piątek, 8 stycznia 2016

Od Reamonn'a C.D. Roxolanne

Nagle usłyszałem jak ktoś kaszle w pokoju obok.
- Zaczekaj - powiedziałem, przerywając jej machnięciem kopytem. Klacz zrobiła zdziwioną minę. Ja natomiast pokazałem jej żeby była cicho. Snow Flame bezgłośnie pokiwała głową. Ruszyłem powoli w stronę drzwi. Stanąłem pod nimi i wziąłem głęboki oddech. Pchnąłem lekko drzwi, a te otworzyły się do wewnątrz. Zajrzałem do środka. Był to typowy pokój dla pacjentów. Znajdowało się w nim kilka szafek, malutki stoliczek, na którym stało wazon ze świeżymi kwiatami. Ogromne okno było do połowy zasłonięte bordowymi firankami w koty. Pośrodku pokoju stało ogromne łóżko. Na łóżku natomiast siedziała biała klacz. Jej śnieżna grzywa była w kompletnym nieładzie. Spojrzałem badawczo na jej szyje. Chociaż sam mógłbym biegać i z większą raną, widzenie u niej szwów wywołało u mnie dreszcze.
- Uh? - Roxolanne najwyraźniej zauważyła moją obecność, ponieważ lekko uniosła głowę i zamrugała.
- Erm... jak się czujesz? - spytałem, podchodząc kilka kroków bliżej do łóżka.
- Co się stało? - spytała zdziwiona klacz. 
- Powinienem cię teraz skrzyczeć, wiesz? - mruknąłem cicho siadając koło niej na łóżku. Oparłem się o jej bok i uśmiechnąłem, zamykając oczy.
- Ale co się stało? Czemu jestem u... - Roxo na chwilę zamilkła i rozejrzała się badawczo po pokoju. - Snow Flame?
- No wiesz... - mruknąłem cicho i przejechałem chrapami po jej szwach. Klacz odskoczyła zdziwiona.
- C-co... robisz?! Wytłumaczysz mi w końcu o co chodzi? - spytała, już bardziej podniesionym głosem. Spojrzałem na nią nadal się uśmiechając. Operacja trwała całą noc i pół dnia. Niedługo będzie się ściemniać. Ciekawe, czy dzisiaj na niebie ujrzę księżyc...

Delikatne, późno-popołudniowe słońce wpadało do pokoju przez czyste okna. Widziałem mój cień. Ciągnął się przez pokój i kończył pod kopytami klaczy. Jej oblicze było całe oświetlone. Widziałem, jak mrużyła oczy, próbując patrzeć na słońce.
- A czy to ważne? - spytałem cicho i zamknąłem oczy, wciąż się uśmiechając. - Przeszłości nie zmienisz. Po co więc ona? Licz się to, co tu i teraz - szepnąłem i odwróciłem głowę w stronę okna. Pozwoliłem by promyki tego ciepłego słońca musnęły i mój pysk.
- Czego ty właściwie chcesz? Czego chcesz odemnie? - spytała podchodzą i z powrotem zajmując miejsce koło mnie na łóżku. Ja natomiast odwróciłem się do słońca i oparłem o jej plecy. - Tyle problemów, tyle zmartwień, tyle oblicz...
- Sam nie wiem. Lubię to, co jest teraz. Lubię, kiedy jesteś koło mnie. Lubię to co było, lubię zabijać. I jedno wiem. Będę lubić to co będzie - powiedziałem i optymistycznie się uśmiechnąłem.
- Jesteś trochę jak dziecko - skomentowała moje zachowanie klacz. - Jesteś kapryśny, radosny i zawsze szukasz sposobu, aby się zabawić - słysząc jej słowa zaśmiałem się cicho.
- Możliwe... - mruknąłem, nadal się śmiejąc.
- Jesteś również jak potwór - kontynuowała, ignorując mnie. - Lubisz zabijać, nikt cię nie obchodzi.
- Bo to prawda - przerwałem jej. - Jestem dziwny. Sam siebie nie rozumiem. Ale to prawda. Nikt mnie nie obchodzi, nawet ty. Jesteście dla mnie niczym zdobycz. Jednak cieszę się, że jesteś tutaj.
- To chyba jednak cię obchodzę - klacz cicho się zaśmiała.
- Nieeeeeee... - parsknąłem i położyłem się na łóżku.
- Hej! Nie rób sobie ze mnie poduszki! - warknęła klacz, jednocześnie się uśmiechając i wstała.
- Co jest? - mruknąłem łapiąc ją za ogon.
- Nie będę się kisić w tym pokoju - powiedziała i wyrwała się. - Znam przepiękne miejsce, z którego można oglądać wschód księżyca. Poleżę tam sobie. Ale nie wiem, czy pozwolę ci pójść ze mną, nawet gdybyś chciał - kierowała się do drzwi, wymawiając te słowa, tak jakby czekała na moją reakcję.
- A niech cię Roxo! - prychnąłem wstając z łóżka i ruszyłem za nią. - Tylko oby to nie było za daleko! - po chwili znaleźliśmy się w holu gdzie czekała Snow Flame. Pegazica ucieszyła się widząc klacz pełną życia. Podeszła do niej, chcąc sprawdzić szwy, lecz Lanne wyrwała się jej, szybko nakładając płaszcz. Uśmiechnąłem się przepraszająco i sięgnąłem po mój. Na szczęście Snow udało się zaradzić plamom krwi i był teraz niczym nowy. Zapiałem go pod szyją, poprawiając dużą broszę i ruszyłem żeby otworzyć drzwi.
- Mmmm... jakie świeże powietrze... - szepnęła klacz wychodząc. Pokiwałem głową. Sam tez miałem dosyć zapachu tych najróżniejszych maści i innych środków.
- To wio? - spojrzałem w jej stronę, szarmancko się uśmiechając.

<Roxolanne>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz