sobota, 9 stycznia 2016

Od Reamonn'a C.D. Roxolanne

- A co? Coś się stało? - spytała klacz. Spojrzałem w jej oczy i uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że kłamała.
- Nie. Nic. Tak jest dobrze - powiedziałem cichym głosem i oparłem się o jej bok. Nad nami na niebie świecił jasny księżyc. Biały sierp.
- Hej, Rey? - zapytała Roxolanne, niepewnie opierając swoją głowę o mnie.
- Ah? 
- Tak mnie tknęło. Kojarzysz mi się z postacią śmierci - szepnęła, zamykając oczy. Słysząc jej słowa cicho się zaśmiałem. Spodobało mi się to przezwisko.
- Może... nią jestem?
- Ale... - klacz otworzyła oczy i spojrzała w księżyc. - Nie masz... kosy
- Czego? - zrobiłem zdziwioną minę. No taaak. Przecież w różnych opowieściach śmierć zawsze trzyma ogromną broń, która odcina głowy. Ponownie się zaśmiałem, zamykając oczy. 
- Takiej broni, kształtem przypomina księżyc - powiedziała cicho, wskazując kopytem księżyc.
- Hmm... chyba coś się znajdzie - powiedziałem tajemniczym głosem i odsunąłem się do tyłu.
- Co? - Roxolanne odwróciła głowę od księżyca i spojrzała na mnie.
- To - uśmiechnąłem się zawadiacko i stanąłem łącząc przednie nogi. Wyprostowałem szyję i zamknąłem oczy. Stałem tak, wsłuchując się w szum nocnego wiatru, wyciszając się. Słyszałem każdy krok, każdy oddech, każdy szelest. Otworzyłem pysk i powoli nabrałem powietrza. Razem z nim zbierałem magię. W końcu moc nie zna ograniczeń fizycznych. Jedyne co nas ogranicza to my sami. Wierząc w rzeczy niemożliwe możemy sprawić, że staną się możliwe.

'Unbeliveable things become beliveable if you belive'

'Niewyobrażalne rzeczy stają się wyobrażalne, jeśli wyobrazisz je sobie'

Nagle poczułem jak dokoła otaczają mnie smugi czarnych cieni. Rozłożyłem skrzydła i zacząłem powoli nimi poruszać łapiąc wiatr i poruszając nim, niby za sznurki. Cienie powoli zaczęły zbierać się w jednym miejscu i nabierać kształtu. Poczułem mocne ukucie w piersi. Zacisnąłem zęby, wytrzymując ból, który stawał się coraz mocniejszy. W końcu nie wytrzymałem.
- Khy! - opadłem na kolana, kaszląc krwią.
- Reamonn! - Roxolanne z przerażoną twarzą rzuciła się w moją stronę.
- Nie podchodź! - krzyknąłem próbując ją zatrzymać. Klacz stanęła w miejscu, z napięciem przyglądając się mi. - Będzie dobrze - powiedziałem cichym głosem, podnosząc się i stając tak jak wcześniej. Broń była prawie ukończona. Zniżyłem się i otworzyłem pysk, aby złapać ją. W momencie gdy moje zęby dotknęły czarnej materii poczułem ból przechodzący przez całe ciało. Usłyszałem szepty głosów u mojej głowie. Wszystkie szeptały tylko jedno.

'Poddaj się. Nie wygrasz. Umieraj. Poddaj się'


Uśmiechnąłem się.
- Rey? - klacz podeszła kilka kroków do mnie. Tym razem jednak nie zwracałem na nią uwagi.
- Tsh.. hahaahhhaahaaaaaaahh! - roześmiałem się głośno, przerywając nocną ciszę. Poddaj się, dobrze sobie! Nie poddam się. Nigdy. Póki mam w sobie chociaż trochę życia, będę jej wykorzystywał.
- Reamonn! - jej głos słyszałem już jakby przez mgłę. Przesłaniały go szepty, a szepty zagłuszały moje myśli. Jeśli teraz stracę nad sobą kontrolę będzie źle. Nagle poczułem coś ciepłego koło mojego boku. - Nie... Nie zostawiaj mnie! - krzyknęła Roxolanne mocno mnie obejmując. Spojrzałem na nią. W jednej chwili moje myśli rozjaśniły się. Przypomniało mi się, czym była ta broń. Jednym z boskich przedmiotów. Takim samym, jak peleryna Roxo. Jeśli posiada ją śmiertelna osoba, nie jest taka jak kiedyś. W tym przypadku, czarna kosa, którą trzymałem zmuszała swoje ofiary do natychmiastowego zabicia, poprzez swój szept. 
- Roxolanne - szepnąłem. Broń ta, zmuszała swoje ofiary poprzez wykorzystywanie ich uczuć. Ja... nie mam uczuć. 
- Wyrzuć to. To tylko ból - szepnęła klacz i cicho zapłakała, wtulając się w mój bok.
- Jeśli ją ją wyrzucę, znajdzie ją ktoś inny - powiedziałem.
- Nie obchodzi mnie to - zapłakała klacz. Uniosłem jej pysk.
- Nie mów tak. Nie mów, że nie jestem silny. Dam radę. My damy - szepnąłem, spoglądając w jej oczy. Staliśmy razem, obok siebie. Staliśmy w kałuży krwi, otaczały na czarne cienie, latające wokół nas. A nad naszymi głowami unosiła się ogromna, czarna kosa.

<Roxolanne>

P.S. Wiem, mój angielski genialny nie jest.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz