryzłem waderę tak mocno, że podskoczyła do góry.
- Waaah! - Roxolanne podskoczyła do góry i złapała się za ucho. - Wiem, że wilki jedzą mięso, ale chcesz odgryźć moje ucho?!
- Zapomnij, pewnie jest brudne - zaśmiałem się i uchyliłem, aby uniknąć jej ciosu. Kiedy nie usłyszałem przelatującej nad moją głową łapy, otworzyłem oczy. Przyjrzałem się jej. Stała, pośród księżycowego światła, smętnie przyglądając się drzewom. Delikatny nocny wiatr rozwiewał jej sierść, lecz ona trwała bez ruchu. Spojrzałem na jej pysk. W tamtej chwili Roxolanne mogła zastanawiać się, smucić lub złościć. Jej twarz po prostu nie miała wyrazu. Zaśmiałem się cicho. Mimo, że Lanne nigdy nie miała wyrazu twarzy, jej serce zawsze przepełniało tyle uczuć. Ja natomiast byłem najlepszy w mimice, a moja zapieczętowana dusza pozostawała biała. - Nad czym się tak zastanawiasz, Pani? - zażartowałem, podszedłem do niej i lekko ukłoniłem.
- Kiedy stracę kontrolę... Ja naprawdę nie chcę zabijać... - odparła, nawet na mnie nie spoglądając.
- Chcesz zasugerować, że pragniesz krwi, jak wampir? - podszedłem do niej.
- I jak ty - wadera pokiwała głową. Stanąłem przy niej i oparłem się o nią, zatapiając w tę wyjątkowo długą i puszystą sierść. Złościło mnie, że Roxolanne była ode mnie większa, zarówno jako koń i jako wilk. W postaci konia było to mało widoczne, zaledwie kilka centymetrów, ale jako wilk była wyższa o głowę. Uniosłem łapę i otworzyłem pysk. Delikatnie złapałem ją w zęby, czując na skórze dotyk ostrych kłów. Zacisnąłem szczęki i poczułem rozchodzące się po mojej łapie ciepło. Przymrużyłem oczy i nie wypuszczając łapy zacząłem zlizywać własną krew. Przeszedłem kilka kroków do przodu, delikatnie utykając na zranioną łapę i stanąłem na przeciwko niej.
- Tak więc ja będę zabijać dla ciebie, jak Delta i przynosić ci zdobycz, Alpho... - uśmiechnąłem się i zbliżyłem swój pysk. Gdy tylko dotknąłem jej odpowiednika, zmusiłem ją do wypicia krwi. Wilczyca przez chwilę stała bez ruchu, w końcu zaczęła się wyrywać. Uniosła jedną z łap i uderzyła mnie w brzuch, odpychając mnie od siebie. Przeleciałem kawałek w powietrzu i uderzyłem w ziemię. Z cichym stęknięciem podniosłem się i spojrzałem na nią. Na moim zakrwawionym pysk pojawił się perfidny uśmiech, a moje brudne od czerwone substancji włosy zaczęły przylepiać się do futra. Podniosłem się lekko i oparłem na łokciach, starając się oszczędzać zranioną nogę.
- Reamonn... - warknęła zarówno przestraszona jak i zła wilczyca, próbując wytrzeć krew ze swojego białego futra. Niestety bez skutku.
- Przez chwilę sprawiałaś wrażenie, jakby ci się to podobało~ - zaśmiałem się pod nosem. Podniosłem się z ziemi, cały brudny i pokuśtykałem do niej, otrzepując się z ziemi. Roxolanne prychnęła i odwróciła ode mnie wzrok. - A co powiesz na to, żebyśmy się umyli z tego brudu? Niby jestem wilkiem, ale nie mam ochoty się wylizywać
- Tak robią koty - skomentowała moja wiedzę wadera. Po chwili odwróciła się do mnie i spojrzała mi w oczy. - Rey... ja...
- Uh? - spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się przepraszająco, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Ja proszę cię... nie rób tego więcej... - powiedziała cicho i zwiesiła głowę. Ruszyliśmy wolnym krokiem przez las.
- Co masz na myśli? - spojrzałem na nią, optymistycznie gestykulując.
- Ciebie nie do się załamać, co? - uśmiechnęła się delikatnie wilczyca.
- Nooope - zaśmiałem się cicho. Chyba zawsze już będę takim radosnym i wrednym zwierzakiem.
- Szkoda. Teraz ja nie będę mogła cie pocieszyć - zaśmiała się wadera, próbując naśladować mój uśmiech. Zaczęło już jej odwalać po byciu wilkiem, czy chciała się zniżyć do mojego poziomu. Utykając poczłapaliśmy się dalej, bez słowa. Byłem zadowolony, że nie przejmowała się tak bardzo moją raną. Albo może po prostu tego nie okazywała.
<Roxolanne>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz