wtorek, 5 stycznia 2016

Od Reamonn'a C.D. Roxolanne do Snow Flame

- Roxolanne! - w jednej chwili poderwałem się z ziemi i skoczyłem w jej kierunku, podtrzymując ją skrzydłami. Odetchnąłem z ulgą i delikatnie się położyłem. Uważając, by nie uderzyła o ziemię ułożyłem klacz na swoim boku. Zbliżyłem pysk do jej szyi. Gdy poczułem słodką woń krwi skrzywiłem się. 'Muszę zachować kontrolę nad sobą' powtarzałem w myślach. Delikatnie odgarnąłem grzywę Roxo i przyjrzałem się ranie. Było to długie, obficie krwawiące przecięcie wzdłuż szyi. Spojrzałem na przecięcie okiem specjalisty. Nie widać, zęby jakieś ograny były uszkodzone, więc sama rana była nieszkodliwa. Jednak przy tak dużym rozcięciu klacz mogła w szybkim czasie stracić dużo krwi. Przekląłem cicho pod nosem. Czemu tak idiotka szła aż tutaj z taką raną? Nie zdążę zanieść jej do Snow Flame, a samej też jej nie zostawię bo drapieżniki wyczują woń krwi. Przyjrzałem jej klatce piersiowej. Klacz głęboko oddychała, widać, że musi walczyć o każdy oddech. Jakim cudem tak szybko jej się pogorszyło? Przejechałem chrapami wzdłuż jej rany. Poczułem dziwną magię wokół jej rany. Pewnie musiała użyć jakiegoś zaklęcia, aby zatrzymać krwawienie i ból na jakiś czas. Przyjrzałem się ponownie głowie klaczy.

'Tylko mnie kochaj. Tak, jak ja ciebie'

A jak tym nie kochasz? Uśmiechnąłem się. Nie umiem kochać. Nie będę kochać. Nie zamierzam jednak jej w tym przeszkadzać. Nie zamierzam też, aby mnie opuszczała. Dzięki niej mam w końcu jakąś różnorodną rozrywkę. Schyliłem się i pogładziłem jej pysk.
- Wytrzymaj jeszcze trochę - szepnąłem i spojrzałem w dół. Pod nami znajdowała się kałuża świeżej krwi. Przyłożyłem pysk do płynu i nabrałem go w pysk. Następnie zbliżyłem się do klaczy. Uniosłem jej głowę tak, aby się nie zachłysnęła i przyłożyłem mój pysk do jej. Zmusiłem ją do wypicia i przełknięcia krwi. Potem przyłożyłem pysk do rany i 'wyssałem' trochę krwi, aby zatamować krwawienie, a następnie wylizałem jej futro. Ponownie przyłożyłem mój pysk do jej zmuszając ją do wypicia krwi. Powtarzałem tą czynność kilka razy, aż w końcu wstałem. Odpiąłem mój piękny płaszcz i owinąłem nim szyję klaczy mocno związując. Następnie wciągnąłem Roxolanne na mój grzbiet i ułożyłem tak, aby nie spadła. Rozłożyłem szeroko skrzyła, wpatrując się przed siebie. Nie liczyłem, że z nią na plecach mi - początkującemu pegazowi, uda się daleko przelecieć. Warto jednak było przyśpieszyć te kilka metrów. Wziąłem rozbieg i z silnym machnięciem skrzydeł oderwałem się od ziemi wzniecając za mną chmurę kurzu. Gdy tylko złapałem równowagę ruszyłem przed siebie, nabierając prędkości. W czasie lotu poczułem jak ciepła ciecz spada mi na plecy - znak, że płaszcz jest już cały nasiąknięty, muszę się śpieszyć.

Po godzinie lotu, gdy byłem już ekstremalnie zmęczony ujrzałem wybawienie - dom Snow Flame. W jednej chwili zacząłem spadać na ziemię. Z trudem wyhamowałem lądując na nogach. Ciężko dysząc podbiegłem i zapukałem do drzwi domku. Zapukałem...raczej zawaliłem. Usłyszałem odgłos krzątającej się klaczy. Po chwili drzwi domku otworzył się a w nich stanął dobrze mi znany pegaz.
- Reamonn? - spytała trochę wystraszona, ponieważ od leżenia w krwi mój cały prawy bok był czerwony.
- Nie mamy czasu. Musisz jej pomóc! - krzyknąłem wbiegając do domu, taranując Snow i kładąc Roxolanne na sofie.
- Boże... - jęknęła cicho pegazica gdy spojrzała na Roxo. Przypatrywała się jej przez chwilę, a następnie spojrzała na mnie. - Co jej zrobiłeś?!
- Ja? Nic! - krzyknąłem, broniąc się. Chwila... skąd ona właściwie to ma. W tej chwili przypomniało mi się, jak rzuciłem w nią lancą. - Może to wted... Zresztą nieważne! Dasz radę jej pomóc? - spytałem, patrząc jak klacz odwija płaszcz.
- Woah. Niezła rana - mruknęła. - Sądzę, że tak.

<Snow Flame>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz