niedziela, 17 stycznia 2016

Od Reamonn'a C.D. Roxolanne

- Zamknij się! - krzyknąłem pół-zirytowanym głosem, pół-roześmianym. Czy ona zawsze musiała się wymądrząc w takich momentach?
- Uh... Nngh! - bez zastanowienia przyłożyłem pysk do pyska klaczy i pocałowałem ją. Przez kilka sekund Roxolanne wlepiała we mnie swoje zdziwione oczy. Kiedy w końcu zrozumiała co się dzieje zaczęła się wiercić, próbując mnie odepchnąć. Zaśmiałem się na tyle, na ile pozwalał mi pocałunek i popchnąłem ją w stronę fontanny. Poczułem jak klacz potyka się o brzeg kamiennego murku i leci do tyłu. Ja oczywiście, siłą rzeczy poleciałem za nią i obydwoje wpadliśmy do fontanny. Po placu poniosło się głośne 'Plusk!' i zdziwione głosy koni. Woda nie była zbyt głęboka, więc sięgała Roxolanne tylko do połowy brzucha. Powoli otworzyłem oczy i spojrzałem na klacz. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie zaskoczonymi, a potem zatroskanymi spojrzeniami. Przejechałem wzrokiem wzdłuż głowy Lanne. Jej grzywa falowała w wodzie. Klacz mrugała od czasu do czasu, ponieważ woda chlapała jej w oczy. Rozłożyłem swoje skrzydła, żeby zakryć nas od wody i spojrzeń innych. Uśmiechnąłem się swoim złośliwym uśmieszkiem.
- Szkoda, że siebie teraz nie widzisz - powiedziałem, z pozoru słodkim głosem, żartując sobie z jej wyglądu. Na pysk klaczy pojawił się duży grymas.
- Złaź! Ciężki jesteś! - warknęła klacz i kopnęła mnie w brzuch.
- Auf! - krzyknąłem, zduszonym głosem i złapałem się za brzuch, jednocześnie wyskakując z fontanny. - To był coś poniżej pasa! - zawyłem, robiąc obrażoną minę.
- Ale zadziałał - powiedziała klacz z figlarnym uśmieszkiem, podnosząc się do góry. Stanęła obok mnie kulącego się na chodniku i wycisnęła wodę ze swojej grzywy. Gdy ból trochę ustąpił podniosłem się i pomachałem skrzydłami, ale je również osuszyć.
- Wracam do domu! - rzuciłem obrażonym głosem. Miałem nadzieję, że znajdę tam jakieś tabletki przeciwbólowe.
- Nie przesadzaj - mruknęła klacz. - Przecież nie uderzyłam cię tak mocno!
- Ale mnie nie boli brzuch!
- To co? - zdziwiła się Roxo.
- Emm... em... skrzyowa! - krzyknąłem głosem pełnym wyrzutów w jej stronę. Po chwili, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co właśnie powiedziałem, uderzyłem się skrzydłem w głowę. - Aww... głowa...
- Hmph! Ahaah... - zaśmiała się cicho klacz, zasłaniając pysk kopytem. - Chodź symulancie, pójdziemy gdzieś jeszcze - powiedziała tajemniczym głosem.
- Do szpitala... - zawodziłem dalej.
- Co ci tym razem? - spytała rozbawionym głosem.
- Umieeeeeram! - podszedłem do niej i oparłem głowę na jej plecach dając jej tym wymowny znak, że nie dam rady sam chodzić.
- Cichaj - mruknęła pod nosem Lanne i zepchnęła mnie ze swojego grzbietu. Ruszyła wolnym krokiem w stronę jednej z odchodzących od placu uliczek. Nie miałem wyjścia jak iść za nią. W końcu sam i tak bym się zgubił.



Szliśmy powoli jedną z uliczek Doliny Królów. Czasami napotykaliśmy mijające nas konie, lecz im dalej zagłębialiśmy się w labirynt uliczek, tym było ich coraz mniej. Brzuch przestał mnie już boleć, więc mogłem iść wyprostowany obok Roxo. Ciekawe co ona sobie myślała.
- Ej... Roxuś! - zacząłem zawodzić znudzonym głosem w jej stronę. Spojrzałem na jej pysk. Na czole klaczy zapulsowała jedna żyłka.
- Co? - rzuciła od niechcenia.
- Gdzie idziemy~? - przybliżyłem się do niej. O dziwno nie odsunęła się, ani mnie nie odepchnęła. Punkt dla mnie.
- Dokadś... - rzuciła zniecierpliwionym głosem. Punkt dla Roxo.
- Tsh. Jeszcze się złościsz? - zaśmiałem się pod nosem.
- Za te twoje śpiewy, za pocałunek, cz za to że jestem mokra? - trudność za jaką wymówiła słowo 'pocałunek' wywołała jeszcze większy uśmiech na moim pysku.
- Hmm... - zastanowiłem się, teatralnie podpierając pysk skrzydłem. - Za wszystko
- A jaką odpowiedź chciałbyś usłyszeć? - powiedziała Lanne, skupiona bardziej na wybieraniu drogi, niż na rozmowie ze mną.
- Że jesteś - odparłem po chwili zastanowienia.
- Czemu? - zdziwiła się klacz, poświęcając mi trochę więcej uwagi.
- Bo mógłbym cię pocałować na przeprosiny? - to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie. Spojrzałem na klacz z szarmanckim uśmiechem. Kilka sekund później, wykonałem zwinny unik, uciekając przed próbującym ponownie mnie trafić kopytem Roxolanne. Gdy ta warknęła i zmrużyła oczy, widząc, że nie udało jej się mnie trafić, zaśmiałem się cicho.
- Chodź i nie gadaj - ucięła naszą rozmowę i bez słowa ruszyła biegiem wzdłuż uliczki. Nie chcąc stracić jej z oczu pobiegłem za nią. Po kilkunastu minutach wyczerpującego biegu dotarliśmy do wzgórza, na brzegu miasta. Spojrzałem na nocną panoramę rozświetlonego miasta i wziąłem głęboki oddech. Zawsze jakoś miałem słabość do takich widoczków.



Roxolanne podeszła do stojącej przed nami huśtawki i zachęcająco uderzyła w nią kopytem. Wpatrywałem się jeszcze chwilę w widok, a następnie usiadłem obok niej. Drewno zaskrzypiało pod nami.
- Wooah - powiedziałem cicho.
- Pięknie nie? - spytała klacz. Cały czas wodziłem wzrokiem po rozświetlonych uliczkach, będąc pewien, że klacz nie patrzy się na panoramę, lecz na mój pysk.
- Aż chce się tutaj zamieszkać... - westchnąłem cicho.
- Nie, nie mój drogi. Musiałbyś Bogiem zostać żeby tu zamieszkać - odpowiedziała rozbawionym głosem.
- A jak oni wszyscy tu mieszkają? - spytałem, pokazując skrzydłem chodzących w świetle latarni mieszkańców.
- Oni już tu byli, kiedy bogowie się tutaj osiedlili. Są nieśmiertelni, nie mogą jednak stąd wyjechać
- Trochę jak więzienie... - ponownie westchnąłem.
- Cały świat jest jak więzienie. Nie możesz się od niego uwolnić. Nawet po śmierci
- Założysz się, że nie? - na moim pysku na powrót pojawił się figlarny uśmiech, kiedy na nią spojrzałem.
- Co zamierzasz zrobić? - klacz przyjrzała mi się podejrzliwym wzrokiem. Zaśmiałem się cicho pod nosem i popchnąłem ją delikatnie na huśtawkę, tak, że upadła na grzbiet, a ja na nią.
- Dać ci chwilę wolności? - przyglądałem się niepewnemu wyrazowi twarzy klaczy, podczas gdy na mojej nadal tkwił mój uśmiech. Po chwili jednak klacz również się uśmiechnęła i spojrzała mi prosto w oczy.

<Roxolanne>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz