środa, 13 stycznia 2016

Od Reamonn'a C.D. Khaon


Odszedłem od domu ogiera żwawym krokiem. Opuściłem głowę, pozwalając, aby grzywa zasłoniła mój pysk. Prychnąłem cicho i zaśmiałem się, a na moim pysku pojawił się perfidny uśmieszek. Myślał, że mnie to ruszy? Dobre sobie. No, dobra. Spojrzałem na niebo, mrużąc oczy gdy mój wzrok zetknął się z ogromnym, świetlisto-żółtym krążkiem. Od południa nie minęło dużo czasu. Podniosłem głowę i nabrałem głęboko powietrza.
- Co za gbur - zaśmiałem się pod nosem. - Ahh, czyli znowu będę się dzisiaj obijał? - przez to miałem oczywiście na myśli całodniową walkę na arenie, aż do braku mocy. Mogę też ewentualnie wpaść do Roxo i sprawdzić czy nie potrzebuje w czymś pomocy. 'W czymś', czyli w rozwalaniu jej domu. - Domu... - zastanowiłem się na głos, wpatrując się przed siebie. Miałem wrażenie, że o czymś zapomniałem. - No tak! - uderzyłem się skrzydłem w czoło. Nadal nie odkupiłem jej tych głupich drzwi. Jak ostatnio u niej byłem, zasłoniła wejście czerwoną kotarą, która pewnie nie jest zbyt szczelna. Jeśli o mnie chodzi, to najchętniej bym jej to wejście zamurował, razem z nią w środku. Na myśl o tym pomyśle lewa strona moje pysk powędrowała w górę, wykrzywiając się w uśmiechu. Tylko... z kim by tu pójść na zakupy? Roxo? Nie. Będzie narzekać. Snow Flame? Będzie tylko łazić po straganach. Kogo jeszcze na tyle dobrze znałem... Alexia? To chyba nie najlepszy pomysł. Więc został tylko... aahhhh... Nie chce mi się tam wracać. Z głośnym westchnieniem podniosłem swój tyłek z trawy i powlekłem się z powrotem do dobrze mi znanej chatki.

- Puk, puk! - zawołałem, stając przed drzwiami. Nagle ze środka usłyszałem odgłos tłuczonego szkła.
- Co jest? - drzwi otworzył lekko poirytowany, dobrze mi znany brązowy ogier. Nie wyglądał na ucieszonego, czy zaskoczonego moją wizytą. Kiedy zauważyłem coś dziwnego w jego grzywie przyjrzałem się. Podszedłem do niego i skrzydłem dotknąłem czegoś białego co miał na włosach.
- Piana? - zdziwiłem się, zbierając trochę substancji z jego grzywy i wąchając ją. Miała owocowy zapach.
- Zmywałem - odparł krótko, odsuwając się ode mnie, gotowy zamknąć drzwi.
- Zaczekaj! - szybko odczytałem jego zamiary i wbiegłem do środka. Kao spojrzał na mnie i ciężko odetchnął.
- Wyjdź - powiedział spokojnie, wpatrując się we mnie jednocześnie karcącym, jak i błagalnym tonem.
- Dlaczego? - spytałem i zaciekawiony zacząłem rozglądać się po wnętrzu. Domek był mniejszy niż mi się wydawało. Znajdowałem się teraz w niedużym salonie, połączonym z prowizoryczną kuchnią. Na środku pokoju stały dwie kanapy, przykryte zielonymi kocami i nieduży stolik do kawy, na którym stał wazon ze świeżymi kwiatami. Ściany zbudowane były z ciemnych, drewnianych desek. Nie widziałem żadnych zdjęć na ścianach, w przeciwieństwie do Roxo, która miała ich mnóstwo. Głównie ze Snow. Każde wolne miejsce było zastawione regałami, czy gablotami, w których znajdowały się książki, porcelana i inne stare przedmioty. Z salonu wychodziły dwie pary drzwi, prawdopodobnie do sypialni i łazienki. Właście podszedłem do jednego regału, z ciekawością przyglądając się dziwnym rzeczom, które się w niej znajdowały, kiedy usłyszałem głos ogiera.
- Bo mi coś tu zniszczysz - odpowiedział za naciskiem. Na moim pysku znowu pojawił się uśmiech.
- Tsh. Bez przesady Kao! - powiedziałem, gwałtownie rozkładając skrzydła. Oczywiście, jak się spodziewałem wazon ze stolika niebezpiecznie się zachwiał i poleciała w stronę ziemi.
- Reamonn! - krzyknął zły ogier i rzucił się w stronę przedmiotu, aby go złapać nim się rozbije i woda rozleje się po podłodze.
- Prohibere - z mojego pyska wydobył się delikatny głos. Nagle wazon zawisł w powietrzu, niczym gdyby czas się zatrzymał. Kao zatrzymał się i spojrzał na przedmiot zdziwiony. - I jak? Kaoś? - Spytałem, szeroko się szczerząc. Koń przez chwilę jeszcze wpatrywał się w unoszące się naczynie.
- Nie wiedziałem, że jesteś na tyle kompetentny, że potrafisz zrobić coś takiego - bąknął po krótkim zastanowieniu. Cicho się zaśmiałem, a na moim czole zapulsowała jedna żyłka. Szybko się jednak opanowałem, podnosząc dumnie głowę.
- Oj, Kaoś, Kaoś, nie znasz moich umiejętności - powiedziałem z tym samym perfidnym uśmieszkiem, przysuwając się do niego. On mruknął coś w odpowiedzi i podszedł do czajnika.
- Herbaty? - spytał obojętnie.
- A masz krew? - podszedłem i zajrzałem mu przez ramię, kiedy przeglądał wnętrze szafki. Najwidoczniej zignorował moje pytanie, ponieważ nasypał liści i ziół do obu filiżanek. Gdy tylko woda się zaparzyła zalał nią herbatę i zaniósł na stół, przepychając się obok mnie. Opadł na siedzenie z głębokim westchnięciem i wziął łyka. Ja w tym czasie rozłożyłem się naprzeciwko niego.
- To czego chciałeś? - spytał, spoglądając na mnie znad filiżanki.
- Potrzebuję coś kupić, a słyszałem, że masz dobre wtyki handlowe - mruknąłem i podejrzliwie spojrzałem mu w oczy. Byłem dobry w odczytywaniu emocji i podsłuchiwaniu, dlatego podczas moich wizyt w mieście dużo się dowiadywałem. Właściwie to mógłbym zostać i szpiegiem, ale robota mordercy była ciekawsza. Ogier tylko zdziwiony uniósł jedną brew. - A tak dokładniej to kiedyś zajmowałeś się przemytem cennych przedmiotów. Nawet tutaj to widać, mam rację? - 'rozwaliłem się' na kanapie, z tym moim uśmieszkiem, powoli popijając herbatę. Khaon lekko zmarszczył brwi.
- Yhym - mruknął cicho, biorąc kolejnego łyka. Zastanawiam się, jak bardzo go wtedy wkurzałem.
- Potrzebuję porządnych drzwi, więc? - odstawiłem filiżankę, przechodząc do rzeczy.

<Khaon>
P.S. Sorki ze tyle czekałeś, Kaoś!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz