sobota, 2 stycznia 2016

Od Reamonn'a - Legenda Księżycowego Lustra

Księżycowe Lustro - Jezioro poświęcone Moon. Jest to niesamowity magiczny artefakt. Ma ogromną moc, ale jest bardzo kapryśny. Obdaruje jakimś cudem tylko konia, który mu się spodoba oraz samo zdecyduje o tym co mu da. Dotąd położenie KL jest nie znane, ponieważ raz w miesiącu inne jezioro zyskuje tę moc. Jeśli jednak kiedykolwiek uda ci się je odnaleźć warto zaryzykować wkładając swoje lewe przednie kopyto do wody. Może stanie się jakiś cud?


- Co za brednie - zamknąłem grubą księgę jednym machnięciem kopyta. W powietrze uniósł się obłoku kurzu pozostałego między starymi stronicami. - Ekhkhkekh... - zacząłem kaszleć. Kiedy kurz opadł złapałem książkę i wsadziłem do torby. Postanowiłem odnieść ją z powrotem do Roxo. Właściwie to nie powinienem kosić jej książek z regału, ale co tu poradzić jak mi się nie chce kupować własnych. Uginając się pod ciężarem encyklopedii ruszyłem w stronę domu Roxolanne. Dziwne, jakoś przy RKM, AK-47 i innych broniach cięższych od tej książeczki mogłem biec pełną prędkością. 

W południe dotarłem pod dom Roxo. Zauważyłem, że klacz jakoś dziwnie krząta się po podwórku.
- Siemka Roxo! - krzyknąłem machając kopytem.
- Oh, hej... Rey... - Lanne odgarnęła kosmyk włosów z oczu, ale nic to nie dało ponieważ jej pysk przykryła kolejna gęsta kępa grzywy. Jednym słowem wyglądała na bardzo roztrzepaną.
- Co się stało kochana? - spytałam się jak dziewczyna podczas koleżeńskiego 'zlotu na pogaduchy'.
- Ahh... katastrofa - jęknęła Roxolanne.
- Ja nic nie zepsułem - podniosłem kopyta w geście niewinności.
- Fajnie wiedzieć, ale tym razem nie chodzi o ciebie. Zniknęła moja ważna encyklopedia - zawodziła klacz biegając i przeszukując wszystkie kąty. Przez chwilę przyglądałem się jej, aż coś mnie tknęło. Pogrzebałem w torbie i wyciągnąłem grubą księgę.
- Chodzi ci może o to? - spytałem podchodząc bliżej. Roxolanne niechętnie spojrzała na mnie, kiedy jednak ujrzała książkę rzuciła się i wyrwała mi ją z kopyt.
- Ty mały złodzieju! - prychnęła żartobliwie przytulając mocno księgę. - To już wiem gdzie mam szukać rzeczy na pierwszym miejscu, kiedy mi zginą - powiedziała niby do siebie.
- Eeeee tam, bez przesady... - mruknąłem. - A co ci tak nagle potrzebna akurat ta?
- Huh? - klacz spojrzała na mnie zastanawiając się nad odpowiedzią. - Ah! Usłyszałam, że podobno Księżycowe Lustro jest gdzieś w Telrain'ie. Muszę to sprawdzić.
- Księżycowe Lustro? - zdziwiłem się przypominając sobie artykuł z książki. - Ależ to brednie... - mruknąłem udając, że nie jestem zainteresowany. Roxo w odpowiedzi smagnęła mnie ogonem po pysku.
- To prawda. I ja idę to sprawdzić - powiedziała i pobiegła do domu. Gdy wróciła miała przy sobie torbę wypakowaną różnymi przedmiotami oraz encyklopedią.
- Teraz? - uniosłem jedną brew.
- Tak. Nie mamy za dużo czasu zanim się przemieści - mruknęła i ruszyła powoli wzdłuż polany.
- Mamy? - spytałem. Klacz zatrzymała się i spojrzała na mnie.
- A co, nie chcesz iść?
- No... i tak nie mam nic w planach... - odparłem obojętnie i ruszyłem za nią.

Niedawno wkroczyliśmy z Roxo na teren Ciemnej Puszczy. Podczas gdy ja chodziłem i rozglądałem się zaciekawiony na wszystkie strony klacz szła z pyskiem wetkniętym w mapę.
- Ejj... Roxuś... - mruknąłem słodkim głosem wpatrując się w ćmę, która usiadła na moim nosie.
- Co, Rey'uś? - spytała poirytowanym głosem nie spuszczając wzroku z pergaminu.
- Czemu przyszliśmy akurat tutaj? - spytałem. Klacz odetchnęła.
- Ponieważ tu pisze, że... - kopytem wskazała księgę, którą niosła w tobie. Prawdę mówiąc zastanawiałem się, czy te klamoty nie były przypadkiem dla niej za ciężkie. - Księżycowe Lustro pojawia się w dzikich i magicznych miejscach, a gdybyśmy mieli w Telrain'ie listę miejsc dzikich i magicznych to byłoby na pierwszym miejscu - opadła niczym profesor na wykładzie.
- Amm... okej - uśmiechnąłem się idąc dalej optymistycznym krokiem. - Daleko jeszcze? - spytałem wciskając swój pysk w mapę, koło jej.
- Nie wiem! Nie wiemy gdzie ono jest! - wybuchnęła Roxo.
- Faaaakt. W końcu są to poszukiwania - mruknąłem i wytężyłem wzrok oglądając teren. - Ej... Roxo...
- Co znowu? - klacz poirytowana wcisnęła swój pysk na powrót w mapę.
- Czy Księżycowe Lustro się świeci i unosi się z niego para? - spytałem wpatrując się w punkt przedemną.
- Tak. Skąd wiedziałeś? - spytała odrywając się od pergaminu.
- A bo właśnie je znalazłem - powiedziałem i wskazałem kopytem w danym kierunku. Klacz przez chwile patrzyła na mnie wzrokiem 'no co ty nie powiesz', lecz po chwili spojrzała we wskazywaną przezemnie stronę. Po chwili szczęka klaczy opadła. Szybkim ruchem położyła książkę na ziemi i przekartkowała. Następnie przez jakiś czas wpatrywała się to w jakiś obrazek, to w rozciągające się przed nami jezioro.




- Znaleźliśmy jeee! - Lanne podskoczyła do góry radosna.
- Brednie - machnąłem ogonem i ruszyłem biegiem w stronę jeziora. Przecież to niemożliwe. - Idę się wykąpać! - zawołałem i wskoczyłem do wody. Co prawda przy brzegu nie było zbyt głęboko, ale mój plusk był dość efektowny.
- REY! - krzyknęła Roxo i podbiegła do brzegu.
- Mówiłem, nic - obróciłem się, prezentując moje zwykłe ciało klaczy. Spojrzałem jej w oczy wzrokiem 'a nie mówiłem'. Nagle poczułem dziwny niepokój. Roxolanne nie patrzyła się na mnie. PatrzyłaWy się na coś za mną. Powiodłem wzrokiem za jej i ujrzałem dziwny świetlisty punkt pośrodku jeziora. Punkt... który stawał się coraz większy.
- Rey? - spytała Roxo zdziwionym głosem.
- To nie ja! - warknąłem i spojrzałem a wodę. Świetlista plama rozrosła się w ekstremalnym tempie, ponieważ nagle znalazła się koło moich nóg. Usłyszałem tupot kopyt klaczy odbiegającej od wody. W jednej chwili otoczył nie blask zmuszając mnie do zamknięcia oczu.

Kiedy się ocknąłem unosiłem się w powietrzu. Albo w wodzie... Nademną słabe promyki światła muskały taflę. Ja zaś byłem otoczony grubą kołdrą małych bąbelków unoszących się ku górze. Czy ja tonąłem? Jak? Czy to jezioro nie było czasem płytkie? Poczułem jak nagle zaczyna mi brakować tchu. Użyłem wszystkich swoich kończyn, aby wypłynąć na powierzchnię. Kiedy wykonałem zaledwie jeden wymach dziwna siła wypchnęła mnie aż nad wodę. Z głośnym pluskiem upadłe uderzając brzuchem o dno w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą tonąłem. Tym razem było tu bardzo płytko. Powoli podniosłem się na chwiejnych nogach. Nagle przypomniałem sobie o blasku. Rozejrzałem się dookoła szukając wzrokiem Roxolanne. Kiedy ją ujrzałem stała niczym słup soli gapiąc się na mnie.
- Roxo? - spytałem zdziwiony unosząc ogromne, szare skrzydła do góry. Chwila.... CHWILA! SKRZYDŁA!?!? W jednej chwili podskoczyłem jak oparzony i podbiegłem do wody. Stałem na brzegu patrząc się w moje odbicie przez dłuższy czas. Mało się zmieniło...Grzywa nadal koloru ołowianego, prawie do ziemi, szara sierść. Nie było jednak rogu. A zamiast niego... Ogromne, pierzaste skrzydła. Kiedy w końcu lekko ochłonąłem zabrałem się za coś czego raczej osoba normalna nie podjęłaby się w takiej chwili. Wyjąłem z torby grzebień i używając Psychokinezy zacząłem czesać swoją grzywę, co jakiś czas przeglądając się w wodzie. Gdy uznałem, że mój wygląd ogólny jest w porządku obejrzałem się w stronę Roxolanne. Ta najwyraźniej również trochę ochłonęła, ponieważ podeszła do mnie.
- Reamonn? To ty? - zapytała chwiejącym się głosem.
- Yup! I jak wyglądam? - zapytałem prezentując moje okazałe skrzydła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz